niedziela, 26 lutego 2017

#58.Przepowiednia

Brązowa lwica ze spokojem wpatruje się w swoje odbicie. Stoi naprzeciwko wielkiej lustrzanej ściany. Jej odbicie wydaje się jej obce. Ma cały czas ten sam wściekły wyraz twarzy i bliznę na oku.
- Poddaj się! - do jej uszu dobiega damski głos.
Lwica zaczyna się rozglądać. Dostrzega, że dalej stoi jakaś postać. Na jej ramieniu żarzy się znamię w kształcie głowy ryczącego lwa.
- Zmusiłaś mnie do tego! - nieznajoma nabiera powietrza w płuca i ryczy.
W tym momencie z lustra wyskakuje brązowa lwica. Zaczyna atakować. Przygląda się temu ta druga. Widać, że chce interweniować, ale się boi. W końcu ucieka zostawiając Sherię samą sobie. Nieznajoma unosi łapę, by zadać ostateczny cios.


Sheria obudziła się, podrywając na równe łapy. Jej oddech był szybki, a serce wyrywało się z piersi, bijąc jak oszalałe. Lwiczka od kilku dni miała dziwne koszmary. Zawsze śniło jej się to samo lustro, ta sama lwica ze znakiem na ramieniu i ta sama postać, która chciała ją zabić. Tym razem na szczęście obudziła się przed najgorszym. Miała ochotę wyściskać siostrę, bo to przez jej kichnięcie opuściła Krainę Snów. Spojrzała na nią przytuloną do matki. Smacznie spała, co chwilę cicho kichając. Taniec w deszczu dał się w znaki. Sheria wiedziała, że jak zaśnie, koszmar znowu ją nawiedzi. Postanowiła się przejść, za niecałą godzinę i tak wszyscy się obudzą. Gdy przekroczyła próg jaskini od razu dostrzegła kuzynkę swojej matki - Lisę.
- Cześć mała! Taki z ciebie ranny ptaszek? - zaśmiała się lwica.
- Można tak to ująć... - szepnęła Sheria nadal trochę oszołomiona po koszmarze.
- Widzę, że coś nie tak. Gadaj! Mnie możesz! - uśmiechnęła się beżowa.
- Ciociu... Od kilku dni śni mi się ten sam koszmar. To coś oznacza? - spytała przestraszona mała.
- Hmmm... Nie wiem, ale wiem, kto powinien wiedzieć. Matu! Ona wie wszystko - ciężarna lwica podniosła się i zaczęła iść w kierunku jaskini - Staraj się o tym nie myśleć... To na pewno nic złego.
- Łatwo mówić - szepnęła do siebie.

Zeskoczyła ze skałek i pognała w stronę wodopoju. Jej serce cały czas biło tak głośno, że przez ciszę panującą wokół z łatwością można było je usłyszeć. Lwiczka odwróciła głowę, żeby zobaczyć, jak wysoko jest już słońce. Ognista kula powoli wznosiła się nad widnokrąg. Sheria przewróciła oczami i z powrotem odwróciła głowę. W tym momencie zderzyła się z jakimś lwiątkiem. Złączyła się z nim nosem. Sawa odskoczył zawstydzony.
- A ty nie śpisz? - odezwał się w końcu.
- To samo mogę spytać cię. No koleś! Tłumacz się księżniczce! - na twarzy Sherii zagościł grymas złości.
Sawa zaśmiał się w duchu. Księżniczka Sheria? To brzmiało naprawdę zabawnie... Biedna mała nie wie, że naprawdę nie jest prawdziwą posiadaczką tego tytułu. Gdy lwiatko o tym pomyślało, natychmiast się uspokoiło. W końcu sam też był adoptowany.
- Już jasno, księżniczko. Idę złożyć Shan oraz królowej życzenia - cwany uśmiech pojawił się na pyszczku Sawy.
- One jeszcze śpią, dla twojej informacji... CO? Jakie życzenia?!
- Dziś Walentynki. O imieninach własnej matki zapomniałaś? - zaśmiał się lewek, mijając brązową. - Zanim tam dojdę, wszyscy na pewno nie będą już spać.

Sawa kroczył bardzo wolno. Marszczył brwi ze skupienia, mrucząc pod nosem. W myślach układał już życzenia... Dla księżniczki musi być delikatny, żeby nie pomyślała, że on chce być jej walentynką... Tylko nie to!
- Księżniczko. Nie tak oficjalnie! Mała... Mała, no po prostu wesołych Walentynek!
Sawa podniósł wzrok... To, co zobaczył, po prostu wbiło go w ziemię. Shani rozmawiała z Kesho... Lwiak jakoś nigdy nie przepadał za Shani, więc to było strasznie podejrzane. Sawa dostrzegł, że lwiczka pod łapami trzymała różę. Chyba od pomarańczowego. Kesho wciąż nadawał jak pozytywka nakręcona do granic możliwości. Shani jednak ciągle patrzyła na kolegę z ciekawością, pewni dlatego, że nie chciała go urazić. Kiedy kumpel odszedł, Sawa wkroczył do akcji.
- Cześć Mała!
- Hej! - beżowa wzdrygnęła się przestraszona. - Dzięki za wczoraj! - posłała mu serdeczny uśmiech.
- Taaa... ja też ci dziękuje. Ty i Kesho, czy ja o czymś nie wiem? - brązowy puścił jej oczko. Księżniczka tylko przewróciła oczami i pchnęła przyjaciela w bok.
- A co zazdrościsz? - zaśmiała się.
- Jeszcze czego! - oddał jej. - Tak w ogóle to wesołych Walentynek!
- Dzięki, ale z Kesho to serio nic.
- Wierze, wierze!


Tymczasem Sheria właśnie przekroczyła próg jaskini szamanów. W pierwszej części było pusto. Lwiczka podeszła do lian odgradzających to pomieszczenie od drugiego. Delikatnie odsunęła kilka lian. Dostrzegła Matu siedzącą pod ścianą. Była odwrócona tyłem. Marudziła coś pod nosem, bazgrając jakieś malunki. Brązowej lwiczce dało się usłyszeć jedynie urywki.

Jedna jest przeklęta
Jedna się zbuntuje
I Cudowną Ziemię wojną zrujnuje


- Muhimu... To niemożliwe!!!
Sheria przestraszona zaczęła się cofać. Wpadła na jakieś pojemniczki, rozlewając substancje i wybiegła. Obrała kierunek Cudownej Skały. Chciała jak najszybciej zobaczyć się z siostrą. W końcu wpadła w łapy Shani, która dopiero co zakończyła rozmowę z Sawą i Valentine. Księżniczka spojrzała w oczy siostrze i przytuliła.
- Znowu ktoś ci dokuczał? Pokaż mi tego knypka! Tydzień nie usiądzie! - zaśmiała się, ale widząc, że Sherii wcale to nie pomaga zamilkła.

Brązowa nie wiedziała, czy ma powiedzieć prawdę. Jeśli to o niej? Jeśli nie powinna wiedzieć?
- Tak - skłamała.
- No już, wszystko dobrze. Chmurzy się... chyba będzie padać.
Shani słyszała tą całą przepowiednię od medyczki, kiedy ta sprawdzała, czy wszystko jest już dobrze po wypadku z Sawą. Ona też usłyszała to przypadkiem. To nie może chodzić o żadną z nich. Sheria nie jest prawdziwą księżniczką, a Shani wiedziała, że nigdy nie zbuntuje się przeciw rodzinie. Do tego w przepowiedni było coś o lwicy, która zaryczy Rykiem Przodków.
- Sha... a ty nie myślałaś o tronie?
- W jakim sensie?
- No, żebyś została królową.
- Nie - odparła krótko.
W tym momencie głośno zagrzmiało i jak na zawołanie zaczęło padać. Ten deszcz jest już mega wkurzający! Lwiczki pobiegły do jaskini. Beżowa cały czas myślała o tym, że miała iść z Furahą do Klanu Hien. Leżąc pod ścianą jaskini, wodziła wzrokiem po przyjaciołach, szukając brata. Wtem zauważyła urywek jego białego futra na zewnątrz.
-Furu... Idziemy? - spytała, wychodząc. Rodzeństwo stało chwilę w ciszy. Wiatr przyjemnie muskał ich sierść. Furaha patrzył gdzieś w dal, utrudniały mu to kropelki deszczu, wpadające do oczu.
- Jutro... Nie chce ci psuć Walentynek... Dobrze? - zielonooki uśmiechnął się do siostry.
- Dobrze, ale obiecaj, że sam tam nie pójdziesz! Proszę!
- Obiecuje...
Rodzeństwo spojrzało na siebie. Shani oparła się o ramie brata. Usłyszała głośne bicie serca Furahy. Widocznie bardzo czegoś się bał. Biały przyłożył łapę do czoła siostry.
- Masz temperaturę... Było szaleć tyle wczoraj? - uśmiechnął się do niej - Chodź do jaskini, osuszysz się, bo do reszty się rozchorujesz.
Lwiątka weszły do jaskini. Shani kichnęła, potykając się o kamyczek. Na szczęście wpadła prosto w łapy ojca. Król zaczął łaskotać ją po brzuchu.
- Hahaha... Tato przestań! Tato! - powstrzymywała śmiech.
- Chaka! - uroczy chichot przerwał mroźny głos Moto. Biały lew spojrzał wymownie na króla.
- Ach... Shani, Karim. Pozwólcie z nami do drugiej części jaskini. - odparł brązowo grzywy, wstając. Karim przełknął ślinę i podążył za rodzicami i parą królewską. Dorośli zajęli miejsca i spojrzeli złowrogo na maluchy. Karim i Shani siedzieli na środku jaskini, czekając na wyrok.
- Shani, czy ten wypadek... był na pewno wypadkiem? - spytał Chaka.
- No tak, łapa mi się omsknęła i wpadłam do wody... Dlaczego pytacie? - lwiczka była trochę zdezorientowana.
- Na pewno? Pamiętasz dokładnie? To nie Karim cię wepchnął? - przed króla wskoczył Moto.
- Moto! Mówi, że nie! - Valenine traciła już cierpliwość.

- Na prawdę nikogo tam nie było! - przyznała Shani.
- Karim masz szlaban na grę i zadawanie się z Kishindą i jego bandą! - warknął niebieskooki.
- Moto! - krzyknęła Salti.
- Ale tato! Ja nic nie zrobiłem!
- Powiedziałem! - lew zgromił go wzrokiem i wyszedł z pomieszczenia.
- Możecie odejść! - zezwolił Chaka i podążył w ślad za Moto, a za nim małżonka i Salti.
- Robisz dzieciakowi krzywdę - stwierdził brązowo grzywy.
- Pozwól Panie, że JA zajmę się wychowaniem własnych dzieci, bez niczyjej pomocy!


Shani zagrodziła drogę Karimowi. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Nie wiedziała, że ten uśmiech doprowadzał czarnego do białej gorączki.
- Czego się szczerzysz? - warknął.
- Jesteśmy tu sami, wiec... Chce poważnie porozmawiać! - odparła beżowa.
- Głupia ofiaro losu! Przez ciebie wyleciałem z drużyny! - Karim nie panował nad emocjami. Wziął zamach i uderzył księżniczkę w twarz. Ta upadła. Po jej policzku spłynęła stróżka krwi. Oczy jej się zaszkliły. Nie z rozpaczylecz z bólu rozrywającego jej policzek.
- Chciałam zgody, ale skoro ty chcesz wojny! - warknęła zła i wybiegła z tej części jaskini.
Nie ma już taryfy ulgowej! Chciała rozejmu, chciał zgody, ale skoro ten głupi tuman tym gardzi to łaski bez! Jeszcze będzie ją błagał na kolanach!


Chaka położył się na swoim miejscu. Valentine spojrzała na syna leżącego w rogu i chrząknęła na męża. Lew podniósł głowę i spojrzał na królową. Nie wiedział kompletnie, o co chodzi. Biała ponownie chrząknęła i wskazała na Furahę. Chaka kiwnął głową i podniósł się. 
- Furaha... Proszę, chodź za mną- powiedział, wychodząc z jaskini. Maluch powlekł się zanim. Usiedli na czubku Cudownej Skały.
- Nie możemy wrócić? Pada!
- Furaha! Chce cię przeprosić za wczoraj! Proszę cię. Nie rób tak więcej, komuś naprawdę mogła stać się krzywda. Książę nie powinien... - niedane mu było dokończyć.
- Zrozumiałem coś... Ciągle staram się być taki jak ty i ciągle kończy się to katastrofą... To może z tobą jest coś nie tak, nie ze mną? - warknął Furaha i bez słowa wrócił do jaskini, zostawiając ojca samego z myślami.

一一一一一一一一一一一一一一一一ーーーーーーーーーーーー一一一一一ーーーーーーーーーー
Ten rozdział umieszczam w Loży Szyderców! Nie miałam na niego kompletnie pomysłu, a przed wybraniem się na Zimie Hien musiałam dać tą przepowiednię. Jest to tylko zapychacz, ale obiecuje, że następny będzie lepsze! *Doma, ty tak zawsze obiecujesz!*

1.Kim są te lwice ze snu Sherii i co może oznaczać sam sen?
2.Kim jest lwica z przepowiedni?
3.Czy odbicie Laari uda się?

Pozdrawiam! ^^

sobota, 25 lutego 2017

#8.Bohater Tygodnia

Witam w Bohaterze Tygodnia! Dzisiaj krótko i na temat. Ósmym Bohaterem Tygodnia zostaje....... Kira! Siostra zwycięzcy z zeszłego tygodnia i jedna z moich ulubionych postaci z drugiego pokolenia!
  • Początkowo Kira miała mieć na imię Kisa.
  • Miała być jedynaczką.
  • W koncepcji była wredna i nienawidziła Sherii, której ciągle dokuczała.
  • Imię Kira to imię białej lwicy z Zoo Safari Borysew i jak już wspominałam ona też ma brata Karima.
  • Od bliźniaka różni ją nie tylko kolor oczu i nosa, ale też łap. Ona ma czarne, a on białe. Ktoś zauważył? xd
  • Lwiczka jest chłopczycą.
No i to tyle! Dziękuje Bogu, że udało mi się wstawić posta! No i pytanie, czy ja lubię? Tak jest śliczna i... no po prostu świetna!
Pozdrawiam!

Ps. Komputer zadziałał! Okazało się, że za piątą próbą odpalenia zadziałał i jest ok. Tylko, czy na długo?

sobota, 18 lutego 2017

#7.Bohater Tygodnia

  Witam Was i na wstępie przepraszam, że od jakiegoś czasu jedyną moją aktywnością jest jedynie Bohater Tygodnia. Spowodowane jest to tym, że rozdział, który piszę to istna walka z wiatrakami! Chcę, żeby wyszedł jak najlepiej, ale ciągle wydaje mi się nudny i bez sensu. No dobra... tak na prawdę to straciłam radość i chęć pisana... ale mam nadzieje, że to chwilowe.

  Dobra, do rzeczy. Bohaterem Tygodnia, zostaje... postać, która za każdym razem była o krok od wygranej, a jest nim... Karim! Tak Mambo, możesz piszczeć! xd
  • Na początku Karim miał w ogóle nie istnieć. Jedynym dzieckiem Salti i Moto miała być - Kisa, czyli połączenie Karima i Kiry. Wredna lwiczka z wyglądem Kiry.
  • Imię Karim to imię białego lwa z Zoo Safari w Borysewie. Tak samo jak w historii ma on siostrę i o imieniu Kira (jest też druga - Luna) Wiem, bardzo ciekawy fakt! xd
  • Karim zaczął nienawidzić Shani, kiedy zaczął spotykać się z Kishindo i resztą.
  • Lwiak niepokoił się o podobieństwo do złych przodków między innymi przez dziwne sny, o których kiedyś wspomnę w opowieści.
  • SPOJLER: Będzie miał okazję wyboru przejścia na ciemną stronę i zdecyduje... Myślicie, że wam powiem! W życiu! xd
  85,5% tych faktów to lanie wody, wiec po prostu skończmy to! Tradycyjnie pytanie, czy go lubię? Jako lwiątko jest znośny, ale w dalekiej przyszłości zrobi coś mojej ukochanej postaci coś, że jak dla mnie to zabić go to mało! Ale nawet, nawet go tam lubie! xd

  A wy lubicie go? Piszcie w komentarzach! Jeszcze raz przepraszam za tak mało faktów, ale po prostu o tej postacie nie ma tego tyle. xd

Pozdrawiam!
Ps. Dziękuje za 40 tyś. wyświetleń!!! Kocham was!

sobota, 11 lutego 2017

#6.Bohater Tygodnia

obrazek robiony na szybko
Dzisiaj Bohaterem Tygodnia zostaje wreszcie... Valentine!!! Myślałam, że ona będzie pierwszym zwycięzcą, a tu takie zaskoczenie. Ale ma prezent na swoje imieniny, które już niedługo. xddd Sorki, że fakty są takie nieciekawe, ale o niej już chyba wszystko powiedziałam.
  • Valentine pierwotnie miała mieć na imię Bora
  • Val miała być zaręczona z księciem Klanu Gwiazd.
  • Miała mieć malutkiego brata, który zmarłby przy porodzie. 
  • Jej imię to nazwisko bohaterki filmu ,,Blodnyna w koszarach''. Kiedy zmieniałam kanały obiło mi się to o uszy i od razu się zakochałam w tym imieniu!
  • Jest drugą lwicą w historii, która przewodziła Lwią Strażą.
  • Nigdy naprawdę nie kochała Moto. (Tak Mambo, smutna prawda xd)
  • Pierwszy desing przelany n monitor wyglądał tak:
No i to tyle dennych ciekawostek. Mam nadzieje, że komuś spodobała się chociaż jedna. =) 
Oczywiście pytanie: Czy lubię tą postać? Jasne, że tak! To moja ukochana OC'ka! Kocham nawet jej wady! xd

Rozdziałek będzie... za kilka dni? A na razie życzę romantycznych imienin Valentine i pozdrawiam.
~Doma
   

sobota, 4 lutego 2017

#5.Bohater Tygodnia

Uwaga! Panowie i panie! Piąty tytuł Bohatera Tygodnia otrzymuje z czterema głosami... Sheria!!! Nie będzie o niej za dużo faktów, ponieważ nie chce spojlerować. xd
  • Na początku miała mieć na imię Zuri, ale to imię było już wykorzystanie w TLG i nie chciałam powtarzać.
  • Rodzice Sheri to mieszkańcy małego królestwa, w którym szaman przepowiedział, że brązowe lwiątko o lawendowych oczach zrujnuje królestwo i będzie chciało krwi króla. Matka chciała uratować lwiątko i uciekła porzucając je w bezpiecznym miejscy. Kiedy wracała natknęła się na stado wkurzonych szakali.
  • W przyszłości będzie mieć bliznę na oku.
  • Na początku Sheria miała od razu widzieć, że jest adoptowana.
  • Jej początkowy wygląd był taki, ale postanowiłam, żeby nie wiedziała o adopcji. Więc musiałam zmienić też wygląd. Ten desing mi się podoba...może kiedyś go wykorzystam.
Niezbyt ją lubię. Nie powiem dlaczego, bo to też wielki spojler. 
No i to tyle! Zapraszam do komentowania!

środa, 1 lutego 2017

#57.Niewinny taniec?

-Chaka! Co to miało być? Ah...mogłam się domyślać. Te udawane słodkie rozmowy...-wzburzyła się Valentine.
-Pozwól mi wyjaśnić...
-Chaka, jesteśmy małżeństwem. Mieliśmy przed sobą nic nie ukrywać! Idę po niego...-fuknęła i zaczęła odchodzić.
Król zrozumiał swój błąd. Pobiegł za żoną. Był na siebie wściekły.
-Za dużo od niego wymagasz-przerwała ciszę zielonooka.
-Tak wychowywał mnie mój ojciec i zobacz...
-O ile pamiętam, wpadłeś w złe towarzystwo...Cudna metoda!-prychnęła.
-Ale... 
Valentine przystała i spojrzała w dal. Wydawało jej się, że przed nią nie stoi już lew, którego kochała. Ten, który śmiał się z obowiązków i za nic miał zasady, ale był odpowiedzialny! Teraz Chaka za główny cel stawiał sobie wychowanie syna na prawdziwego, dumnego króla.
-Może i masz racje, powinienem dać chłopakowi trochę luzu...to jeszcze dzieciak-przyznał w końcu Chaka.


Furaha biegł przed siebie, nie płakał, nie był nawet smutny...był wściekły i rozczarowany. Gdyby ktoś wszedł mu teraz drogę, mógłby tego nie przeżyć. Książę przeklinał pod nosem i pędził przed siebie. Zatrzymał się nagle i usiadł. Wciągnął powietrze i delikatnie je wypuścił. Próbował się opanować. Własny ojciec ośmieszył go publicznie! Usłyszał rozmowy rodziców, nie miał ochoty z nimi rozmawiać. Ukrył się w krzakach i poczekał, aż przejdą. Gdy byli już daleko, rzucił się w stronę stadionu. Pilnie musiał porozmawiać z Shani.
Lwiczka rozmawiała z Sherią. Wolnym krokiem zmierzały w kierunku imprezy urządzonej z okazji eliminacji. Lwiczki pogodziły się.
-Ale naprawdę już nie będziesz zła?-beżowa szturchnęła siostrę.
-No jasne, będę twoją największą fanką! Królewscy górą!-zaśmiała się.
-No już przestań! W sumie to głowa mnie boli...nie chce mi się iść na imprezę.
-Serio, źle wyglądasz...idź, połóż się-poparła Sheria-Nie będziesz zła, jak ja tam pójdę?
-Nie! Baw się dobrze!-zaśmiała się Shani.
-Dzięki, na pewno będę się dobrze bawić! Bo Hakimu tam będzie!-pisnęła i pobiegła.

Księżniczka pokręciła głową i zaczęła iść w kierunku Cudownej Ziemi. Tak naprawdę czuła się świetnie, ale po prostu nie miała ochoty iść na imprezę...w końcu będzie tam Hakimu. Nie che się przy nim wygłupić. Na samą myśl o lwiątku uśmiech wdarł jej się na twarz, a na policzki, po których już od dawna nie płynęły łzy, wlały się rumieńce.
-Shani!-małe ciałko beżowej lwiczki przygniótł Furaha.
-Właśnie miałam cię zacząć szukać! Złaź ze mnie!-mała zepchnęła z siebie brata-Już wszystko ok?
-Tak! Powiedziałaś, że pójdziesz ze mną na Ziemię Hien po Laari...chce tam wyruszyć jutro. Idziesz ze mną, tak?
-Ty to serio mówisz...ja myślałam, że wtedy to był tylko żart...
-Idziesz czy nie?-lewek zaczął szykować się do odejścia.
-Idę!-odparła.
-Dzięki! Choć w tobie mam oparcie!-rzucili się sobie w ramiona.


Kiedy odkleili się od siebie, Furaha rzucił siostrze tylko ciepły uśmiech i poszedł dalej. Lwiczka potrząsnęła głową, by otrząsnąć się i pognała dalej. Spojrzała na pochmurne niebo. Uśmiechnęła się i zrobiła piruet. Ciepłe promienie zachodzącego słońca oblały jej roześmianą twarz. Shani czuła się niezwykle. Nie chodziło o pomyślnie zakończone eliminacje, pogodzenie się z siostrą czy inne bzdety. Była szczęśliwa, po prostu! Ot, tak! Wszystko układało się według dokładnie ustalonego planu. Porażka nie wchodziła w grę, a jak nawet byłaby tylko paliwem napędzającym. Księżniczka rzuciła się do biegu. Śmiała się i ścigała z ptakami. Energia rozrywała ją od środka. Była wolna!
-Witaj książę!-z marzeń wyrwał ją znany głos.
-Kishindo!... Przyszedłeś mi pogratulować?-zaśmiała się.
-Ty mały karaluchu! Miałaś przegrać! Karim mówił, że cię załatwił!-białemu wymsknęło się o kilka słów za dużo.
-Karim? Niby co miał mi zrobić?-lwiczka wlepiła w niego pytające spojrzenie.
-To...on cię nie zrzucił? Cóż...ja wykonam czarną robotę!-warknął Kishindo i zaczął zbliżać się do naszej optymistki.
Lwiczka próbowała jakoś uciec, lecz napastnik skutecznie torował jej drogę. Był tak blisko, że czuła jego oddech na pyszczku. W końcu lwiakowi udało się powalić jego główny życiowy ''problem''. Zbliżył głowę do pyszczka księżniczki, warcząc przy tym groźnie.

-Zostaw ją!-na pagórku pojawiła się postać znajomego lwiątka. Wybawiciela oświetlało zachodzące słońce, uniemożliwiając rozpoznanie. Shani w duchu wiedziała kto to...zdziwienie...tak to było dokładnie to, co poczuła, poznając tożsamość swojego bohatera...było to Sawa. Ostatni lewek z drużyny, którego posądziłaby o ratunek.

-Witaj Sawa, stary przyjacielu!-zaśmiał się tylko Kishindo schodząc z księżniczki.
Base
Brązowy wparował między niego a beżową. Nie spuszczał go z groźnego oka nawet na ułamek sekundy. Obnażył kły i wystawił pazury. Był gotowy do walki. 
-Pilnuj się!-fuknął biały i z zawiedzeniem odszedł.
-Mała, czy ty zawsze musisz się pakować w kłopoty!-warknął Sawa.
-Cóż...tak już mam.-uśmiechnęła się i zaczęła odchodzić.
-Ej, ej! Nie myśl, że puszczę cię samą!-Sawa w ostatniej chwili złapał koleżankę za ogon-Muszę cię odprowadzić...jeszcze rozwalisz pół sawanny.

Lwiątka szły w ciszy. Ich wolne kroki perfekcyjnie się zgrywały. Brązowy w końcu się przemógł i postanowił podjąć jakiś temat.
-I jak z Sherią...pogodziłyście się?-spytał
-Tak...znaczy chyba. Tak myślę, czy to dobrze, że ona nie wie, że jest adoptowana.-Shani lekko przystała i spojrzała za siebie.
-Uważałaby się za gorszą...wiesz, nie chwalę się tym na prawo i lewo, ale ja też jestem adoptowany.-przyznał się po wielu kłótniach z własnymi myślami.
-Przykro mi...ale dzięki, że mi powiedziałeś...czyli ufasz mi?
-A nie powinienem?-spytał z lekkim speszeniem-Wiesz...ja chyba idę na imprezę.
-W sumie...nie chce mi się gnić w jaskini. Też idę!
W końcu Hakimu tam będzie! Chwilka! Shani w tej chwili dopiero uświadomiła sobie co Sheria jej powiedziała. Jej siostra miała chrapkę na Hakima...po jej trupie! Pomyślała i pognała przed siebie. Po chwili marszu słychać było już głośną muzykę dochodzącą gdzieś z bliska. Lwiczka bez namysłu przyspieszyła. Gdy byli na wzgórzu, dokładnie widzieli tłumek tańczących nastolatków. Muzyka była bardzo żywa i szybka, lecz to tylko zachęcało bawiących się do tańca.
-Chodź!-księżniczka zaczęła zbiegać z górki.
-Twoje słowa są dla mnie rozkazem!-zaśmiał się i dogonił towarzyszkę.
Oboje wparowali między tańczących, nikt nie widział, że dwójka dołączyła...a jak nawet by widział, to co z tego? Shani złapała Sawę za łapkę i przyciągnęła bliżej siebie. Brązowy prawie się nie wywalił, na co księżniczka zareagowała wybuchem śmiechu.
-Tak pogrywasz?!-na twarzy lewka pojawił się tajemniczy uśmiech.
Lewek klasnął w łapki i łapiąc Shani wykonał z nią obrót. Jasna odepchnęła go, uśmiechając się chytrze i zaczęła tańczyć. Zapomniała już o Hakimie. Czy to on zziajany przed chwilą przebieg obok? O! Za nim biegnie Sheria. Ruchy Shani były delikatne, ale pewne. Idealnie zgrywała się z muzyką. Nad nią zleciały się świetliki, delikatnie oświetlając jej sylwetkę. Sawa stał obok, przyglądając się jej. Wyglądała nieziemsko. Wszystko jakby się uciszyło. Lewek myślał, że to przez jego rozmarzenie. Jednak to nie było powodem. Jak na zawołanie zaczęło padać. Wszyscy zaczęli odchodzić, muzyka ucichła. Lwiątka spojrzały na siebie z zawiedzeniem.
-Co powiesz na taniec w deszczu?-Shani nie czekała na odpowiedź, zaczęła nucić zapamiętaną piosenkę.

Lwiątka zbliżyły się do siebie i zaczęły z powrotem tańczyć. Raz po raz jedno nadeptywało drugiemu na łapkę, lecz komentował to tylko śmiech obojga. Z każdą chwilą wstępowało w nich coraz to większe rozluźnienie i otwarcie względem drugiego. Oboje byli już cali mokrzy i ubłoceni, a było już trochę późno. Jednak to ich nie zrażało. Sawa przestał czuć dziwny dyskomfort, kiedy przebywał obok Shani...może nawet ją polubił...bardzo polubił.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam i od razu przepraszam za poziom tej notki!...w tej ''przerwie'' nic tykałam HV nawet koniuszczkiem palca. Dlatego wyszło jak wyszło...a tak przy okazji chce wam powiedzieć jacy jesteście kochani! Czytając komy z posta ,w którym mówię o usunięciu bloga...no po prostu ciepło mi się w serduszku robi! Kocham was i dosłownie i w przenośni! *3* 

1.Czy Shani wyda Furahe, czy może jak obiecała pójdzie z nim?
2.Czy Shani i Sheria pogodziły się ostatecznie?
3.Kishindo zrobi coś Karimowi za to, że to on nie wrzucił Shani do wody?

Pozdrowionka!


Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony