sobota, 21 listopada 2020

#88.Wędrowcy z dalekich stron

W poprzednich rozdziałach: Shani i Sawa zbliżają się do siebie. Księżniczka prosi, aby to zostało między nimi, ponieważ nie chce ranić Lii. Anga podczas lekcji uświadamia Shani, jak bardzo nie panuje ona nad sobą i jest rozchwiana emocjonalnie. Sheria po opuszczeniu aresztu wciąga w swoją intrygę Zuberiego. 

Ta noc nie była lekka dla księżniczki. Shani nie mogła zasnąć, a jej myśli ciągle krążyły wokół jej relacji z Sawą. Kiedy już wybiła sobie ten temat z głowy, zaczęły ją prześladować obawy związane z tym, co powiedział jej dzisiaj Anga. Odkąd właściwie się dowiedziała, próbowała wypierać fakt tego, że posiada ryk, ale wiedziała, że ten temat zawsze będzie do niej wracać i nigdy się go nie pozbędzie. W tym momencie przypomniało jej się, jak dawno temu ktoś wspomniał jej o Jaskini Gwardii. Księżniczka miała się tam zakraść w dzieciństwie, ale potem zapomniała w ogóle o jej istnieniu. I tak nie liczyła, że teraz zaśnie, więc co miała do stracenia?
Shani podniosła głowę i rozejrzała się po jaskini. Wszyscy głęboko spali. Księżniczka cichutko się podniosła i wyszła na zewnątrz. Wejście do Jaskini Gwardii znajdowało się z boku Cudownej Skały. Ostatni raz użytkowana była kilka lat temu, kiedy istniała gwardia Valentine. Wejście do niej było zasypane kamieniami. Księżniczka odrzuciła na bok kilka z nich i przecisnęła się wąskim korytarzem do środka. Jaskinia była cała zarośnięta i zakurzona. Przez niewielką szparę z bok sklepienia wdzierało się światło księżyca. Lwica odgarnęła liany i zrobiła krok w głąb jaskini. Nagle przez szparę zawiał bardzo silny wiatr, a wszystkie latarnie powieszone na ścianach zaczęły płonąć. Wokół księżniczki zawirowały wzniesione przez wiatr liście i nagle opadły. 
 Shani rozejrzała się niepewnie i zaczęła zwiedzać grotę. Na głównej ścianie znajdowały się malunki wszystkich gwardii, jakie kiedykolwiek istniały. Była tam nawet gwardia jej matki, jednak uwagę Shani bardziej przykuł lew podobny barwami do niej samej. Jak się domyślała, był to jej dziadek, ojciec Chaki. Z opowieści wiedziała, że zginął na jednej z misji, osieracając króla. 
Błądząc wzrokiem po całej ścianie, dostrzegła malunek białej lwicy. Znajdował się na środku, co sugerowało, że była ona przywódczynią, ale nad gwardią widniał symbol ryczącego lwa, a nie odcisk łapy, jak to jest w przypadku gwardii nieposiadającej lidera z Rykiem Przodków. Shani stała dłuższą chwilę, wpatrując się w malunek i próbując sobie coś przypomnieć. Gdzieś już widziała podobny malunek, nie mogła tylko sobie przypomnieć gdzie. Nagle wszystko jej się rozjaśniło.
— No tak!... Amani! — krzyknęła uradowana Shani, nie potrafiąc stłumić emocji. — Czyli to nie była tylko głupia legenda? — pomyślała głośno. Matu wspominała jej kiedyś o lwicy z Rykiem, jednak wtedy młoda księżniczka uznała to za jakąś starą legendę, aniżeli fakty. — Amani... Czemu nigdy nie dałaś mi żadnego znaku? Jesteśmy przecież tak podobne. Mam ten sam problem, co ty kiedyś... — wyszeptała Shani, gładząc łapą po malunku lwicy. — Słyszysz mnie? No pokaż się!
Księżniczka spodziewała się, że jej przodkini zjawi się zaraz i wygłosi jej pokrzepiającą mowę, jak to mieli w zwyczaju pradawni. Nic takiego się jednak nie działo. Shani spojrzała na księżyc przez szparę w suficie i westchnęła głęboko. Jeszcze kilka razy z coraz większymi łzami w oczach wykrzyknęła imię praciotki. Zdenerwowana zaczęła kroczyć w stronę do wyjścia.
— Wynoś się stąd i nigdy więcej o mnie nie przyzywaj — Shani usłyszała za sobą żeński głos. Obróciła głowę i zobaczyła białą lwicę o ciemnych oczach, wpatrującą się w nią zimnym wzrokiem. Jej ciało było półprzezroczyste, a wokół niej wirowały liście.
— Amani! To ty! Opowiedz mi o sobie, o ryku, o gwardii! — podekscytowana księżniczka zaczęła biec w kierunku przodkini, została jednak odepchnięta przez jakąś dziwną moc. Padła na ziemie i poczuła smak krwi w ustach.
— Ryk był dla mnie największym przekleństwem. Módl się, aby ciebie on nie zniszczył, a teraz wynoś się stąd i nigdy więcej nie wzywaj mojego imienia! — po tych słowach lwica zniknęła, a w jaskini rozpętała się wichura. Shani szybko się podniosła i zaczęła biec do wyjścia. W drodze do Jaskini Królewskiej roztrzęsiona wpadła na Angę.
— Na Muhimu! Shani! Pradawni cię pobili? — były król od razu przytulił księżniczkę, widząc jej stan. Wiedział gdzie była, obudził się, od razu jak wyszła z jaskini. 
— O co chodzi z Amani? Kim ona jest? — spytała Shani, próbując wyrównać oddech i uspokoić się. 
Na twarzy Angi pojawił się strach i zaskoczenie. Teraz był już pewien tego, co przed chwilą się wydarzyło.
— Chodź szczyt. Opowiem ci wszystko — odparł lew. Oboje udali się na czubek Cudownej Skały i usiedli. — Amani podobnie jak ty nienawidziła swojego daru. Wszyscy twierdzili, że lwica nie nadaje się do przewodzenia gwardią, jednak ona jak wszystkim się wydawało, nie przejmowała się opinią innych. Założyła własną gwardię i starała się dawać z siebie wszystko. Nikt nie wiedział, jak wewnętrznie cierpiała i czuła ogromną nienawiść do siebie. Pewnego dnia po porażce gwardii coś w niej pękło, wymknęła się w nocy z jaskini, poszła nad wąwóz. Skoczyła... Samobójstwo w naszych wierzeniach jest oznaką braku szacunku do siebie, tym samym do przodków, rodziny, jak i do całego stada. Mimo wielu sprzeciwów Amani została całkowicie wykluczona z historii Cudownej Ziemi. Bardzo rzadko jest wspominana, malowana i niewiele osób nawet z rodziny królewskiej o niej wie. 
Nastąpiła cisza. Shani wyglądała na totalnie zatopioną w myślach. 
— Czy myślisz, że...
— Że możesz skończyć tak samo? — przerwał jej. — Nie sądzę... Nie dopuszczę do tego! A poza tym jesteś silna i mądra.
Shani uśmiechnęła się do dziadka, jednak kiedy tylko odwróciła głowę jej pysk znów spoważniała. 
— No dobrze... Zradzę ci niespodziankę teraz. Chcę cię zabrać w podróż, wyruszylibyśmy pojutrze z samego rana, a wrócili... przynajmniej następnego dnia. Co ty na to? — zapytał lew. Shani pisnęła szczęśliwa i rzuciła mu się w łapy. — No dobra, dobra, a teraz szoruj prosto do jaskini i spać. Dobranoc.

Słońce wstało, a wraz z nim stado. Jeszcze przed wyruszeniem lwic polujących, do króla dotarła wiadomość o podejrzanej grupie lwów kręcących się przy dużym wodopoju. Chaka nie chcąc dodatkowo martwić Valentine, zebrał strażników i postanowił osobiście zbadać sprawę. Przy wodopoju przebywało około piętnaściorga nieznanych nikomu lwów i lwic.
— Wasza wysokość jest nas tylko siódemka, może wezwać wsparcie nim do nich podejdziemy. Nie wiadomo, jakie mają intencje — zaproponował Askari.
— Do czego to doszło, żeby obcy włazili na nasze ziemie i nas zastraszali! — odparł Chaka i ruszył w stronę stada. — Kto z was dowodzi, chcę z nim rozmawiać!?
Na przód wyszedł wielki złoty lew. Podszedł do Chaki i pokłonił się mu.
— Król Chaka jak myślę, jestem Harith (czyt.Harid), a to moje stado. Wędrujemy przez sawannę...
— Nie zgłaszano mi wcześniej żadnych przepraw przez moje ziemie, jesteście tu bezprawnie — przerwał mu król, próbując zachować spokój.
— Przepraszam, nie chcieliśmy tu zabawiać długo. Pochodzimy z północy, ale nieustannie wędrujemy, jak robili to nasi przodkowie. Paręnaście lat temu nasze stado miało lekką utarczkę z ówczesnym królem Cudownej Ziemi, konflikt został zażegnany, ale uraz pozostał i od tamtego czasu nasze stado w swojej podróży omijało wasze królestwo, ale teraz w trosce o moich poddanych musiałem skierować się tutaj. Wszyscy ledwo trzymali się na nogach, a wasz wodopój był najbliższym źródłem wody — wytłumaczył Harith.
— Wystarczyło zgłosić się do mnie, nie przegoniłbym was, jesteśmy gościnni. Niepotrzebnie przestraszyliście moje stado. Za chwilę rozpoczyna się polowanie, jeśli chcesz, twoje lwice mogą dołączyć, a ciebie zapraszam na Cudowną Skałę.
— Dziękuję Wasza Wysokość — Harith skinął głową z szacunkiem i udał się za królem
— Miejcie wszystkich na oku — szepnął Chaka do Askariego. 
Król z podejrzliwością obserwował Haritha w drodze na Cudowną Skałę. Coś nie pozwalało mu zaufać złotemu lwu, ale wiedział, że gdyby przegonił stado, Valentine urwałaby mu ogon. Kiedy doszli już do Cudownej Skały, z Królewskiej Jaskini wyszła Val z księciem oraz Laari.
— To Harith, przywódca wędrownego stada, które zostanie u nas na trochę, Harith to moja żona Valentine, mój syn Furaha, a to... — Chaka przedstawił wszystkich po kolei, jednak nie dane było mu dokończyć.
— Laari — szepnął Harith.
— Tata — cicho wydusiła z siebie Laari. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie czekając, rzuciła się na lwa, tuląc go. — Ale jak to możliwe? Myślałam, że ty... że stado, że nie żyjecie.
— Udało nam się uciec, byłem pewny, że hieny cię... Przepraszam, że nie próbowałem cię odnaleźć — Harith pogładził łapą pysk córki.
— Hieny mnie wychowały, a potem Furaha i jego tata przygarnęli mnie do swojego stada.
— A teraz wrócisz do swoich, byłaś taka malutka, jak cię straciliśmy. Wszyscy oszaleją ze szczęścia — odparł lew, nie mogąc opanować radości. 
— Co pan rozumie przez wrócisz do swoich? — Furaha stanął między Laari, a jej ojcem. 
— Furaha! Zachowuj się! — syknął Chaka, spodziewając się kierunku tej rozmowy.
— Taki młody, a jaki gniewny... To chyba jasne, że Laari wróci do swojego stada, prawda słońce? — król wędrownego stada nagle spoważniał, ale uśmiechnął się, kiedy spojrzał na swoją córkę, która wyraźnie była w lekkim szoku. 
— To chyba za wcześnie na takie decyzje. Zjedzmy, porozmawiajmy i przemyślmy sytuację. — Laari próbowała uspokoić wszystkich.
— Laari dorastała tu, wśród nas, jesteśmy dla niej rodziną i chyba nie sądzi Pan, że damy ją sobie tak po postu odebrać po dwóch minutach rozmowy z kimś, kto podaje się za jej ojca — książę przerwał lwicy. Bał się, że może ją stracić. 
— Chako, twój syn chyba zbyt dramatyzuje. Książę, wiem, że możesz traktować ją jak siostrę i być przywiązany, ale... 
— Tak się składa, że z Furahą jesteśmy... parą — Laari przerwała ojcu, a wszyscy nagle ucichli. 
— Jesteśmy parą, a Laari jest przyszłą królową Cudownej Ziemi — dodał książę. 
— Furu nie zapędzaj się — szepnęła złota lwica, szturchając ukochanego. 
— Hah moja córka chyba nie jest taka pewna swoich uczuć do ciebie. Może i jesteś księciem, ale nie masz nic do gadania w tej sprawie. 
—  Na pewno więcej niż pan — odparł młody lew. 
— Słuchaj no, nie wiem, co moja córka w tobie widzi. Widocznie jest tak litościwa, że.... 
— Zamknijcie się już! Psujecie wszystko! Po tylu cholernych latach dowiaduje się, że mój ojciec żyje i zamiast się cieszyć i go poznawać to słucham, jak kłóci się z moim chłopakiem! — wrzasnęła lwica, a jej oczy zaszkliły się. — Możemy zostać sami? — poprosiła, diametralnie zmieniając ton. Wszyscy skinęli głowami i zaczęli iść w stronę wyjścia. — Furaha, do ciebie też mówiłam. 
Lew jeszcze chwilę mierzył Haritha zirytowanym wzrokiem i także opuścił jaskinie. 

Wieczorem wszyscy wspólnie biesiadowali pod Cudowną Skałą, z wyjątkiem księcia. Furaha wiedział, że Laari jest uparta i postawi na swoim. Bał się, że już nie wróci albo co gorsza wróci, ale nie sama. Lwica była jedyną osobą, przed którą książę potrafił się otworzyć, a jej strata byłaby dla niego nie do zniesienia.
— Furu... nadal się gniewasz? — lew usłyszał za plecami głos ukochanej. Westchnął tylko, nawet się nie odwracając. — Idę z nimi.
Nastąpiła cisza. Furaha zacisnął powieki i westchnął jeszcze raz.
— Znasz kolesia dwie godziny, sprzedał Ci bajeczkę, że jest twoim ojcem, a ty już lecisz wyruszać z nim w podróż? — książę nagle podniósł się i ze złości uderzył łapą w ziemię. 
— Nie uważasz, że jednak troszeczkę przesadzasz? Czy naprawdę jestem taka okrutna, bo chce poznać swojego ojca, który jednak żyje? — odparła poirytowana Laari. 
— Na Muhimu! Wiem! Rozumiem! — warknął Furaha. — Przepraszam... Gubię się już we wszystkim, przerasta mnie ta sytuacja — szybko złagodniał i z bezsilnością z powrotem usiadł na ziemi.
— Chaka pozwolił mojemu tacie zmienić trasę stada, teraz będą przechodzić przez Cudowną Ziemie i odwiedzać nas co parę miesięcy — oznajmiła Laari niepewnie się uśmiechając, Furahę jednak ta informacja nie pocieszyła ani trochę. — Głupolu przecież nie będzie mnie miesiąc... No może dwa. No ale wrócę, przecież wiesz, że Cudowna Ziemia zawsze będzie moim domem, a ty jesteś dla mnie ważny. Poza tym... naprawdę sądzisz, że przepuściłabym okazje do bycia królową Cudownej Ziemi?
— No to kiedy wyruszacie? — spytał Furaha, starając się udawać niezainteresowanego. 
— O świcie... dlatego nie chce, żebyś tego ostatniego wieczoru się na mnie gniewał... — lwica westchnęła, widząc niezmieniające się nastawienie księcia. Podeszła do niego i przytuliła go mimo jego początkowych oporów. — Wiem, że nie jesteś do tego przekonany, ale chce po prostu spędzić trochę czasu z ojcem, ze stadem... z moimi najbliższymi... Furu, nie obrażaj się, proszę.
— Chce ci dać wolną łapę — odparł nagle książę. Wiedział, że prawdopodobnie w tym momencie popełnia największą głupotę życia, ale chciał zmyć z siebie wszelkie poczucie winy.
— Nie rozumiem — Laari zmarszczyła czoło i wlepiła w lwa pytające spojrzenie.
— Jeśli jakimś cudem podczas tej twojej wycieczki, ktoś wpadnie ci w oko... Nie myśl o mnie, po prostu bądź szczęśliwa, bo tylko to się dla mnie liczy.
— Ty również — odparła złota lwica. — Chociaż wiedz, że ja zawsze pozostanę ci wierna. 
Zapanowała cisza. Jednak w tej chwili słowa były zbędne, a nawet niekonieczne. Para po prostu chciała trwać przy sobie i nacieszyć się ostatnimi chwilami razem.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Game is on!
Pisałam ten rozdział prawie rok, a i tak wyszedł yyyy... pomińmy to. Przez rok mojej nieobecności mnóstwo rzeczy się u mnie zmieniło (na lepsze), ale teraz wszytko wróciło do punktu wyjścia... No i dlatego tu jestem! HV to moje guilty pleasure.
Szczerze mówiąc, musiałam przestudiować kilka ostatnich rozdziałów, żeby zorientować się co i jak. No i otworzyłam Puszkę Pandory, czyli zakładkę gdzie mam wypunktowaną całą fabułę, różne notatki i nawet fragmenty przyszłych rozdziałów. Przeczytałam wszystko i jeszcze bardziej się załamałam. W tym momencie nie mam pojęcia jak doprowadzić do finału, który wymyśliłam sobie trzy lata temu... W sumie to nawet wątpię, czy młodsza wersja mnie to przemyślała. Nie mam pojęcia, czemu ten blog się wybił... Serio, nie wiem. 
Jak widać, żadnego progresu w stylu pisania nie mam, szczerze mówiąc, zauważam nawet spory regres. 
Pociesze was. Prawdopodobnie #89 i #90 pojawią się tego samego dnia, bo finał sezonu już od roku czeka gotowy. No ale... nie pojawią się wcześniej niż po świętach, bo w #89 jest piosenka, której ni chu chu nie umiem napisać. 

Dawno nie było pytanek:
1.Czy wyprawa Shani i Angi przebiegnie pomyślnie?
2.Czy Larka wróci? Jeśli nie to dlaczego, a jeśli tak to kiedy?
3.Następny rozdział będzie przełomowy pod względem fabuły, jak myślicie co się stanie?

PS1.Ze trzy razy się zastanawiałam czy Larka ma iść w czorty z ojcem czy zostać i miałam napisany rozdział na dwie wersje XD
PS2.Dziękuje Majuchnie, że znicz który postawiła w spamie zmotywował mnie do dokończenia tego rozdziału 
W komach podaje moje socjale jakby ktoś chciał XD

Pozdrówki 
~Fryjka i ekipa pchlarzy 
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony