W poprzednim rozdziale: Shani udaje się na pierwszą lekcję z Angą. Były król uświadamia księżniczce, że dobry strażnik nie powinien być zbyt pewny siebie, ale nie powinien też w siebie nie wierzyć.
Sheria nie wraca na noc do domu. Twierdzi, że nocowała u Sefu. Tej samej nocy strażnicy dostrzegają niewielką lwicę krążącą przy granicy Klanu Węża. Valenitne postanawia udać się do Sefu, by potwierdzić alibi córki.
Valentine
zatrzymała się przy progu jaskini rodziny Sefu.
— Tatiana?!
— zawołała, a po chwili na zewnątrz wyszła biała lwica o szarych oczach. Była
wyraźnie zdziwiona wizytą królowej. — Witaj... chciałam się tylko spytać, czy
Sheria dzisiaj u was nocowała?
— Nie... w
ogóle to ostatnio coraz rzadziej ją widuje. Czy coś się stało? — Tatiana
zmarszczyła podejrzliwie brwi.
— Nieee...
nic się nie stało — odparła nieco zakłopotana Valentine. — Jest Sefu?
Odpowiedź
nie była zadowalająca dla królowej. Nastolatek wyszedł rano. Val jednak nie
mogła wrócić na Cudowną Skałę. Pewnie czekał tam na nią Askari, aby powiedzieć
swoje słynne A nie mówiłem, Valentine? Moi strażnicy rozwiązywali takie sprawy,
zanim jeszcze potrafiłaś mówić. Nie mogła... ale musiała.
Jak się
spodziewała. Askari krążył wokół Cudownej Skały. Gdy dostrzegł królową, zaczął
iść w jej kierunku.
— Nic nie
mów Valentine. Złapałem tu przed chwilą Sefu... Nie nocowała u niego Sheria, a
ostatni raz widział ją przed kolacją — powiedział strażnik. Jego głos był
wyjątkowo poważny. — Muszę zabrać Sherie do aresztu. Nie jest księżniczką,
takie są procedury.
Valentine
otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz nie mogła wydusić z siebie żadnego
słowa. Westchnęła głęboko.
—
Przyprowadzę ją do was. Mieszkańcy nie dadzą jej żyć, gdy zobaczą, że
prowadzili ją strażnicy — odparła po chwili królowa i w milczeniu odeszła.
Dopiero do niej dotarło, w co wmieszała się jej córka.
Trening
Royal Teamu trwał w najlepsze. Drużyna podzieliła się na dwa dwuosobowe
zespoły, a Hofu bronił. Obie drużyny musiały strzelić do tej samej bramki, co
tylko brzmiało łatwo. Zespół złożony z Kesho i Hakima wygrywał. Shani i Sawa
nie mogli się zgrać, ponieważ księżniczka myślami była zupełni gdzie indziej. Z
rozmyśleń wyrwało ją mocne uderzenie piłki. Poczuła silny ból nosa, że aż
pociemniało jej w oczach i padła na ziemię.
— Shani? —
Sawa podbiegł do księżniczki. — Nic ci nie jest? Przepraszam.
— Zaraz mi
przejdzie... — mruknęła tylko, pocierając lekko krwawiący nos. Nadal czuła
promieniujący ból.
— Dobra
chłopaki, koniec treningu! — zawołał lew, chcąc pomóc przyjaciółce wstać.
W momencie,
kiedy Sawa wyciągnął do Shani łapę, Kesho przepychający się z Hofu pchnął go na młodego
lwa. Nastolatek stracił równowagę i poleciał na Shani, stykając się z nią
nosem. Na początku oboje się trochę zawstydzili.
pierwsze cieniowanie w gimpie ever >.< |
— Luzik... —
zaśmiała się księżniczka, widząc dziwny wzrok Sawy. Lew uśmiechnął się i pomógł
Shani wstać.
— Idziesz na
Cudowną Skałę? Mogę cię odprowadzić. — zaproponował nastolatek. — Lia? Też
idziesz? — spytał po chwili, widząc dziwną minę przyjaciółki księżniczki.
Shani
przypomniała sobie, że całemu treningowi przyglądała się Lia. Odsunęła się od
Sawy, a uśmiech znikł z jej twarzy. Szara lwica z początku miała zmarszczone
brwi, jednak jej twarz się rozchmurzyła.
— Idźcie
sami — odpowiedziała, uśmiechając się. Mimo że miała zamiar iść na Cudowną
Skałę to nie w towarzystwie tej dwójki.
Sawa i Shani przez dłuższy czas milczeli. Oboje czuli wyczuli dziwne zachowanie Lii.
— Na boisku byłaś cały czas zamyślona — zauważył lew. Shani potrząsnęła głową i spojrzała na niego z wyszczerzonymi oczami. — Teraz też.
— Przepraszam... Byłam dzisiaj rano na lekcji z dziadkiem. Cały czas o tym myślę... Wydawało mi się, że to wszystko będzie takie proste — Shani przystanęła i pochyliła głowę. — Odchodzę z drużyny na to parę tygodni... może miesięcy.
— Dlaczego? — spytał Sawa, jednak Shani milczała. — Chcesz zostawić nas na lodzie dwa tygodnie przed mistrzostwami? Tak postępuje dobry kapitan?
— Nie rozumiesz... Ty niczego nie rozumiesz! — odparła księżniczka, próbując odgonić od siebie poczucie winy. Zapadła krótka cisza. Sawa podszedł do Shani i pogładził jej ramię łapą.
— Jeśli dzieje się coś złego to wiesz, że mi możesz powiedzieć — powiedział, patrząc w oczy przyjaciółce.
— Zastanowię się jeszcze nad tym odejściem, ok? — odparła lwica. — Chodźmy... I ani słowa chłopakom, bo dopiero zacznie się marudzenie.
Sawa skinął głową i uśmiechnął się lekko. Wiedział, że odpowiedź Shani znaczy, że wybiła sobie z głowy ten cały pomysł z odejściem.
Sheria czuła, że strażnicy ją rozpoznali i najpewniej o wszystkim wiedzą już rodzice, a jej alibi z Sefu było bardzo słabe. Wolała więc nie kręcić się koło Cudownej Skały. Przechodząc koło boiska dostrzegła Kishindo. Szybko przyspieszyła kroku, nie chcąc zostać zauważona. Schowała się za skałkami.
Tej nocy, kiedy gonili ją strażnicy i udało jej się przejść do Klanu Węża, widziała grupkę lwów w tym Kishindo. Sheria nie widziała dokładnie, ale chyba były to nielegalne walki.
— Co tam robiłaś?! — białe cielsko przygniotło ją do głazu, podduszając.
— To samo pytanie mogę zadać tobie — mruknęła lwica. — Bierzesz udział w nielegalnych walkach, tak? Szkoda by było, gdyby się ktoś dowiedział.
— I tak ci nikt nie uwierzy... mam zapewnione alibi — zaśmiał się Kishindo.
— Askari zacznie węszyć, kiedy się dowie, a wtedy... całe to wasze genialne przedstawienie zostanie ujawnione — odparła Sheria, nawet nie ukrywając satysfakcji w głosie.
— Co chcesz za milczenie? — spytał z niechęcią nastolatek.
— Zapewnij mi alibi... Powiedz, że tę noc spędziliśmy razem na Cudownej Ziemi. Jeśli będziesz mnie krył, ja będę kryła cię — zaproponowała lwica.
— Zgoda — przytaknął Kishindo, nawet się nie zastanawiając.
— Kishindo! — zza skał z rykiem wybiegł Karim. Nie słyszał on rozmowy Sheri i Kisha, ale widział, jak oboje idą za skałki. — Wciągnąłeś ją w to? Zwariowałeś?! — warknął, łapiąc białego lwa za kark i odciągając go od wychowanicy królowej.
— Sama tam przyszła! Poza tym nie interesuj się... Przecież uważasz, że to wszystko głupi pomysł... — prychnął Kishindo.
— To mordobicie jest debilne, a co ważniejsze... nielegalne — odparł Karim, robiąc kilka kroków stronę białego lwa. Nastolatek cofnął się trochę przestraszony. — Jeśli w końcu was namierzą, nie licz na moją pomoc... ani chłopaków z drużyny.
— Oni wezmą na siebie całą winę na moje skinięcie palcem — zaśmiał się Kishindo.
Karim nie wytrzymał i rzucił się na rówieśnika. Przygwoździł go do ziemi i zaczął dusić. Sheria w porę go odciągnęła. Kishowi zaczęło się już robić słabo.
— Przejmuję drużynę... Nie wylatujesz, bo nie mam zastępstwa, ale jeden przekręt i nie masz czego u nas szukać, rozumiesz? — wycedził czarny lew i odszedł.
— Pamiętaj o umowie — przypomniała Sheria i także oddaliła się.
Gdy tylko wyszła zza skały, ujrzała przybraną matkę kilkanaście metrów od siebie. Gdy królowa tylko ujrzała córkę, zaczęła szybkim krokiem iść w jej kierunku. Sheria wiedziała już, o co chodzi... Co innego chciałaby od niej Valentine?
— Pomożesz mi w czymś? — spytała Valentine z szerokim uśmiechem to jedyny pretekst, jaki wpadł jej do głowy. Sheria niepewnie skinęła głową. — To chodź!
Obie zaczęły iść w kierunku aresztu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
Powiem szczerze, że rozdział dzisiaj jest tylko z dwóch powodów: przez tydzień u mnie lało i musiałam siedzieć w domu oraz mam kontuzjowanego psa xd
Wiecie... wakacje. Łażenie po wsi, dżogyng, oglądanie seriali, nagrywanie z Rabarbarkiem. Są rzeczy ważne i ważniejsze. xd
Powiem szczerze, że rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie i bez dłuższych zawieszeń (pisany był kilka dni, po trochu i kończyłam pisać, bo musiałam, a nie bo nie miałam już weny)
Pytanka:
1.Czy ,,alibi'' Sheri przejdzie? Czy Kishindo w ogóle dotrzyma układu?
2.Czy Lia jest zazdrosna?
Pozdrawiam