niedziela, 22 kwietnia 2018

#78.Przeklęta

     Matu była medyczką przez wielu nienawidzoną, ponieważ miała tendencje do trzymania w niepewności. Shani nie raz przekonała się o tym na własnej skórze.
- No powiesz coś w końcu? - spytała wkurzona, po długim milczeniu złotej lwicy.
- Twój ojciec prosił mnie, abym pomogła ci opanować Ryk Przodków - odparła Matu, wstając.
- Ale po co? - zdziwiła się księżniczka, jednak jej pytanie nie zyskało odpowiedzi. Szamanka udała, że nic nie usłyszała i ruszyła w kierunku drugiego pomieszczenia.
- Przynajmniej raz w tygodniu będziesz do mnie przychodzić na lekcję. Poznasz dokładnie moc i działanie ryku oraz historię lwich strażników.
- Ale po co mi to? - Shani dalej szła w zaparte.
- W dodatku twoja choroba utrudni nam to zadanie... będziemy musiały popracować nad twoją wytrzymałością - dodała Matu, znikając za lianami.
Shani zagotowała się ze złości. Wiedziała, że kolejne próby dowiedzenia się czegokolwiek też spełzną na niczym.
- Nie ignoruj mnie! Dobrze wiesz, że ja nie odpuszczę - księżniczka uniosła głos i zagrodziła drogę Matu. Medyczka przygryzła wargę i wyraźnie się speszyła. Sama chciała, aby Shani o wszystkim wiedziała, ale tkwiła w niej nić niepewności. - No więc?

Cudowna Ziemia krwią splamiona

Przez księżniczkę swą zdradzona
Nadzieje ma w niej
Lwicy z Rykiem Przodków
Która darem Bogów zwalczy przeklętą

Matu szybko wydukała przepowiednię, nie zważając czy Shani coś zrozumie. Medyczka tyle razu już powtarzała te słowa, że obudzona o trzeciej w nocy wyrecytowałaby wszystko bez zająknięcia.

- To niezbyt dobre rymy - odparła księżniczka, nie zastanawiając się nad sensem słów lwicy.
- Tu nie o rymy chodzi!... Nie powinnaś wiedzieć... Nie mogę!
- Możesz, ale nie chcesz! - ciągnęła Shani. Wbiła błagalny wzrok w Matu. Złota lwica wzięła głęboki wdech i na chwilę zastygła w bezruchu. Czuła, że traci w oczach nastolatki... przecież bez trudu wyciągnęła z niej informacje.
Matu powtórzyła przepowiednie słowo po słowie. Spodziewała się bardziej histerycznej reakcji Shani. Młoda lwica jedynie głośno wciągnęła powietrze, cała drżąc i wbiła wzrok w Matu.
- Ty jesteś lwicą z Rykiem Przodków, czyli darem Bogów, a przeklętą jest...
- Sheria... Domyśliłam się - odparła Shani, odwracając głowę. - Nie zrobię tego... nie chce się uczyć panowania nad Rykiem, tylko żeby spełnić tę chorą wizję.
- Shani! Nie mamy pewności, że chodzi o Sherie! W końcu nie jest księżniczką... Chociaż praktycznie rzecz ujmując, tytułu nie można się ot, tak zrzec i w oczach Bogów nadal nią jest. Oprócz tego nie mamy żadnej pewności - Matu próbowała jakoś zgrabnie wybrnąć z całej sytuacji, lecz z każdym słowem jeszcze bardziej się pogrążała.
- Przecież sama to wiesz - odparła Shani i wybiegła z jaskini. Nie miała najmniejszego zamiaru uczestniczyć w tym wszystkim.

     Laari i Furaha wylegiwali się w miękkiej trawie. Ich ciała ogrzewały promienie słoneczne. Lwica cały czas mówiła, a książę tylko przytakiwał. Tak naprawdę myślami był gdzieś daleko, co powoli zaczynało denerwować jego towarzyszkę.

- I co o tym sądzisz? - spytała Laari głośno i wyraźnie, aby zwrócić uwagę księcia. Lew jedynie spojrzał nią i uśmiechnął się głupio, przełykając ślinę.
- A co mam sądzić? To... dobra decyzja - Furaha postanowił strzelać, a nuż trafiłby z odpowiedzią.
- Wiesz w ogóle, o czym mówię? - odparła Laari z politowaniem. - Pytałam, czy idziemy nad rzekę - kontynuowała, widząc tępą minę przyjaciela. Młody lew wzruszył ramionami i wstał. Laari chwilę się ociągała, ale także się podniosła. Oboje zaczęli zmierzać w kierunku rzeki, która wpływała do dużego wodopoju. Furaha ciągnął się z tyłu, cały czas rozmyślając. Potknął się o kamień i wpadł na Laari, przewracając ją. 
- Gdyby był konkurs dla pierdoł, zająłbyś drugie miejsce... Wiesz dlaczego? - zaśmiała się lwica, udaremniając próby podniesienia się księcia. - Bo jesteś pierdołą!
Furaha starał się udawać rozbawionego. Ten żart był po prostu żenujący. Lwica spojrzała na mu w oczy, nadal cicho chichocząc. Pocałowała go delikatnie w policzek, na co książę trochę się speszył. Oboje usłyszeli gwizd. Ich wzrok powędrował na Hakimu.
- Ja już nie przeszkadzam - zaśmiał się lew, znikając za krzakami. Po chwili dyskretnie wyjrzał zza zarośli, oczekując na jakiś rozwój akcji.
Furaha i Laari wstali, cały czas zerkając na siebie z delikatnymi uśmiechami. Wolnym krokiem ruszyli w stronę rzeki, milcząc przez całą drogę.

     Sheria wieczorem wykradła się z jaskini. Dzisiaj przez przypadek usłyszała rozmowę Valenitne i Chaki o jej historii, którą rzekomo wyznała Matu. Lwica niewiele myśląc, postanowiła, że musi się wszystkiego dowiedzieć za wszelką cenę. Wpadła do jaskini medyków, przewracając jakieś miseczki i pojemniki. Matu i Kweli aż podskoczyli przerażeni.
- Sheria? - szamanka rozpoznała w sylwetce tajemniczej postaci wychowanice królowej. - Wynoś się skąd! - warknęła, kiedy nastolatka zbliżyła się parę kroków, przypierając ją do ściany.
- Czego chcesz? - spytał Kweli, który w przeciwieństwie do Matu ufał Sheri i nie rozumiał, dlaczego wszyscy tak martwią się o jej przyszłość.
- Wiecie coś o mnie... czego ja nie wiem - szepnęła Sheria. Medyczka zrozumiała, o co chodzi. Zmarszczyła gniewnie brwi i zapaliła pochodnię, pocierając ją o kamienną posadzkę. Pomieszczenie rozświetlił ogień.
- Słyszałeś Kweli, ona chce znać swoją przeszłość - w głosie Matu słychać było szyderstwo. Mandryl obrzucił medyczkę krzywym spojrzeniem i odszedł do swojej części jaskini.
- Mów! - upomniała się Sheria.
- Urodziłaś się daleko stąd, gdzie przepowiedziano, że ciemne lwiątko o lawendowych oczach przyniesie zgubę królestwu i obali króla. Rodzice nie chcieli cię wydać. Twój ojczulek zginął, a matka uciekła i zostawiła cię na Cudownej Ziemi, a potem podzieliła jego los... Już wiesz, a teraz się wynoś! - Matu opowiedziała całą historię na jednym wdechu, bez najmniejszych emocji. Nie za bardzo przejmowała ją też reakcja młodej lwicy.
Sheria przygryzła wargę, próbując powstrzymać się od jakiejkolwiek oznaki słabości i zwróciła się w stronę wyjścia. Po chwili młoda lwica zniknęła w mroku. Potrzebowała kogoś. Natychmiast. Wiedziała gdzie go znajdzie. Zawsze tam był. Sheria skierowała się w stronę dużego wodopoju. Już z daleka dostrzegła białą sylwetkę. Przyspieszyła i po chwili była już w ramionach ukochanego. Zaczęła płakać.
- Sheria? Co tu robisz? - Sefu nie miał pojęcia, dlaczego Sheria nie jest na Cudownej Skale i co ważniejsze, dlaczego płacze.
- Byłam u Matu... Moi rodzice zginęli przeze mnie... Jestem przeklęta - lwica z trudem, coś wykrztusiła. Jeszcze mocniej przytuliła się do Sefu, starając się powstrzymać łzy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
Już po egzaminach... uffff... Możecie być dumni, policzyłam, że mam tylko 2 błędy z polaka w zamkniętych! Kim jesteś? Zwycięzcą! Resztę przemilczmy.
Rozdział krótki, bo myślałam, że prędzej umrę niż napisze coś więcej... I tak wyszło gówniane. Jak cały blog, jak całe moje życie... 
Chociaż... mam Żula! Życie jest jednak pinkne (pozdro dla kumatych... czyli nikogo xd)
Taka ciekawostka, że podczas tej przerwy cztery razy pisałam post pożegnalny i cztery razy prawie nie kliknęłam opublikuj... Mniejsza. Kogo to obchodzi? Jeszcze parę miesięcy będę zaśmiecać fandom ;-;

Kłeszczyn:
1.Czy Shani zgodzi się uczęszczać na lekcje do Matu?
2.Furaha i Laari... Czy miłość rośnie wokół nich? xd
3.Czy Sheri zmieni swoje postępowanie?

Ostatnio żegnałam was z kotem, a dzisiaj z żulem... znaczy Rockym! 

Ps.Znowu kreatywny tytuł xd

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

#77.,,Nie uchronisz jej przed światem''

     Głos Lii słychać było już kilkanaście metrów od Cudownej Skały. Shani parła przed siebie, jednak każdy jej krok był coraz mniejszy i wolniejszy. Nie wiedziała już, czy naprawdę chce teraz rozmawiać z kuzynką. No może przed chwilą tego pragnęła... ale lwica zmienną jest.
Księżniczka zrobiła w tył zwrot i pognała w stronę sawanny. Musiała wszystko poukładać sobie w głowie jeszcze raz, a najlepszym do tego miejscem jest wodopój. Lwica usiadła w cieniu drzewa i spojrzała na bawiące nie nieopodal lwiątka. Westchnęła głośno. Chciała być tak beztroska, jak kiedyś. 
- Odczep się smarku! - Shani usłyszała za sobą, znajomy głos. Natychmiast odwróciła głowę.
Wkurzony Karim próbowała odkleić od siebie Zuberiego. Lwiątko jednak nie miało zamiaru się poddawać. Nierówna walka trwała, póki lew nie zauważył księżniczki.
- A ty nie szłaś na Cudowną Skałę? - spytał zdziwiony, w końcu jeszcze nie tak dawno temu się mijali.
- To chyba nie twój interes - odparła lwica, odwracając się w stronę wodopoju. 
- Shani! - nieoczekiwanie na jej grzbiet z krzykiem wskoczył Zuberi.
- Gdzie jest twoja głupia i wredna siostra? - spytało lwiątko, bawiąc się ogonem kuzynki. 
- Zuberi! Nie wolno tak mówić! - warknęła księżniczka, zrzucając z siebie lwiaka.
- Ale przecież ona jest głupia... - odparł syn Lisy z wyrzutem.
- Ona po prostu nie rozumie... nie rozumie... Chodź mały! Kolacja się zbliża - Shani wbiła wzrok w ziemię i szybko wstała.
- Dzięki, że go ode mnie oderwałaś - prychnął Karim, kiedy księżniczka i Zuberi przechodzili obok niego.
- Widać, że zadawanie się z tobą nie wychodzi mu na dobre... - fuknęła lwica, odchodząc. Karim przewrócił oczami i odszedł w swoją stronę. 

     Ciemny lew przytulił żonę i spojrzał na syna z politowaniem. Małe lwiątko żałośnie pociągało nosem i próbowało powstrzymać płacz.

- Nie maż się, Chaka! To normalna misja, tylko dłuższa i niebezpieczniejsza - lew dumnie się wyprostował, zasłaniając swoim ogromnym cieniem całe lwiątko. - Jako przyszły strażnik powinieneś oswoić się ze strachem... nie maż się.
Lew, znikając za horyzontem, odwrócił jeszcze głowę. Nie był świadom, że to ostanie spojrzenie na rodzinę. Chaka wtulił się w futro matki. 
Pozostało im tylko oczekiwanie.
Oczekiwanie na wiadomość, z której się już dawno spodziewało.
- Zaskoczyli nas... Na prawdę nikt nie mógł tego przewidzieć. Przykro mi... twój mąż nie żyje - przyjaciel gwardzisty ledwo wypowiedział ostatnie słowa. Jego oczy cały czas były przymknięte, aby nie uronić łzy.
- To niemożliwe! Nie! - lwica padła na ziemię, zanosząc się płaczem.

    Chaka otworzył oczy. Odetchnął z ulgą, kiedy uświadomił sobie, że to wszystko było tylko snem. Potrząsnął głową i przeciągnął się. Po cichu wyszedł z jaskini, starając się nikogo nie obudzić.

Już prawie świtało. Król podszedł do krawędzi Cudownej Skały. Przez kilka minut podziwiał swoje królestwo, w myślach cały czas mając sen. Sam nie wiedział, co myśli o swoim ojcu. W młodości był dla niego dużym autorytetem, kiedy zginął... zginął również szacunek do jego osoby. Chaka znienawidził go, obwiniał o depresję matki, sądził, że gwardia i szacunek króla Kuzimu były dla niego ważniejsze niż rodzina. Jednak kiedy Chaka sam wstąpił w szeregi straży, zrozumiał decyzję ojca.
- Myślisz o mnie, co? - król usłyszał za plecami niski, znajomy głos. Nie odwracał nawet głowy, wiedział kto to.
- Dokładnie ojcze - odparł lew, uśmiechając się ironicznie. - Chciało ci się kłopotać, aż tu na ziemię?
- Wiesz, że nie jestem tu bez powodu - były strażnik podszedł do syna. Chaka dopiero wtedy spojrzał na lwa. Jego ciało było przezroczyste i świeciło ciepłym blaskiem. Poza tym wyglądał dokładnie tak samo jak kiedyś. Wesołe turkusowe oczy, w których zawsze świeciły iskierki nijak pasujące do wiecznie posępnej miny.
- Nie przychodziłbyś bez powodu... szkoda twojego cennego czasu - król gwałtownie odwrócił głowę. Starszy lew wyczuł, że nie jest mile widziany.
 Chaka wyszedł jakiś taki wielki xd
- Sądziłem, że zrozumiałeś... *Przez tyle lat wciąż masz mi za złe, że nie pomogłem ci, kiedy straciłeś Val? - były gwardzista, potrząsną głową z politowaniem.
- Nie - uciął Chaka, spoglądając na ojca. - Nie jestem półrocznym lwiątkiem, które obraża się o wszystko na wszystkich!
- Martwisz się o tę małą? - spytał ciemny lew, uśmiechając się triumfalnie, wszak udało mu się rozgryźć syna. Chaka wzdrygnął się na te słowa. Przeraził go fakt, że jego rodziciel być może czyta mu w myślach. - Moment, w którym będzie musiała użyć Ryku, zbliża się nieubłaganie. Powinna zacząć trenować, aby być gotowa.
- Shani nie użyje go już nigdy - mruknął Chaka. Jego ton był bardzo chłodny i nieznoszący sprzeciwu.
- Skoro wiesz, co robisz, po co mnie wzywałeś? - ojciec lwa fuknął zły. Nie mógł już znieść fochów syna. - Chaka... doskonale o tym wiesz, ale nie chcesz tego przyjąć do wiadomości. Nie uchronisz jej przed światem.
- Tato... Czy ty nie bałeś się o mnie? Czy nie bałeś się, że mnie kiedyś stracisz? - spytał nagle Chaka, patrząc prosto w oczy rodziciela.
Starszy lew westchnął głośno i uśmiechnął się serdecznie.
- Jasne, że się bałem... ale starałem się ciebie nie ograniczać i nie trzymać pod kloszem, co czasem nie zawsze mi wychodziło... Shani i Furaha mają wielką misję do wykonania, ale ty musisz im w tym pomóc, synu - ciemny lew uścisnął Chakę jak starego przyjaciela. - Zrobisz to, co uważasz za słuszne... Nie byłem najlepszym ojcem. Przepraszam...
Król ze smutkiem patrzył, jak postać lwa rozpływa się, aż w końcu znika. Chaka spojrzał na niebo. Między innymi nielicznymi już gwiazdami pojawiła się nowa.

     Shani otworzyła oczy i ziewnęła przeciągle. Od razu dostrzegła nieobecność ojca. Król o tej porze zawsze wracał z patrolu, więc jego nieobecność zaniepokoiła księżniczkę. Lwica poderwała się na łapy i starając się nikogo nie obudzić (co niezbyt jej się udało) wyszła z jaskini. Od razu dostrzegła Chakę stojącego na czubku Cudownej Skały. Księżniczka odetchnęła z ulgą i podeszła do lwa.
- Nie śpisz? - zdziwił się król, widząc córkę na łapach. Przez moment zawładnął nim strach, ponieważ zdał sobie sprawę, że Shani mogła słyszeć jego rozmowę z ojcem.
- Nooo - odparła księżniczka, nie spuszczając z rodziciela podejrzliwego spojrzenia.
- Po śniadaniu pójdziesz ze mną do Matu - oznajmił król, chrząkając cicho. Był cały spięty i speszony. Shani od razu wydało się to podejrzane.
- Okey, a po co? - spytała, udając obojętność. 
- Dowiesz się - uciął biały lew i zszedł z czubka skały. Księżniczka jeszcze chwile patrzyła, jak lwice ruszają na polowanie i podążyła śladem ojca. 
    Po śniadaniu król i księżniczka udali się do Jaskini Medyków. Shani miała w głowie tysiąc pytań, jednak wolała się nie odzywać. Chaka nadal był spięty i myślami nieobecny. Nawet nie dostrzegł, że mijają już swój cel. Gdyby nie Shani szedłby przed siebie, póki by w coś nie uderzył. 
- Witaj Matu! - przywitał się król od progu.
- Co was tu sprowadza tak wcześnie? - Matu podniosła głowę z łap i ziewnęła. Chaka spojrzał na nią wymownie. Medyczka natychmiast zrozumiała, o co chodzi. Uśmiechnęła się i zachęciła łapą Shani, aby podeszła do niej.
- To ja już was zostawię - oznajmił król i wyszedł z jaskini. Shani z lekkim przerażeniem patrzyła, jak ojciec odchodzi, po chwili spojrzała pytająco na Matu.

*chodzi tu o sytuację z przełomu rozdziału 12 i 13. Kiedy matka zakazała Chace spotykania się z Val poprosił o pomoc ojca. Jestem beznadziejna w łączeniu wątków xd
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
Ostatni rozdział był w lutym... No co tak na mnie patrzycie? Bardzo szybko mi poszło! Rozdział tak szczerze mi się nie podoba, bo porusza tylko jeden wątek, ale wybaczycie mi? W końcu mam urodziny! (Znaczy niedługo, w czwartek xd) Jest to zapychacz, po prostu bardzo chciałam coś wstawić. 
Ogólnie pomyślałam, że jak rozdziały nadal będą mi tak wychodzić to pisze dwa dłuuugie kończące historię, bo nie ma sensu tego ciągnąć.

1.Co miał na myśli ojciec Chaki mówiąc, że Shani i Furaha mają misję do wykonania?

2.Po co Chaka zaprowadził Shani do medyczki?

Pozdrowienia ode mnie i mojego kota Teo, który łazi mi po klawiaturze xd 

Ps.Przez 20 minut myślałam nad tytułem... jak widać nie wyszło.
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony