niedziela, 25 czerwca 2017

#23.Bohater Tygodnia

Witam was drodzy czytelnicy w ten piękny wakacyjny dzień! Dzisiaj zwycięzcą zostaje Anga, czyli tatuś tytułowej bohaterki! *która już dawno odeszła w cień... ale cóż*
  • Anga nie jest synem pierworodnym swoich rodziców, choć Cudownoziemska tradycja nakazuje, że władcą zostaje pierwsze dziecko nie zważywszy na płeć. Został on królem, ponieważ jego brat Hasira po niemiłej wizycie w Klanie Hien, nie był zdolny by przejąć tronu.
  • Rodzice Angi już kiedy ich dzieci były małe myśleli o zmianie następcy. Hasira był lekkomyślny i strasznie nieodpowiedzialny, przez co często pakował się w tarapaty.
  • Anga i Hasira są z jednego miotu, a Judy urodziła się później.
  • Podczas koronacji Angi pewna lwica usiłowała zabić księcia, przed ciosem uchronił go jego brat ponosząc śmierć.
  • W młodości hobby Angi była gra w piłkę nożną, zrezygnował z tego ze względu na chorobę brata (nie chciał, aby zadręczał się, że nie może grać) i wysoką pozycję. Dowiadujemy się o tym w rozdziale 34. Z tego powodu były król jest opiekunem drużyny Shani.
Ja Angusia lubię, chyba stworzyłam z niego trochę za idealnego króla... chociaż nie, bo wygnając Moto kierował się uczuciami do brata, a nie faktyczną winą lwa... trochę się rozgadałam! xd Życzę wam miłych wakacji! Rozdziały będą się pojawiać normalnie (czyli nie wiem kiedy xd) bo chyba wyjadę dopiero w sierpniu.
Pozdrawiam!
Ps. Na zdjęciu Anga już jako staruszek.

sobota, 24 czerwca 2017

#66.Którym szlakiem kroczyć chcesz?

Grupa poszukująca Shani dzielnie brnęła przez błoto pod przewodnictwem pary królewskiej. Deszcz z każdą chwilą zdawał się padać coraz mocniej. Powoli się ściemniało, co dodatkowo utrudniało zobaczenie czegoś nie bliższego oku niż 3 metry.
- Shani! - ryknęła niezliczony już raz Valentine. Zatrzymała się na chwilę, by otrzeć łzy i z powrotem ruszyła przed siebie. Z trudem powłóczyła nogami, a zmęczenie było widoczne na jej twarzy.
- Kochanie, może wrócisz na Cudowną Skałę? - spytał z troską Chaka, podnosząc pochyloną głowę królowej.
- Nie zostawię swojej córki! - wymamrotała Val. Jej oczy były przygaszone, a ona sama wydawała się nieobecna. Tak jakby nie wiedziała, co robi i gdzie się znajduje. Po prostu bezmyślnie brnęła przed siebie.
- Chaka! Valentine! - dudnienie deszczu zagłuszył donośny krzyk Kly'a. Majordomusa Cudownej Ziemi. Stary ptak usiadł na ramieniu króla. Jego pióra były nastraszone, widać porywisty wiatr towarzyszący ulewie nie był dla niego łaskawy.
- Jakaś lwica z Rajskiej Ziemi widziała małą lwiczkę przy granicy! - wyskrzeczał ptak.
- Prowadź! - rzucił król.
Kly wzbił się w powietrze. Po chwili wahania obrał właściwy kierunek. Cudownoziecy rzucili się do biegu.

Każdy krok był większym wyzwaniem. Każdy oddech wywoływał kłucie w klatce piersiowej. Każda próba przyspieszenia kończyła się upadkiem. Czerń przed oczami stawała się coraz większa. W uszach brzmiało ogłuszające dudnienie. Dźwięki otoczenia zdawały się stłumione. Shani czuła, że traci kontakt z rzeczywistością. Po chwili zupełnie straciła świadomość. Potrząsnęła łebkiem, by pozbyć się dziwnego uczucia. Nie pomogło to jednak. Wiatr smagał jej brudną sierść, a chłodne podmuchy uderzające w jej pyszczek utrzymywały ją w przytomności. W końcu poddała się i padła na ziemię. Usłyszała kroki. Łypnęła na zbliżającą się lwicę, już nawet nie miała siły podnieść powiek. Zemdlała.

Kilka godzin później...
- To księżniczka Cudownej Ziemi, czy ty to rozumiesz? - męski głos, wyraźnie brzmiał, jakby kogoś karcił. - Kala! Jeśli mnie wpakujesz w tarapaty to cię normalnie...
Shani otworzyła oczy i natychmiast je zamknęła. Zesztywniała ze strachu. Nie wiedziała, gdzie jest i co ważniejsze... z kim. Ponownie otworzyła ślepia. Przed nią siedział beżowy nastolatek, a raczej już młody dorosły. Wyglądał na znudzonego, podniósł wzrok i wtedy...
- Tato! Ona się już obudziła! - krzyknął, jak najciszej mógł. - Ty jesteś Shani, tak?
Lwiczka niepewnie kiwnęła głową. Zamrugała kilka razy, by pozbyć się narastającej ciemności przed oczami. Niepewnie postawiła łapki na zimnej posadce i dźwignęła się na nich. Jej łapy dygotały pod ciężarem ciała i po chwili całkowicie odmówiły posłuszeństwa. Mała runęła na ziemię. Zauważyła rany na swojej szyi, łapkach, czy pyszczku. Poczuła również, że ma rozciętą wargę, która bardzo spuchnęła. Nie czuła się zbyt dobrze. Kręciło jej się w głowie i było strasznie duszno.
- Nic ci nie jest... znaczy chyba - uśmiechnął się beżowy nastolatek. - Lekarzem nie jestem.
- Synu! - do jaskini wmaszerował beżowy lew o ognistej grzywie. Za nim dziarsko kroczyła kremowa lwica z grzywką i niebieskimi oczami. - Mówiła coś? - spytał nastolatka. Młody pomachał głową na nie.
- Witaj. Jestem królem Rajskiej Ziemi... Kala znalazła cię nieprzytomną. Twoi rodzice są już wezwani, będą za jakiś czas - wyjaśnił król. - Synu, zajmij się nią - polecił lew i wyszedł z jaskini. -Kala! Ty zostań razem z nimi, bo znowu mi jakieś truchło przyprowadzisz!
Lwica z grzywką westchnęła i usadowiła się obok księcia. Shani wlepiła w nią turkusowe ślepia. Ta lwica uratowała jej życie.
- On serio za tobą nie przepada - rzucił jasny.
- No wow! Miujiza, ty to jesteś bystrzak! Malka jest jego ulubienicą, a ja... no cóż. Mam gdzieś opinię jakiegoś starego...
- Mówisz o moim ojcu! - przerwał jej. - Wybacz, że musisz nas słuchać - zwrócił się do księżniczki, która od razu wbiła wzrok w ziemię.
- Mała, ty jesteś córką Valentine, co nie? - spytała niebieskooka. Shani kiwnęła głową.
- Dziękuje pani - wydukała cicho.
- Nie ma za co, moim obowiązkiem jest chronić wszystkich przebywających na Rajskiej Ziemi - Kala uśmiechnęła się szeroko. - Podobno twoja mama była na naszej ziemi jak jeszcze mnie nie było na świecie. Moja siostra Malka miała okazję z nią polować. Do tej pory się tym chwali...
- Kal, nie zadręczaj jej historiami sprzed życia Muhimu! - zaśmiał się Miujiza. - A tak w ogóle to, jak tu się znalazłaś? Rodzice dali ci wciry?
- Nie... siostra. Sądzę, że to moja prywatna sprawa - ucięła szybko piłkarka.
- Brawo! Trzeba sobie podporządkować poddanych - zaśmiał się książę - Inaczej by nam weszli na głowę!
- Mogę wyjść? - spytała cicho. Czuła, że jeśli nie odetchnie świeżym powietrzem, to za chwilę ponownie zemdleje.
Miujiza skinął głową. Na ten gest Shani podniosła się. Na trzęsących się nogach doszła do wyjścia i... bęc! Wywróciła się, lecz Kala w porę złapała ją za kark. Bez zbędnych słów wrzuciła sobie księżniczkę na grzbiet i wybiegła z jaskini.
- Trzymaj się Mała!... Miu? Na co czekasz?! - krzyknęła z radością i przyspieszyła. Chłodny wietrzyk gładził futro lwiczki i pomagał jej dojść do siebie. Po chwili duszności zupełnie minęły.
- Mama! Tata! To oni! - księżniczka dojrzała na horyzoncie grupkę białych lwów.
- Trzymaj się! Kierunek władcy Cudownej Ziemi! Miujiza doczłapiesz się do nas w tym roku? - Kala ruszyła w stronę pary królewskiej. Zatrzymała się tuż przed nimi z uśmiechem na pysku.
- Witam? - mruknęła zdezorientowana Valentine.
- Dzień dobry, oddaję córkę w nienaruszonym stanie - na te słowa Shani zeskoczyła jej z grzbietu i chwiejnym krokiem doszła do rodziców. Oni zaczęli ją całować i przytulać.
- Skarbie nie rób tak więcej! - szepnęła jej do ucha królowa, nadal tuląc.
- Przepraszam, ja...
- Pogadamy w domu - ucięła Val.
- Jak masz na imię? - król zwrócił się do lwicy, która aktualnie zajęta była układaniem grzywki.
- Kala - wydukała i zaprzestała zajęcia, widząc piorunujące spojrzenie Chaki. Głośno przełknęła ślinę i oddała pokłon władcą, na co oni skinęli głowami.
- Dziękujemy Kalo, za zajęcie się naszą córką. To my może już pójdziemy... - odparł król, w tym momencie do grupy doszedł książę Rajskiej Ziemi.
- Państwo to Valentine Muhimu i Chaka? - spytał Miujiza.
- Tak, ty to pewnie Miujiza... my musimy się już zbierać.
- Przebyliście taki szmat drogi, nie chcecie, chociaż się napić i czegoś przekąsić?
- Shani? Val? Chcecie coś? - król spojrzał na córkę i żonę.
- Może chociaż coś zjemy? - zaproponowała Valentine.

Cudownoziemcy zagościli na Rajskiej Ziemi jeszcze dwie godziny. Po sytym posiłku ruszyli w kilkugodzinną podróż. Shani nie miała nawet siły przekroczyć granicy, dlatego całą drogę przebyła na grzbiecie ojca. Król co chwilę z ciepłym uśmiechem spoglądał na śpiącą córkę. Jeszcze kilka godzin temu, przez tego małego skarba omal nie dostał zawału.
Na Cudownej Ziemi wszyscy serdecznie powitali przybyłych. Upolowano antylopy, aby mogli od razu się posilić. Para królewska zaniosła śpiącą Shani do medyczki i postanowiła poważnie porozmawiać z drugą córką.
- Sheria! - głos króla odbił się echem po pustej jaskini. Nie był on jednak ostry, tylko niepewny i jakby przesiąknięty niepokojem.  - Możesz nam wytłumaczyć... dlaczego Shani uciekła?
- To jej spytajcie - mruknęła młoda, przewracając się oczami
- Wiemy wszystko o tych plotkach - oznajmił Chaka, zbliżając się do córki.
- No to, co głupio pytacie, hm? - warknęła Sheria, podrywając się nagle.
- Nie tym tonem! - ucięła Valentine.
- A właśnie, że tym! Shani jest zawsze ważniejsza! Ona zawsze wszystko może! A ja? - do oczu lwiczki zaczęły napływać łzy. - Nigdy mnie nie kochaliście!
- Zapewniliśmy ci dach nad głową, miłość, bycie księżniczką... wszystko, czego zapragnęłaby zwykła lwiczka - westchnęła królowa, patrząc smutno w oczy przybranej córki.
- No tak! Bo kto nie marzy, by być jakąś tam królewną! - fuknęła brązowa.
- Możemy choć raz porozmawiać normalnie? Bez krzyków - poprosiła Val, kontrolnie spoglądając na męża.
- No przecież rozmawiamy spokojnie! Przecież nic się nie stało! Jestem tylko adoptowana... co to w ogóle zmienia?...
- Sheria!
- No tak! Wszystko! Nie jestem waszą córką, nie jestem siostrą tej ofiary i nie jestem tą cholerną księżniczką! - wrzasnęła lwiczka. - I nie chce już dłużej tego wypierać! - dodała i wybiegła z jaskini z płaczem.
- Ja pójdę - westchnęła Val i zaczęła podążać w ślad za córką.
- Poczekaj! Niech ochłonie.
- Za długo czekałam. Właśnie przez to czekanie omal nie straciliśmy naszych córek.

Shani spała jak zabita w jaskini medyczki. Była wykończona ucieczką i najchętniej spałaby tak całe życie. Poczuła kropelki na nosie. Otworzyła oczy i mruknęła coś pod nosem. Jej oczom ukazała się Matu, trzymająca w łapach jakąś miseczkę... z której właśnie kapała ta wkurzająca woda!
- Możesz przestać! - fuknęła Shani podrywając się na łapy. - Co ja tu robię? - spytała, orientując się, że jest w Jaskini Medyków.
- Podobno podejrzanie słabo oddychałaś, rodzice przynieśli cię tu na wszelki wypadek. - wyjaśniła złota. - Ale jesteś tylko trochę przemęczona i odwodniona. Więc pij i jedz!
- Aha...
Shani spojrzała na nią z dezorientacją. Właściwie... dawno nie rozmawiała z Matu, a bardzo chciała jej coś powiedzieć... znaczy nie tyle co chciała, ale rozważała taką możliwość.
- Umiesz dochować tajemnicy? - spytała nagle lwiczka.
- Zależy w jakiej sprawie. - złota lwica, spojrzała wymownie na liderkę drużyny.
Shani przełknęła ślinę i próbowała ułożyć słowa w głowie. Ostatecznie zdecydowała się wycofać z podkulonym ogonem.
- Już... już nieważne - pisnęła cicho i skuliła się.
- Zaczęłaś to mów! - ponagliła Matu. Gestem łapy kazała księżniczce wyprostować się.
Shani niepewnie zaczęła opowiadać o tym, co stało się w Klanie Hien. Podniosła wzrok i kiedy zobaczyła minę Matu, jeszcze bardziej się przestraszyła.
- Masz Ryk? - medyczka wybałuszyła oczy, a Shani słabo skinęła głową. 
- Proszę, nie mów nikomu! Nie chce go mieć! Straż nie jest dla mnie!
- Wiesz, że Ryk nie zniknie? Będzie częścią ciebie, do końca twoich dni. 
- Na prawdę? Nie ma sposobu, żeby się go pozbyć?
- Jest jeden, ale ryzykowny... Nie wypieraj się Ryku od razu! Nie znasz jego właściwości i działania... nie wiesz, ile dobrego może zdziałać... ale też i złego, ale dobrze, dochowam tajemnicy... Przyjdzie czas, kiedy dojrzejesz i sama wybierzesz szlak, którym będziesz chciała kroczyć... ze strażą lub bez... 
--------------------------------------------------------------------------------------------------
*patrzy na datę ostatniego rozdziału* MIESIĄC TEMU!?!?!?!? No tak jakoś wyszło, trochę mnie tu ostatnio nie było!... Przepraszam jak zawsze za jakość notki. Właściwie nie wnosi nic do fabuły, ale następna będzie takim leciutkim przełomem w historii (albo jeszcze następna... jeszcze nie wiem)

Pytania:
1.Czy Shani powinna założyć gwardię?
2.Dlaczego nie chce tego zrobić?
3.Co zrobi Sheria? (kiedy nie masz pomysłu na pytania >.<)
Pozdrawiam!

sobota, 17 czerwca 2017

#22.Bohater Tygodnia

Hejka! Dzisiaj bardzo szybki Bohater Tygodnia. A więc zwycięzcą zostaje... Zuberi!

  • Wszyscy już o tym wiedzą, ale powiedzieć trzeba: Zuberi Cody, otrzymał pierwsze imię po bracie ojca Angi (ktoś zrozumiał? xd), a drugie po zmarłym bracie swojej matki.
  • Zuberi w przyszłości będzie łobuzem... a przynajmniej tak mu się będzie wydawało. xd
  • Będzie chciał zaprzyjaźnić się z Karimem, ale lwiak nie będzie przepadał za synem Lisy.
  • Była to chyba najtrudniejsza postać do ochrzczenia. Jego imię wymyśliłam kilka dni przed wprowadzeniem postaci.
  • W przyszłości będzie się kręcił przy Sherii, ale szczegóły poznacie sami!
No i to tyle. Ja za Zuberim nie przepadam, ale nie będe spojlerować. Na razie jest bobasem, którego jeszcze lubię. xd
~Pozdrawiam

     Karimek i Zuberi w gratisie!

sobota, 10 czerwca 2017

#21.Bohater Tygodnia

Hejka! Witam was w 21 Bohaterze Tygodnia i tak myślę, czy by nie zawiesić tej serii. Wykorzystaliśmy już wszystkie ważniejsze postacie, a takie wymyślanie na siłę nie ma sensu, bo potem są tylko po dwie trzy ciekawostki. Piszcie co o tym myślicie! Przechodząc do konkretów: zwycięzcą zostaje... Weda!!!
  • Z początku Weda miał mieć bardzooo nietypowy desing (Tak, bardziej niż teraz xd) Mam pierwszy obrazek z tym wyglądem i to jeszcze tyłem. Dokładniej wyglądał mniej więcej tak. Nie pamiętam dlaczego go zmieniłam... może jego blond czupryna za bardzo rzucała się w oczy?
  • Ojciec Wedy został zabity krótko przed narodzinami syna, a matka zmarła przy porodzie z powodu nadmiernego stresu. Lew jednak zna wersję, że oboje zginęli podczas bitwy o Kryształową Ziemię.
  • Wede wychowywała babcia, jednak kiedy był nastolatkiem umarła i musiał przenieść się do ciotki na Cudowną Ziemię.
Tyle zdołałam wydusić z tej postaci. Lubię Wedę... choć nigdy jakoś nie przywiązywałam do niego uwagi. 
Pozdrawiam! 

środa, 7 czerwca 2017

#65.Wstać... by znowu upaść

Pięciominutowy bieg zakończył się upadkiem. Shani nie miała już siły wstać... Po co się podnosić skoro za kilka minut popełnisz ten sam błąd i znowu upadniesz? Czy to ma sens? Nie. Podobnie jak życie. Zawsze chcesz, żeby coś potoczyło się dobrze, starasz się, dwoisz i troisz... a ktoś jednym słowem potrafi zniszczyć wszystko i wbić nóż w plecy. Przyjaciele zostawiają cię w najgorszym momencie, kiedy stajesz się zbędnym ciężarem, kimś za kogo muszą się wstydzić przy innych... kimś niepotrzebnym. Nie masz nikogo, tylko pustka, z którą musisz się oswoić. Los kontra ty. Pytanie, kto wygra?

Shani zacisnęła zęby i wstała. Zamknęła oczy i uniosła głowę. Czuła jak krople obmywają jej pyszczek z błota. Łzy znowu zaczęły spływać po jej policzkach. Księżniczka próbowała przerwać szloch. Nadaremnie. Żal nie dawał o sobie zapomnieć nawet na sekundę.
- A teraz mażesz się jak dzieciak! - ryknęła i uderzyła łapkami o ziemię. Powtórzyła desperacki czyn jeszcze kilka razy, póki na puchatych łapkach nie pojawiły się krwawiące ranki. Lwiczka wytarła nimi załzawione oczy, zostawiając na twarzy krew. Pociągnęła nosem i stabilnie stanęła na czterech łapach. Jej wargi zadrżały, a serce stanęło w piersi. Zaczęła cicho śpiewać z początku drżącym i niepewnym głosem.

(Za podkład służy nightcore piosenki Somebody to die for, jeśli chce ktoś oryginał to tylko oficjalny, ponieważ to krótsza wersja)

Zepsuć wszystko jednym słowem *wskakuje na kamień*
Zmarnować tysiące szans
To typowe dla księżniczki * pochyla głowę i zeskakuje na ziemię*
Która chciała zdobyć świat 
Co mam siostro ci powiedzieć? *kropelki deszczu układają się w kształt Sherii*
Głupie żale, przeprosiny
To niczego już nie zmieni *Shani rozprasza obraz łapą* 
Sama wiesz

Dlaczego wciąż traktujesz mnie jak wroga?
Dlaczego wciąż...

Chcesz mojej zguby
Kolejny nóż w serce *kładzie łapki na sercu*
Kolejny upadek...

Widzę blask w twych oczach, 
kiedy zadajesz kolejny cios *patrzy na odbicie w kałuży*
Ból potraja twoje szczęście 
Jest jak woda dla spragnionego
Wciąż powtarzasz ,,Jesteś nikim!'' *potyka się i upada w błoto*
Wiem to... ale te słowa ranią
Wciąż tą zagadkę  próbuję rozwikłać:
Jak wreszcie zadowolić cię 

Dlaczego wciąż traktujesz mnie jak wroga?
Dlaczego wciąż...

Chcesz mojej zguby
Kolejny nóż w serce

Kolejny upadek... *biegnie przed siebie siebie jak najszybciej może, powoli opadając z sił*

Shani jeszcze chwilę biegła przed siebie, w końcu po raz kolejny upadła. Uderzyła twarzą prosto w kamień, w efekcie przecięła sobie wargę, a nos zaczął ją niemiłosiernie boleć. Teraz już wiedziała, że to koniec. Była głupia. Teraz już nic z tym nie zrobi. Za późno. Jedyne, do czego była zdolna to zwinięcie się w kłębek i nieprzerwany szloch nad ,,olbrzymimi'' problemami.

Sawa biegł w kierunku Cudownej Skały, jak najszybciej potrafił. Był już zmęczony pogonią za Shani, na którą się jednak zdecydował, a deszcz wcale nie pomagał mu w szybkim dotarciu do celu. Czuł, że żołądek podchodzi mu do gardła, a w uszach słyszał zagłuszające otoczenie dudnienie swojego serca. Kiedy łapy piłkarza zaczęły już odmawiać posłuszeństwa, dostrzegł on swoje wybawienie -  księcia Furahę. Przyspieszył i po chwili już stał przed lwiątkiem.
- Sawa! Widziałeś Shani?... Miała trenować maksymalnie dwie godziny. - spytał zielonooki, a w jego głosie słychać było nutkę strachu.
- Shani... uciekła... go-goniłem ją... ale po prostu się rozpłynęła! - wysapał na jednym wdechu.
- Co?! Biegnę do rodziców! - rzucił lewek i zaczął biec w stronę Cudownej Skały. - A ty idź po chłopaków. Może wiedzą gdzie może być! - dodał przez ramię.
Sawa westchnął, wyrównując oddech. Takiej zadyszki nie dostał jeszcze na żadnym meczu. Pobiegł pod pobliskie drzewo i otrzepał się z wody. W miedzyczasie wzrokiem przeczesywał okolicę. Pod rozłożystym drzewem dostrzegł chłopaków z drużyny. Śmiali się i żartowali. Sawa mruknął z irytacją i pognał w ich kierunku.
- Brawo! - burknął, otrzepując się. Woda pochlapała lwiątka. 
- A ciebie to, co ugryzło? - Hakimu przewrócił oczami z frustracją.
- Po tobie to się tego nie spodziewałem. Słyszałem, że ty i Shani jesteście sobie bliscy od dzieciaka. Podobno nawet to było coś więcej... - Sawa nie spuszczał śmiertelnego spojrzenia z Hakimu. Biały głośno przełknął ślinę i nerwowo się zaśmiał.
- Nie wtrącaj się w moje sprawy! Poza tym to przesadzasz! Nasza Princessa da sobie radę! - odparł, a jego głos z każdym słowem coraz bardziej się łamał.
- No właśnie nie da. Uciekła... i nie wiem jak wy, ja idę pomóc w poszukiwaniach! - fuknął brązowooki i pobiegł do pary królewskiej i grupy poszukiwawczej. Lwiątka z drużyny spojrzały po sobie. Hofu szybko poderwał się na łapy i podążył śladami brązowego. Za nim ruszył jego brat Kesho. Ostatni z wahaniem dołączył Hakimu.
- Askari! Ty ruszaj na gra... Sawa, gdzie dokładnie pobiegła? - Valentine zwróciła się do atakującego drużyny.
- Wydaje mi się, że w stronę Rajskiej Ziemi- odpowiedział brązowy lwiak. 
- Askari! Ty i chłopaki pobiegniecie na granicę z Klanem Kiburiego, będziecie zmierzać w stronę Rajskiej Ziemi. Kly! Leć do króla Rajskiej Ziemi, niech nas zawiadomi, jeśli ją zobaczy, potem do Kiburiego! - zarządziła królowa.
- Kochanie... czy to nie za dużo? - Chaka złapał małżonkę za ramię.
- Shani jest uparta, sama na pewno nie wróci... do tego w każdej chwili może dostać ataku. Zemdleje gdzieś... nawet nie chce o tym myśleć! Najpierw Sheria, teraz ona. Co się dzieje!?
- Plotki ją zniszczyły - odezwał się Hakimu. Para królewska spojrzała na niego pytająco. - Że niby chciała odejść do drużyny Kishindo, nie tolerowała Sherii i inne bzdety. - odpowiedział biały. 
Źrenice króla rozszerzyły się. Przełknął ślinę i uśmiechnął się wymuszenie do lwiątek.
- Nie ma czasu do stracenia. Zwiewajcie chłopcy, bo się przeziębicie! Porozmawiamy o tym, kiedy wrócimy!-  rzucił Chaka i pobiegł w stronę granicy, a za nim reszta. Lwiątka jeszcze przez chwilę przyglądały się oddalającym sylwetką, potem udały się w stronę Cudownej Skały, rozmówić z Sherią.

Shani otworzyła zmęczone oczy. Nawet nie wiedziała, kiedy zmorzył ją sen. Straciła poczucie czasu. Wydawało jej się, że leży tu od kilku godzin. Z trudem dźwignęła się na przednich łapach. Była wyczerpana wędrówką, jak i samym płaczem. Jej futro było posklejane, a oczy straciły blask, jej pyszczek był bez wyrazu. Czuła się, jak wyglądała, czyli okropnie. Lwiczka spojrzała na odbicie w kałuży. Obraz rozproszyło kilka łez, które do niej spadły. Beżowa przykryła łapkami głowę i ponownie próbowała zasnąć. Poczuła ciepło na plecach. Podniosła głowę. Jej oczom ukazał się stojący przed nią lew. Wystraszyła się i poderwała na łapy.
- Nie bój się strażniczko Shani. Nic ci nie zrobię. Jestem bratem twojego dziadka, mam na imię Hasira - oznajmił lew. Kiedy to mówił Shani zdążyła przyjrzeć się dokładnie samcowi. Miał białą jak śnieg sierść i niezbyt pokaźną, ale też nielichą grzywę. Jego oczy były spokojne o szafirowej barwie. Jedno z nich - prawe, przecinała blizna. Najpewniej po niemiłym spotkaniu z hienami w dzieciństwie niedoszłego króla. Tak przynajmniej mówiła legenda, którą Shani znała na pamięć.
- Wiesz, dlaczego ci się ukazałem? - spytał Hasira, widząc, że lwiczka nie odezwie się sama z siebie.
- Bo jest pan jednym z tych wybitnych władców... znaczy... nie chciałam pana uradzić. Wiem, że pan nigdy nie zasiadł na tronie, bo uratował mojego dziadka... - odpowiedziała grzecznie księżniczka.
- W pewnym sensie. Mam do ciebie prośbę, mów mi wujku - lew uśmiechnął się ciepło. - Ty i twoja siostra nie za dobrze się dogadujecie.
- No jakoś tak wyszło... to moja wina, prawda?
- Dlaczego tak sądzisz? - spytał, a Mała wbiła wzrok w ziemię. - Shani, dlaczego nie powiedziałaś o tym rodzicom lub przyjaciołom?
- Sama bym sobie poradziła!
- Weź ten patyk - polecił Hasira, wskazując na leżący niedaleko krótki kij.
- Po co?
- Proszę, weź... a teraz złam.
Shani przełamała patyk bez problemu. Spojrzała pytająco na ducha. Hasira uśmiechnął się.
- A teraz weź więcej i spróbuj złamać wszystkie naraz - powiedział.
Księżniczka wzruszyła ramionami i chwyciła w łapki więcej patyków. Siłowała się z nimi, ale za żadne skarby nie mogła złamać. W końcu z rezygnacją rzuciła je na ziemię.
- Jakieś wnioski? - spytał lew.
- Żadne mówiąc szczerze - mruknęła lwiczka. - Nie zamierzam w przyszłości zostać drwalem.
Biały lew zaśmiał się głośno i złożył łapy. Kiedy je rozłożył, trzymał taki sam patyk jak przed chwilą księżniczka.
- Jedni są słabsi, a drudzy silniejsi. Taka kolej rzeczy i nic z tym nie zrobimy, ale zdarzają się momenty, kiedy nawet największy twardziel potrzebuje oparcia, bo... - w tym momencie Hasira przełamał trzymany badyl. Lew ponownie złożył łapy, a w nich pojawiło się więcej drewna. Złapał wszystkie patyczki razem i spróbował złamać. - Razem jesteśmy silniejsi.
- Sugerujesz... - zamyśliła się lwiczka.
- Czy sugeruje? Ale co, panienko? - lew uniósł brwi.
- Mam pogodzić się z Sherią? - spytała niepewnie lwiczka.
- A czy tego pragniesz? - odpowiedział pytaniem na pytaniem i zniknął. Shani usiadła zrezygnowana, jeszcze przez dłuższą chwile wpatrując się w pustą przestrzeń, gdzie przed chwilą stał Hasira. Czuła jeszcze większe rozdarcie... jeszcze większe niż wcześniej. Teraz już naprawdę nie wiedziała co robić.


sory za niepasujące tło
Drużyna, a raczej jej resztki, bo Hofu i Kesho musieli wrócić do domu, wpadła do królewskiej groty. Zastali tam Lie walczącą z Karimem... chyba już nie dla zabawy. Lwiczka warczała zaciekle i próbowała zatopić pazury w jego ciele. Czarny jednak skutecznie się bronił. W jaskini były tylko dzieci par bliskich z parą królewską, które nie zważały na utarczki rówieśników. Wszyscy inni poszli zobaczyć nowo narodzonego mieszkańca Cudownej Ziemi. Lia uderzyła łapą prosto w nos Karima, powodując jego krwawienie. Syn Moto nie pozostał jej dłużny i przygniótł ją do ziemi. Sawa i Hakimu w końcu otrząsnęli się z szoku i rzucili w kierunku zwaśnionych przyjaciół. Brązowy lewek odciągnął Karima, a Hakimu chwycił Lie.
- Wiedz, że nie biję dziewczyn - warknął czarny, liżąc rany bitewne.
- A Shani to walnąłeś! Widziałam!
- Możecie, powiedzieć co tu się odprawia? - spytał Sawa.
- Przez tego podziurawionego psychicznie łachudrę, debila, kretyna i perfidnego chama Shani uciekła! - ryknęła lwiczka, szarpiąc się.
Sawa westchnął z rezygnacją i stanął przed Lią. Ta na zawołanie się uspokoiła i omal nie zarumieniła.
- Prze-przepraszam... poniosło mnie - jęknęła szara. - Co z Shani?
- Nie wiemy. Władcy ruszyli na poszukiwania. - odezwał się w końcu Hakimu.
- Aha - wydukała Lia i położyła się pod ścianą. - Po co przyszliście?
- Pogadać z Sherią - odpowiedział Sawa i chrząknął znacząco.
Brązowa lwiczka podniosła głowę, szybko oceniła sytuację i z powrotem położyła się z nadzieją, że została niezauważona.
- Sheria? - Hakimu podszedł do siostry Shani i trącił ją nosem.
Lwiczka przeklęła pod nosem i podniosła głowę, odrzucając grzywkę na bok.
- Możemy pomówić o... dzisiejszym? - spytał biały, czując, że pod wpływem wzroku lwiczki zapada się pod ziemie.
- Ja nie mam co do dodania w tej sprawie... - fuknęła Sheria, podnosząc głos. Szybko została upomniana cichym warknięciem przez Sawę. Lia przysłuchiwała się wszystkiemu z ciekawością. Nie miała pojęcia, o co chodzi i to właśnie było najgorsze w przypadku urodzonej plotkary.
- Może jednak... możemy wyjść? - wtrącił się Sawa.
Lawendowooka niepewnie podniosła się i udała w kierunku wyjścia.
- Idziecie całą obstawą... chcecie mnie zabić, czy jak? - spytała, widząc, jak cała trójka szykuje się do wyjścia.
- Ja z nią pogadam! - odezwał się brązowy, pozostali kompani skinęli głowami.
- Chcesz mi teraz robić wywody, jaką to okropną siostrą jestem? - zaśmiała się lwiczka. Widać było, że ta sprawa wcale ją nie ruszała. Chociaż była zdziwiona, że Shani aż tak się tym przejęła. To nie było w jej stylu, przynajmniej ostatnimi czasy.
- Ty to powiedziałaś - palnął brązowy. - To, co wtedy... to było świństwo!
- No i co? A świństwem nie było oszukiwanie mnie cały czas?! Ona jest święta! Bo to Shani! Na królową ją weźcie! Chociaż nie... popłacze się i zamknie w jaskini! - ryknęła Sheria. Zmoknięta grzywka opadła jej na oczy, dzięki czemu Sawa nie dostrzegł łez w jej oczach.
- Ona cię kochała... a raczej kocha! Mimo wszystko, czy ty nie umiesz tego zrozumieć!? To, że jesteś adoptowana, niczego nie zmienia!
- A co ty możesz wiedzieć... każdy, kto nie jest w mojej sytuacji, się wymądrza!
- Tak się składa, że także jestem adoptowany.
Lwiczka zastygła w bezruchu. Odgarnęła grzywkę, ujawniając zapłakaną twarz. Zbliżyła się kilka kroków i usiadła obok brązowego.
- Od początku wiedziałeś, czy... - głos Sherii się załamał.
- Ojciec wmawiał mi, że odziedziczyłem futro po dziadku, byłem jeszcze smarkiem, więc wierzyłem, że są moimi biologicznymi rodzicami. Nie myślałem nawet, że może być inaczej. I w końcu przyszedł dzień prawdy... świat legł w gruzach. Uciekłem z domu i wtedy nauczyłem się jednego. Nie liczy się, kto wydał cię na świat, tylko kto wychował. On są moimi prawdziwymi rodzicami i nawet jak dane mi będzie poznać biologicznych, zawsze będą na pierwszym miejscu.
Sheria położyła uszy i zgarbiła się. Od środka zżerał ją wstyd. Nigdy nie myślała, że para królewska może ją kochać jak prawdziwą córkę.
- Może jednak wiesz, co czuje - lwiczka uśmiechnęła się niewyraźnie i wróciła do jaskini.
Tylko skoro rodzice ją kochają to, dlaczego wciąż faworyzują Shani? Teraz powinni być przy niej, a nie uganiać się za kochaniutką córunią, która płacze, bo ktoś powiedział jej prawdę.
- Nie jestem jedną z krewnych Muhimu... więc nie mogę być księżniczką - szepnęła Sheria, zaciskając szczęki. - Żegnaj kochany tytule... i kochana rodzinko.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam po długiej przerwie! Mam nadzieje, że ktoś tu jeszcze żyje! Nie jestem do końca dumna z rozdziału (cóż za nowość!). Miał być dwa tygodnie temu, ale poprawa ocen, bierzmowanie, wyjazd, problemy z piosenką Shani itp. skutecznie mi to utrudniły xd Podczas tej przerwy zrobiłam sobie taką ogólną analizę notek na blogu. Doszłam do wniosku, że niektóre to po prostu zapychacze. Historia ukazana w 65 rozdziałach zmieściłaby się spokojnie w 50-55 rozdziałach. Więc jak już wiecie z poprzednich pogadanek, chce przyspieszyć bieg historii (który i tak jest już szybki) by bloga zamknąć w 100 rozdziałach i uniknąć takich bezsensownych notek niewnoszących nic do fabuły. No i to tyle z moich niezrozumiałych planów. xd

Pytania:
1.Czy zmienią się relacja Shani i drużyny po ucieczce?
2.Czy Shani coś się stanie i czy wróci?
3.Co zamierza Sheria?
Pozdrawiam!
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony