sobota, 25 listopada 2017

#73.Lwia Strażniczka

     Mrok spowił Cudowną Ziemię. Burza, która dała o sobie zapomnieć na kilka godzin, znowu się rozszalała. Shani i Lia leżały w kącie wtulone w siebie. Valentine podeszła do lwiczek i trąciła nosem córkę.
- Nie martw się... Askari jej szuka - pocieszyła ją królowa. - Wiele razy tak znikała i wracała cała i zdrowa.
Do jaskini wszedł Duma i Rang. Opiekunowie królewskich dzieci otrzepali się z wody i spojrzeli na siebie ze zmieszaniem. Valentine natychmiast do nich podbiegła.
- Wciąż nic... Askari przerwał akcję. Burza się rozsrożyła - odparł gepard, patrząc w smutne oczy wychowanicy. - Wyruszamy, gdy tylko przestanie padać.
- Dziękuje wam kochani... tyle dla mnie zrobiliście - Val wysiliła się na uśmiech. Westchnęła głęboko i pochyliła głowę. Chaka, który dotychczas rozmawiał z Asante podszedł do kochanej i przytulił ją.
- Wszystko będzie dobrze... zobaczysz - szepnął jej na ucho.

     Nastał ranek. Cudowna Ziemia była pokryta rozległymi kałużami. Wodopoje były przepełnione, a gdzieniegdzie leżały powalone drzewa i krzewy. Tajfun zebrał spore żniwa. Przez sponiewierane królestwo spacerowały dwie lwiczki.
- Nie rozumiesz, o co chodzi... muszę po nią iść! - odparła Shani, patrząc prosto w oczy Lii.
- Nie powinnaś się nią przejmować! Sama się prosiła! - prychnęła z kpiną. - A jak mam być szczera... nie znajdziesz jej. Strażnicy przeczesują całe królestwo, granice i jej nie znaleźli, to ty sama masz dać radę?
- Nie jest mi jej żal... po prostu jak jej się coś stanie, to będzie na mnie. Poradzę sobie! - rzekła księżniczka, zwracając się w stronę granicy z Ziemią Hien. - Jak rodzice będą pytać, to powiedz, że jestem na lekcji polowania z Mlezi, ok?
Lia niepewnie skinęła głową, na co księżniczka pognała przed siebie na ile pozwalała stłuczona łapa. Po chwili zniknęła z oczu przyjaciółki. 
- Wyczuwam kłopoty...
Szara lwiczka westchnęła i udała się w stronę pastwisk, gdzie pewnie czekała już na nią Iris. Lwica miała nauczyć córkę podstaw polowania, bo w końcu czas pozostały do Pierwszego Polowania nieubłaganie się skracał.
     Shani zdyszana zatrzymała się przy granicy. Czuła wyraźny zapach siostry, a na wysuszonej od słońca ziemi dostrzegła odciski łap lwiątka jej wielkości. To jeszcze bardziej utwierdziło ją, że Sheria wbiegła prosto na Ziemię Hien.
- Sheria! Wyłaź! Nie mam zamiaru się za tobą uganiać! - ryknęła zła i przeszła przez granicę. Jej głos odbił się echem po pustej okolicy. Księżniczka rozejrzała się. Ziemia Hien pokryta była zielonymi krzewami, a na ziemi rosła mała trawa. Otwarcie musiała przyznać, że jest tu ładniej niż w dniu, kiedy odkryła ryk.
- Sheria, wy... - przerwała nawoływania, gdy dojrzała w pobliżu hieny. Padlinożercy krążyli po okolicy, ze znudzeniem obserwując horyzont. Shani przycupnęła za kamieniem i rozejrzała się w poszukiwaniu dalszej drogi ucieczki. Dostrzegła Sherię śpiącą za dużym liściastym krzakiem. Westchnęła z politowaniem i zakradła się do niej. Uderzyła siostrę w policzek i zatkała jej usta.
- Wracamy do domu! - burknęła Shani, ciągnąc za sobą młodszą księżniczkę. Na ich nieszczęście kilka metrów od nich krążyły hieny, które od razu dostrzegły obecność lwiczek.
- Intruzi! - krzyknął jeden z psów. Królewskie siostry pisnęły przerażone i rzuciły się pędem przed siebie. Ciepły oddech wrogów na grzbiecie przyprawiał o dreszcze, a ciągłe krzyki i chichoty wciąż stawały się głośniejsze. Jedna z hien przyspieszyła i trąciła łapą Sherię. Księżniczka wywróciła się i trafiła wprost pod nos oprawcy. Shani w tym czasie dopadła do granicy i wdrapała się na klif. Dopiero wtedy dostrzegła, że jej siostra kuli się do ziemi, otoczona przez hieny.
- Możemy się dogadać - jęknęła cicho Sheria. Hieny uniosły brwi.
- Nie układamy się z lwami... a szczególnie z małymi, biednymi lwinkami... jak ty - jeden z psów wziął księżniczkę w łapę i uniósł nad głowę. Od razu dostrzegł ślepe oko i leciutką bliznę przebiegającą przez nie. - No proszę, proszę! Księżniczka Sheria. Mamy niewyrównane rachunki...
- Sheria! Uciekaj! - ryknęła Shani, wybudzając siostrę z dziwnego transu. Młodsza księżniczka przeorała pazurami po twarzy hieny i puściła się dzikim pędem w stronę klifu. Nim potężne szczęki ją chwyciły, zdążyła się schować w niewielkiej wnęce w ścianie. Padlinożercy zaczęli ją rozkopywać. Shani krzyczała i wygrażała się. Czuła się bezradna.
- Daje wam ostatnią szansę! Odejdźcie! - warknęła księżniczka.
- Mówisz to piąty raz... czekam na twój ruch! - zaśmiała się jedna z hien.
Jak ja mam to zrobić... Nie potrafię! - pomyślała. Nie mogła zrozumieć dlaczego, kiedy nie miała zamiaru użyć Ryku Przodków, ten nagle się zjawił, a kiedy naprawdę go potrzebowała, była bezsilna.
Nie myśl! Po prostu działaj! - w głowie Shani zabrzmiał dziwny, damski głos. Słowa te cały czas odbijały się echem w myślach lwiczki. Zamknęła oczy i poczuła dziwny przypływ mocy. Rozstawiła łapy i po chwili z jej gardła wydobył się potężny ryk. Hieny odleciały kilkanaście metrów i przestraszone uciekły. Shani upadła na ziemię. Na jej ramieniu zaczął się żarzyć dziwny znak, który wręcz palił skórę. Przez chwilę balansowała na granicy świadomości, w końcu nie mogła już wytrzymać i zemdlała.
     Księżniczka ocknęła się po kilku minutach. Z trudem otworzyła oczy, wciąż czuła się bardzo słabo. Ramie strasznie ją bolało, ale znamię zniknęło. Shani spostrzegła, że leży w tym samym miejscu, w którym zemdlała. Wokół niej zbierali się cudownoziemcy, którzy dostrzegli głowy lwów na niebie i nie mogli powstrzymać ciekawości.
- Ona ma Ryk! Sam wiedziałem lwy na niebie! Lwica z Rykiem! Księżniczka jest lwią strażniczką! Przecież to jest niemożliwe! - dało się słyszeć szepty wśród tłumu. Przed lwami stała Sheria, nadal trochę wstrząśnięta wydarzeniami sprzed chwili.
- Co... co się stało? - spytała słabo Shani, unosząc głowę. Dopiero po chwili przypomniała sobie, co się wydarzyło.
- Co tu się... - dowódca gwardii przepchał się przez tłum. Kiedy dostrzegł leżącą Shani i poranioną Sherie, zmroziło mu krew w żyłach. - Zabierzcie królewskie córki do medyków i wezwijcie króla!... I do cholery rozejść się! - warknął Askari. Wszyscy spłoszeni zaczęli odchodzić, stary strażnik miał posłuch wśród tłumu prawie tak duży, jak sam król.

     Minęło pół godziny, odkąd królewskie siostry zostały przetransportowane do jaskini medyków.
- Co ty tam robiłaś... Co wy tam robiłyście? - spytał szorstko Chaka, miażdżąc spojrzeniem córki.
- Ja tylko poszłam jej szukać - odparła zuchwale Shani.
- Sheria... możesz już iść - odparła szorstko Matu, przemywając ostatnie zadrapanie. Młodsza księżniczka skrzywiła się.
- Sheria, porozmawiamy później. Idź! - powiedziała Valentine, wymieniając z medyczką porozumiewawcze spojrzenia. Sheria wymaszerowała z jaskini w milczeniu. Matu odprowadziła ją wzrokiem i spojrzała na Shani z politowaniem.
- Wszyscy wiedzą? - spytała lwiczka, próbując powstrzymać łzy. Chaka i Valentine spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Tak, a ci najbardziej wścibscy czekają przed jaskinią. Chcą wszystko wiedzieć - odparła królowa. - Jak chcesz, możesz tu zostać, puki sprawa nie ucichnie.
- Mogę? - Shani wbiła wzrok w podłogę, bała się spojrzeć rodzicom w oczy.
- Nie może się tu ukrywać całe życie, ryk to nie tylko jej osobista sprawa! - odparł Kweli, który dotychczas w milczeniu porządkował lekarstwa.
- Może ma od razu założyć straż? - warknęła zła Valentine, szaman zlękną się, ale po chwili zmarszczył gniewnie brwi.
- Tak Wasza Wysokość, księżniczka ma taki obowiązek. Wielcy władcy nigdy nie wybierają nikogo bez powodu - oznajmił urażony mandryl i zniknął za lianami odgradzającymi drugą część jaskini.
- Przywykłam już do jego fochów... Val, Chaka możecie już iść - powiedziała Matu, uśmiechając się serdecznie.
- Shani, chcesz, żebyśmy poszli? - spytał Chaka, jego córka szybko skinęła głową.
- Może lepiej...
- Damy sobie radę... opowiem młodej o ryku i gwardii. Możecie wracać do obowiązków! - Matu wręcz wypchnęła parę królewską z jaskini i uśmiechnęła się do księżniczki.
- Dlaczego znowu zemdlałam? - spytała Shani, starając się wstać.
- Coś, co jest twoim przeciwnikiem, nie może ci pomagać. Twój organizm jest za słaby, jeśli nie opanujesz ryku, za każdym razem będziesz mdleć... a może nawet...
- Nie kończ!... Jak mam go opanować? 
- Ryk nie będzie co służył, kiedy nie będziesz żyć w zgodzie sama z sobą. To znaczy, że musisz go zaakceptować, zaakceptować to, jaka jesteś i nie próbować tego zmienić.

     Lia ze znudzeniem wlokła się za Iris, co chwilę wzdychając z przygnębieniem. Pierwsza praktyczna lekcja polowania zakończyła się oczywiście rozbitym nosem. Samce to jednak mają dobrze, polują tylko dla rozrywki, a biedne samice? Ciągle muszą się męczyć, aby wyżywić stado. Te myśli budziły w Lii feministyczne odczucia.
- Do Pierwszego Polowania będziesz najlepszą lwicą polującą - pocieszyła córkę Iris, widząc jej smutną minę. Lwiczka uśmiechnęła się słabo i wyprzedziła matkę. Po chwili obie przybyły na Cudowną Skałę. Panowała tam dziwna atmosfera.
- Ale o co wam chodzi? Po prostu nie chcę nią być, tak? - warknęła Sheria, robiąc kilka kroków w tył. Wyglądało to, jakby chciała uciec. Valentine spojrzała bezradnie na męża i westchnęła głęboko.
- Masz takie prawo... ogłosimy to po kolacji - odparła królowa, zwieszając głowę. - Jest mi tylko żal, że winisz o to wszystko mnie i tatę, chociaż robimy wszystko, abyś miała jak najlepiej.
- Cóż... mi też jest żal - ucięła Sheria, odwracając wzrok. Miała ochotę z płaczem rzucić się do łap przybranych rodziców, ale zacisnęła mocno szczęki i z dumnie podniesioną głową opuściła Cudowną Skałę. Iris podbiegła do siostry i szturchnęła ją nosem.
- Co ta mała znowu wymyśliła? - spytała, przytulając Valentine.
- Cudowna Ziemia straciła księżniczkę - szepnęła lwica, zaciskając powieki. - Jestem beznadziejną matką... Sheria zrzekła się tytułu, a ryk Shani został ujawniony.

     Lia pobiegła na boisko, skąd dało się słyszeć głośne krzyki. Usiadła na trybunach obok Sawy i westchnęła przybita.
- Kto to? - spytała, dostrzegając pięć nieznanych lwiątek. Nie wyglądały na tutejsze.
- Drużyna z Rajskiej Ziemi, za godzinę rozgrywają mecz towarzyski z drużyną Kishindo. Chłopaki tego nie rozgłaszali, bo nie wiedzieli, czy rajscy dadzą radę przybyć - odparł Sawa. - Byłaś u Shani?
- W...w sensie g...gdzie?... Wróciła już z lekcji? - wyjąkała lwiczka.
- To ty nic nie wiesz? - odezwał się Hakimu. Lia spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Shani ma Ryk Przodków!? Nie widziałaś lwów na niebie!? - krzyknął biały lewek, podrywając się na łapy.
- Serio... - córa Iris przygryzła wargę, próbowała choć trochę udawać zdziwienie. - Byłam z mamą na północnym pastwisku, więc nic nie widziałam. Gdzie ona jest?
- U medyczki... pewnie cię nie wpuszczą. Nas nie chcieli.
Zapadła cisza, wszyscy zwrócili wzrok na boisko. Rajskoziemska drużyna wciąż się rozgrzewała. Jeden z lwiątek kopnął piłę, a ta uderzyła w twarz Kesho. W pomarańczowym lewku zagotowało się. Wbiegł na boisko i pchnął sprawcę czynu.
- To był zwykły wypadek! - mruknął rajskoziemiec, powstrzymując się od chytrego uśmiechu.
- Widziałem, jak ci się japa cieszyła śmieciu! - warknął Kesho, zamachując się do ciosu.
- Chłopaki, chłopaki... spokojnie! - jeden z rajskoziemców rozdzielił rywali. Lwiątka warknęły i zmierzyły się krzywym spojrzeniem.
- Możemy to rozwiązać inaczej - oznajmił, uśmiechając się tajemniczo. - Słyszałem, że wasza czwórka należy królewskiej drużyny... Co powiecie na meczyk?
- Ale...
- Stoi! - przerwał Kesho, ściskając łapę rywala. Sawa przewrócił oczami z irytacją.
- Czuję, że będą kłopoty... - szepnął Hofu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam was kochani!
Znowu wszystko spie... ekhem odnośnie bloga i prywatnego życia. Niektórzy wiedzą, że w tym tygodniu miałam próbne egzaminy, a jak nie to tuż wiecie. Poszły mi... tragicznie. Do tego mam doła życiowego, bo muszę wybrać szkołę ponadgimnazjalną. W tym właśnie momencie uświadomiłam sobie, że do niczego się nie nadaje (Walić to! Zawodówka... Nieee, ja tam się zabiję) Nie wiem dlaczego robię takie wywody zamiast po prostu powiedzieć, że nie miałam ochoty pisać rozdziału. Co was obchodzi moje życie prywatne? xd

Pytania:
1.Jak stado będzie traktować Shani po ujawnieniu Ryku?
2.Co to był za głos, który Shani słyszała przed użyciem Ryku?
3.Czy dojdzie do meczu między Royal Team a rajskoziemcami?

Pozdrawiam! 

czwartek, 2 listopada 2017

#72.Nigdy ci nie zaufam!

Jeśli żyjesz i czytasz daj znać w zakładce Statystyki! Robię liczenie czytelników!

    Shani otworzyła zaspane oczy i ziewnęła przeciągle. Szybko zorientowała się, że poza nią w jaskini drzemie jeszcze Lia, Furaha oraz Sheria. Lwiątka wczorajszy wieczór spędziły, słuchając historii o dawnych władcach i podziwiając lampiony, więc nie dziwota, że teraz spały jak zabite. Shani cicho wybiegła z jaskini. Dostrzegła rodziców, przechadzających się przez sawannę. Pobiegła w ich stronę, w końcu wieczorem obiecali pójść z nią na Punkt Widokowy i przedyskutować jedną sprawę.
- Cudowna Ziemia jest piękna... ale myślę, że nie jesteśmy tu, żeby podziwiać widoki - zgadł Chaka. Młoda księżniczka skinęła głową i nerwowo przygryzła wargę.
- Tylko... tylko się na mnie nie gniewajcie... - zaczęła niepewnie Shani. Para królewska spojrzała na siebie. Spodziewali się wszystkiego... tylko nie tego, co powie im córka. Shani długo zastanawiała się, jak delikatnie ubrać to w słowa. - Ja... mam Ryk Przodków... naprawdę przepraszam! Przepraszam! - wyrwała lwiczka, nie dając dojść zszokowanym rodzicielom do głosu. Para królewska spojrzała dziwnie na córkę i odeszła kilka kroków.
- Chaka... Matu mówiła... - Valentine szepnęła na ucho mężowi.
- Przecież wiem, co mówiła! - warknął Chaka, spoglądając na Shani.
- Wy wiecie? - spytała księżniczka.
- Domyślaliśmy się... Matu powiedziała nam to tuż po waszych narodzinach. Sądziliśmy, że to... Jak go odkryłaś? - odparła Valentine.
- W Klanie Hien... wie tylko Matu i Lia... i nie chce dowodzić Lwią Strażą - na te słowa Val i Chaka trochę się uspokoili. Bali się tylko o to, że ich córka wkręci się w straż, co może być bardzo niebezpieczne, zważywszy na jej chorobę. - Nie będę wam robić wstydu tym, że jestem taka dziwna... nikt więcej nie musi wiedzieć.
- Wstydu? Dziwna? Skarbie skąd ci to przyszło do głowy - królowa mocno przytuliła Shani.
- Jestem jedyną lwicą z rykiem w historii, tak? - spytała lwiczka, świdrując matkę pytającym spojrzeniem. 
- Tak - westchnęła biała lwica. - Ale dzięki temu jesteś wyjątkowa...
Księżniczka wysiliła się na uśmiech. Po chwili dalszej rozmowy rodzina królewska wróciła do swoich zajęć.

   Shani krążyła po sawannie już od dłuższego czasu. Lia gdzieś poszła i księżniczka nie miała co ze sobą począć. Jej twarz rozpogodziła się, kiedy ujrzała Sawę... i Karima. Lwiątka rozmawiały ze sobą.

- Cześć! - zawołała księżniczka. Brązowy lewek ochoczo odpowiedział, brat Kiry tylko mruknął pod nosem. - Myślałam, że jak minie twój zakaz na grę to przestaniesz się na mnie boczyć.
- A ja myślałem, że już wystarczająco wiele razy dałem ci do zrozumienia, że jedyne co może być między nami to gruby mur - zaśmiał się Karim i nagle spoważniał. - Nara Sawa!
- O czym tak gadałaś z rodzicami, że jesteś taka roztrzęsiona co? - zainteresował się brązowy lewek.
- Nieważne - mruknęła Shani, odwracając wzrok. Sawa uniósł brew z podejrzliwością. Lwiątka westchnęły i zapanowała niezręczna cisza. Nagle z ciemnych chmur, które zataczały się nad Cudowną Ziemia, lunęły tysiące deszczowych kropel. Sawa bez zastanowienia pociągnął za sobą Shani. Lwiątka pobiegły do niewielkiej jaskini.
- Brr... jak zimno - wykrzywił się brązowy lewek, chowając się jak najdalej od wyjścia. Shani skinęła tylko głową i usiadła przy samym wejściu. Podziwiała ulewę z fascynacją, nie zważając na kropelki uderzające w jej pyszczek. Nagle niebo przeciął piorun, a potem nagły grzmot zabrzmiał w uszach. Księżniczka wzdrygnęła się ze strachu i cofnęła kilka kroków.
- Nie bój się - szepnął Sawa, kładąc jej łapkę na ramieniu.
Shani westchnęła cicho i wbiła wzrok wyjście. Miała mętlik w głowie... Powiedzieć mu o wszystkim? Będzie zły, że przez nią nie wygrali i zostali ośmieszeni... że nie wyczuła intrygi. No ale w sumie to jej przyjaciel. Z drugiej strony Sheria... To wszystko powinno pozostać tajemnicą. Już raz ją prawie straciła. Shani jeszcze chwilę patrzyła w dal i przerzuciła wzrok na towarzysza. Sawa cały czas patrzył gdzieś w dal, a jego łapka nadal spoczywała na ramieniu księżniczki.
- Sawa... - szepnęła niemalże niesłyszalnie, budząc go z transu.
- Ja... ja... tylko... sorki - zaczął się jąkać i wbił wzrok w ziemie.
- Rozpadało się... chyba będziemy musieli tu przenocować - Shani nagle zmieniła temat. Brązowy lwiak przytaknął i zabrał łapę z jej ramienia. Położył ją na ziemi... jednak ta ziemie wydała się mięciutka i ciepła. Spojrzał w dół i zamarł. Jego łapka leżała na łapce Shani. Podniósł wzrok i spojrzał w oczy księżniczki. Rumieniąc się jak burak, odskoczył z zażenowaniem, wpadając na ścianę i lądując na ziemi. Shani zaczęła się śmiać, by odwrócić uwagę od tego, co się przed chwilą stało. Chrząknęła znacząco i spoważniała.
- Właściwie... chce ci coś powiedzieć - zaczęła, spoglądając na obolałego przyjaciela. Sawa wbił w nią ciekawskie spojrzenie. - Sheria nasłała na nas Sefu ... a konkretnie na mnie.
- To stłuczenie... Podłożyłaś się!? - uniósł się lewek. Shani skuliła się, przestraszona nagłą złością przyjaciela. Ten widząc to, złagodniał.
- Nie podłożyłam się!!! Ja o niczym nie wiedziałam. 
- Jak o niczym nie wiedziałaś? Nie rozumiem - zdziwił się brązowy lwiak.
- Ona mnie szantażowała... Chciała rozpowiedzieć, że ja... Kazała mi wylosować drużynę Sefu, więc szykując losy, zaznaczyłam wybrany listek - wyjawiła księżniczka, odwracając głowę. - Myślałam, że chce się zemścić na nim... ośmieszyć go przegraną z nami.
- Jakiej tajemnicy tak bronisz, że straciłaś rozum i nie wyczułaś podstępu?! - głos Sawy znowu zaczął się zaostrzać. - Mam ci pomóc, tak? Więc musisz mi powiedzieć!
- Mam Ryk Przodków! Okey!? - warknęła Shani, podrywając się na łapy. Do środka jaskini zaczął wdzierać się zimny wiatr. Księżniczka zacisnęła zęby i wzięła głęboki wdech. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. - No pięknie, teraz już pół sawanny wie... Jeśli komuś powiesz, to jesteś trup! Rozumiesz?! - zagroziła. Młody lew niepewnie skinął głową.
- A ona... chce to rozpowiedzieć? Czyli... wy się naprawdę nie pogodziłyście? - spytał Sawa, trochę zbity z tropu. - Kobieto! Musisz położyć karty na stół! Jak raz wygrała, to odważy się sięgnąć po tę broń ponownie!
- Nie rozumiesz... - mruknęła Shani.
- Aż nadto rozumiem! Wracamy na Cudowną Skałę! - zarządził lewek, ciągnąc za sobą towarzyszkę.
- Ale pada... i jest burza! - zaparła się księżniczka, a kiedy to mówiła, znowu zagrzmiało.
- Już przestaje! - odparł Sawa. Lwiątka wybiegły z jaskini i popędziły w stronę Cudownej Ziemi. Na horyzoncie pojawiła się znajoma sylwetka. Shani przyspieszyła kroku i wyszła naprzeciw siostrze.
- Cześć siostra, nie mogę cię znaleźć od rana - przywitała się Sheria, uśmiechając się serdecznie. 
- Skończ... - odparła szorstko Shani.
- Taki deszcz, a ty na zewnątrz... Przeziębisz się - zmartwiła się młodsza lwiczka.
- Już się o mnie tak nie martw... Sawa już o wszystkim wie - oznajmiła Shani, spoglądając na przyjaciela. - A za chwile dowiedzą się rodzice.
- Ty! - ryknęła Sheria i rzuciła się siostrę, przewracając ją. Wbiła pazury w jej szyję i przeryła nimi po jej ciele. Shani pisnęła z bólu i wszczepiła się w ramie siostry, tworząc rozległe rany. Ta nie chciała pozostać jej dłużna i już się zamachnęła, ale atak odparł Sawa. Lewek rozdzielił księżniczki i zawarczał ostrzegawczo.
Sheria wypluła z pyska krew i oblizała się lubieżnie, a potem obnażyła splamione nią kły. Shani spojrzała na swoje zakrwawione łapy. W nozdrzach poczuła metaliczny zapach krwi. Zachciała ponownie rzucić się na siostrę.
- Udowodniłaś wszytko... Jaka naprawdę jesteś, siostrzyczko - burknęła beżowa księżniczka, szybując się do odejścia.
- Wydałaś mnie - szepnęła Sheria, mrużąc oczy. - Już nigdy ci nie zaufam! Nigdy! - ryknęła młodsza lwiczka. Shani warknęła cicho, a w jej zmrużonych oczach błysnęła złość. Sawa zaniepokoił się i złapał ją za ramię.
- A w ogóle kiedyś mi ufałaś? - odparła z kpiną. Zapanowała chwila cichy.
- Jednak jesteś skończoną idiotką! Nie chce być już twoją siostrą i tą cholerną księżniczką! Wyrzekam się pozycji... Wyrzekam się ciebie...!!! - wykrzyczała Sheria, chcąc ponownie zaatakować siostrę, ale chronił ją Sawa. - Nie chce już więcej oglądać twojego pyska...
Brązowa lwiczka zmierzyła jeszcze wzrokiem przybraną siostrę i pognała przed siebie. Shani warknęła i zacisnęła szczęki. Miała ochotę zaryczeć na Sherię i raz na zawsze się jej pozbyć. Z trudem powstrzymała się od realizacji tych zamiarów.
- Shani! Uspokój się! Shani! - krzyknął Sawa, widząc, jak z burzowych chmur zaczynają tworzyć się głowy lwów. Księżniczka spojrzała na niego i wszytko wróciło do normy. Zaczęła niespokojnie dyszeć, próbując wyrównać oddech. Kręciło jej się w głowie, a serce kołatało jak oszalałe. 
- Spieprzyłam wszystko jak zawsze! Dzięki za twoje złote rady! - mruknęła pod nosem.
- Moje złote rady? Że niby to moja wina? - odparł Sawa. - Idziemy powiedzieć twoim rodzicom o meczu... Chodź!
- Rodzice mają już dosyć na głowie, a poza tym nie ma żadnego my!
- Nie zbywaj mnie!
- No to do nich idź! Powiedz! No dalej! - krzyknęła Shani, wysuwając pazury. Sawa wciąż stał, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Na co czekasz?!
- Możesz na mnie nie krzyczeć i nie zachowywać się jak święta królewna!
Lwiczka zmarszczyła brwi i westchnęła głośno. Uświadomiła sobie, jaką zrobiła z siebie idiotkę.
- Pogadajmy... pogadajmy później - szepnęła i zaczęła się wycofywać.

   Młodsza księżniczka gnała przed siebie. Każde spojrzenie na znajome miejsca, wyzwalały w niej jeszcze większą furię. Miała ochotę rozszarpać kogoś, nie bacząc na konsekwencję. Nagle zatrzymała się i dotknęła łapą poranionego ramienia.
- Mogłaś mieć we mnie przyjaciółkę, ale wolisz mieć kolejnego wroga... już niedługo nadejdzie dzień, kiedy tego pożałujesz! - zaśmiała się, wskakując na głaz. Jej oczom ukazała się rozległa Ziemia Hien.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka ludziska!
Rozdział jest króciuchny i właściwie poruszyłam tylko jeden wątek, ale wyrobiłam się do soboty! Bądźcie dumni! Uwierzcie było to trudne, zważając na to, że moja kochana, uwielbiana przez tłumy dyrektorka zarządziła, że do szkoły nie idziemy tylko 1 listopada (Kij, że wszystkie okoliczne szkoły mają wolne. Przecież szkoda tracić lekcji!) Jako ciekawostkę dodam, że scenę w jaskini napisałam... jakiś rok temu, może nawet więcej. Dobra dosyć tych wywodów... Pytanka!
1.Czy Lwia Straż powinna zostać utworzona?
2.Wyjawienie szczegółów planu Sherii było dobrym pomysłem?
3.Czy Sheria powinna czuć się bezpiecznie na Ziemi Hien, czy może grozi jej niebezpieczeństwo? 

Pozdrawiam!
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony