poniedziałek, 21 listopada 2016

#52.Na rozdrożu

Post dedykuje Rysi Samosi! Pomysłodawczyni drużyn. Rysiek for ju!

Yep!Wiem, ze jest wyjaechane.
-Kiedyś powiedziałaś do mnie ,,To głupie,rezygnować z pasji przez tytuł''.Wiedziałem wtedy, że będziesz dobrą królową, bo nie liczyło się dla ciebie to kim jesteś, ale jaka jesteś, a dziś zabraniasz własnej córce rozwijania swojej pasji tylko przez tytuł.Czyli myliłem się wtedy?-Anga poderwał się i zaczął zmierzać do wyjścia z jaskini by zostawić córkę samą ze swoimi myślami.Valentine spojrzała na Shani siedzącą przed jaskinią.Ich spojrzenia spotkały się.Valentine ze zmartwionym wyrazem twarzy leciutko pomachała głową na ''nie''.Mała zwiesiła głowę, a ogniki nadziei natychmiast zgasły w jej oczach.
-Tato...mi nie chodzi o to, że jest z królewskiego rodu.Chociaż to też, ale o jej chorobę!-odezwała się w końcu królowa
-Chorobę?-Anga zatrzymał się i spojrzał na córkę z uniesionymi brwiami-Powołujesz się na chorobę?Ona ćwiczy już prawie od tygodnia i jeszcze ani razu nie dostała ataku, a ty mówisz o chorobie?-dawny król ponownie chciał wyjść z jaskini
W głowie zielonookiej zabłysł pomysł.Była przekonana, że jej córce sport znudzi się po dwóch dniach lub nawet nie zbierze drużyny.
-Dobrze!-Val sama nie wierzyła w to co mówi
-No nie wierzę-uśmiechnął się lew-Chodź powiemy to Shani, eksploduje z radości


Tymczasem na dworze maluchy debatowały o słuszności decyzji księżniczki.Każdy chciał powiedzieć coś na temat, a każda opinia powodowała tylko wzmożenie dyskusji.Shani znudzona była myślami daleko stąd.Myślała o tym komu zawdzięcza to wszystko.Temu kto wskazał jej drogę do zatartej już ścieżki, którą należy kroczyć tylko z odpowiednim nastawieniem.Beżowa zauważyła, że jedyna milczky Sheria.Miała już spytać o co chodzi, kiedy z jaskini wyszedł dziadek i matka.
-A więc...-zaczął niepewnie były król-Zgadzamy się, możesz założyć drużynę.
-Mamo, to prawda?-spytała lwiczka, nie ciesząc sie jeszcze, by nie przeżyć urazu
-Tak-odparła z uśmiechem Valentine
Młoda pisnęła z radości i zaczęła przytulać matkę, a potem dziadka.
-Kocham się skarbie.-szepnęła biała tuląc córkę
-Ja ciebie też mamo, nawet nie wiesz jak się ciesze!

Shani spojrzała na towarzyszy.Wszyscy mieli płomyki w oczach i jakby wstrzymali oddech z przejęciem.Lia która miała złożone łapki, zaczęła delikatnie klaskać.Księżniczka mimowolnie się uśmiechnęła, a wtedy przyjaciele rzucili się na nią i zaczęli przytulać.Rodzice przyglądali się temu z uśmiechem.Nikt nie dostrzegał stojącej z boku Sheri na której twarzy można było dostrzec smutek i urazę.
Lwiątka późno poszły spać i jeszcze późnej wstały.Cały wieczór Lia nadawała jak radio i dopiero interwencja Iris ją uciszyła.Jednak nie na długo.Po chwili znowu zaczęła swoją przemowę.Shani nie chcąc urazić kuzynki pilnie jej słuchała i próbowała nie zasnąć.Po godzinie poległa na polu bitwy, zapadając w sen.
Shani zaspana wyszła z jaskini, ale gdy zaczerpnęła świeżego porannego powietrza trochę się rozbudziła.
-To ja lecę do Fariego!-zawiadomiła matkę
-Pana Fariego.-upomniała ją Valentine
-Pana Fariego-powtórzyła przedrzeźniając ją i pobiegła żegnając się pospiesznie
Fari był opiekunem drużyn.To on kontrolował wszystko związane z tym sportem i sędziował oficjalne mecze.Lew wygrzewał się na głazie przed swoją jaskinią.Gdy Shani wyjaśniła, że chce założyć drużynę weszli do jaskini.Biały zanurzył łapę w farbie i odcisnął ją na ścianie następnie zaczął czegoś szukać.Shani zaczęła się rozglądać.Na ścianie odciśnięta była cztery razy łapa, a obok nazwa i imię opiekuna.Wokół natomiast imiona członków.
-Członkowie?-spytał nagle lew
-Ja...chciałam najpierw się zarejestrować, a potem zebrać drużynę.
-Mała, jest zupełnie odwrotnie.Przyjdź tu z członkami potem, dobrze?
-Okej!Będę za max godzinę!
-Na pewno...Wybierz mądrze!-zaśmiał się Fari
Księżniczka krążyła po sawannie.Nie wiedziała nawet kogo szuka.Może Hakimu się nada?Nie, on ma już drużynę.Furaha?On się tym nie interesuje.Ten nieznajomy?No właśnie, nieznajomy.Nawet nie zna jego imienia i nie wie jak dokładnie wygląda.Karim?On by ją zabił z zimną krwią.
-Lia!-przestraszyła się kuzynki, która na nią wpadła
-Co ty taka zamyślona?
-Zastanawiam się kogo wziąć do drużyny.
-Hmm...pamiętasz tych z Strachonocy?
-Hofu i Kesho?
-Dokładnie!Kishindo ich wylał z drużyny.Lecimy ich szukać!-pisnęła Lia, ciągnąc kuzynkę za łapę


Furaha
Udało mi się namówić ojca by poszedł ze mną na granice po Laari.W końcu obiecała, że będzie.Szedłem z przodu nakręcony tym, że zaraz ją zobaczę.Złota stanie się Cudownoziemką i skończą się te katusze!Wreszcie dobrze wykorzystam swoją pozycje.Ojciec kroczył niepewnie z tyłu i po chwili się zatrzymał.
-Furaha?-zaczął-Po co my tam właściwie idziemy?
-Po Laari-odparłem i ruszyłem dalej
-Synu!Posłuchaj mnie!...eh, czasem możemy nie odróżniać rzeczywistości od fikcji...czy twoja przyjaciółka, ona nie jest wymyślona?-mówił delikatnie król
-Ona jest prawdziwa!-fuknąłem
Pognałem w stronę granicy, po chwili ojciec dołączył do mnie.Byliśmy już na miejscu.Zacząłem się rozglądać i wołać.Lwiczki nigdzie nie było.Spojrzałem załamany na ojca.Pewnie myśli, że jestem nienormalny i mam wymyślonych przyjaciół.
-Ona naprawdę tu była...miała przyjść!
-Dosyć!Wracamy do domu!-fuknął zły i zaczął wracać

Narrator
Lii i Shani dało nam się znaleźć poszukiwanych-Hofu i Kesha.
-Zgadzacie się?-spytała podekscytowana Shani
-Jasne!-powiedzieli jednocześnie
Shani spojrzała z euforią na chłopców.Wyprężyli się, a jeden próbował być dumniejszy od drugiego.
-To brakuje jeszcze dwóch-pomyślała głośno
-Hofu!Kesho!Chodźcie!-zawołała ich matka
-Dobra idźcie, ja może pogadam z innymi i kogoś znajdę-wyszczerzyła się księżniczka nadal mocno podekscytowana
-Dobra, Sha to ja też lece!Pa!-pożegnała się Lia
-Witam!-po chwili beżowa usłyszała za sobą znajomy głos
-Kishindo-zacisnęła zęby i odwróciła się unikając ciosu
Lwiątko które chciało ją powalić szybko się podniosło i dołączyło do szyku.Banda okrążyła beżową szczerząc kły i jeżąc grzbiety.
-Pięciu na jednego, genialnie.Serio wyglądam na taką groźną?-prychnęła
-Jesteś taka mocarna, co z nami sobie nie poradzisz?Bandą, jak wy to mówicie idiotów?A tak w ogóle jak się podobało na cmentarzu.
-Przez was Furaha miał problemy, ale w końcu powiedziałeś coś mądrego jak na idiotę.
W tym momencie Kishindo doskoczył do lwiczki.Walnął ją w policzek, że ta upadła.Następnie docisnął jej głowę do ziemi, zbliżając swoja twarz do niej.
-Masz odwołać swoje zgłoszenie!Rozumiesz?-zaczął jej jeździć pazurem po twarzy
-Spadaj!-szarpnęła się
Kish podniósł łapę i chciał już ją uderzyć.Nagle jakieś lwiatko wybiegło z gromadki
-Zostaw ja!-brązowy lwiak wskoczył między księżniczkę, a lidera drużyn
-A ty co?-warknął biały
-To księżniczka!Będą problemy!-szepnął
-Faktycznie, upiekło ci się!-zaśmiał się i mocno przejechał jej pazurem po policzku tworząc głęboką ranę
Banda zaczęła się oddalać.Brązowy lewek, jednak wciąż stał obserwując Shani.Miał na twarzy dziwny uśmiech.
-Twoja odwaga graniczy z głupotą, wiesz?
-Tak!-wyszczerzyła się głupio-Jak ci na imię?
-Sawa.
Shani zaczęła chichotać.Brązowy lewek skrzywił się.Nie miał pojęcia o co jej chodzi.
-Oj, przepraszam!Po prostu ciocia Salti zawsze powtarza Sawa na tofauti!-powstrzymywała się od śmiechu-To oznacza ''Podobne, a różne''
-Śmieszne, tak moje imię oznacza ''podobny''...widzę, że w waszej rodzinie stawia się na logikę...-powiedział trochę zbity z tropu
-Logika przede wszystkim.Mam niadzieje, że nie oznacza to, że jesteś podobny do tych idiotów-zachichotała
-Dobra mała lecę!-zaśmiał się i zaczął odchodzić
-Czekaj!Czy to nie ty...wtedy wieczorem...
-Co?Nie świruj mała!-zdziwił się i odszedł
Księżniczka podniosła się pocierając policzek.Musnęła nosem swoją siostrę, stojącą nad nią jak widmo.
-Hej?!Nie gadałam z tobą od rana!-odezwała się speszona wzrokiem brązowej
-Hej?Tyle masz mi do powiedzenia?Olewasz mnie od kilku dni, bo jakieś głupie kopanie owocu jest ważniejsze i mówisz Hej?
-Słucham!Ja cię olewam?To chyba ty masz mnie gdzieś!Gdy chce pogadać udajesz, że ktoś cię woła, albo po prostu mówisz, że się źle czujesz!
-Dlatego nie wiesz, że jestem pośmiewiskiem!''Bo co mnie obchodzi jakiś mały karaluch''
-Znowu robisz dramat z koloru furta...jestem beżowa jakbyś nie zauważyła.Jesteśmy siostrami!
-Tylko, że ty i Furaha odnaleźliście swoje przeznaczenie!Moim jest chyba tylko stanie obok tronu, wiesz zaczynam wątpić, że jesteśmy spokrewnione!
-Ja musiałam zapracować na swoje.Kiedy ty stałaś sobie przy tronie, ja ćwiczyłam całymi dniami.Nic nie spadnie ci z nieba.Skończ już.
-To ty skończ!-warknęła Sheria-Mam nadzieje, że kiedyś coś ci się stanie przez tą nogę.-dodała,a widząc stan siostry odeszła
Shani wzięła kilka głębokich wdechów.Z każdą chwilą przychodziło jej to z większym trudem.Oparła się o pobliski głaz próbując się ogarnąć i pozbierać myśli.Stała teraz na rozdrożu.Ratować relacje z siostrą czy oddać się dziwnej jak dla lwiczki...ale pasji.Była gotowa wybrać to pierwsze.
-Shani, co jest?-zmartwiona Lia biegła z chłopcami
-Nic...co ma być?-burknęła łapiąc powietrze
-Sheria minęła nas taka wkurzona.Coś nie tak?
-Ostatnio nam się nie układa.
-No nie ważne.Zobacz kogo tu mam.
-Lia...ja zdecydowałam, że
-Tadam!-lwiatka się rozsunęły, a oczom Shani ukazał sie...
-Sawa?-zdziwiła się
-A no ja...z dwojga złego wole wariatów od idiotów.
-Fajnie...ale brakuje jednego członka...rozwiązujemy się-Shani w duszy zatriumfowała
Mogła teraz nie ranić siostry, ale też nie mieć poczucia, że zmarnowała szansę.Po prostu się nie udało...trudno.
-Nie tak szybko mała!Masz jeszcze rezerwę!-oczy wszystkich zwróciły się w stronę lwiątka
-Ty?
-Co?Niespodzianka?

*Furaha ma grzywkę jak Simba, ale nie mogłam jej bardziej zmniejszyć.Bardzo spostrzegawczy wiedzą jaką będzie mieć(niekoniecznie białą)

---------------------------------------------------------------------------------------------
-----------------------
Znacie to okrutne uczucie, kiedy zbieracie wenę i macie już pisać rozdział tempem antylopy gnu, a po chwili pewna wiadomość zwala waz z nóg i blokuje umysł przez trzy dni?...No nie ważne, ale postanowiłam mimo wszystko napisać cokolwiek, przecież nie ma już rozdziału dwa tygodnie!Na przeprosiny gó...znaczy tylko gif.Bez przymiotników! xd
1.Dlaczego Laari nie przyszła?Co się z nią dzieje?
2.Kto ma racje, Sheria czy Shani?
3.Kim jest lewek z końca rozdziału?
Pozdrowionka-Wasza Val!

poniedziałek, 7 listopada 2016

#51.Lwiczka z granicy

Młoda lwica stoi przed wielką lustrzaną ścianą. Patrzy w swoje lawendowe oczy z powagą i dumą. Księżniczka Cudownej Ziemi. To z pewnością brzmi dumnie. Z prostej linii wnuczka Muhimu. Brązowa bierze kilka głębokich wdechów i powoli wypuszcza powietrze, pokrywając parą lustro. Podchodzi do niego i przeciera łapą. Wtedy zauważa za sobą parę świecących oczu. Jedno przymrożone i jakby szare.
-Kim ty...-nie dokańcza.
Postać rzuca się na nią. Uderza jej głową o lustro rozbijając je. Po chwili do Sheri dociera, że walczy sama z sobą. Każdy cios który zadaje, odczuwa na swoim ciele.
-Śpij słodko!-śmieje się agresorka zatapiając pazury w brzuchu ofiary.

Sheria obudziła się zlana potem. Otworzyła szybko oczy, ale natychmiast je zamknęła z powodu słońca, które świeciło prosto na jej twarz. Wizja była bardzo dziwna i rzeczywista.
-Hej Sher! Nie śpij!-skoczyła na nią nagle Kira-Wujek Anga ma dziś urodziny!
-Wujek? Chyba dziadek!-poprawiła ją-A nie...em, mów sobie co chcesz! Ja śpię!
Lwiczka zacisnęła oczy i przykryła uszy łapkami. Już miała z powrotem zapaść w sen, kiedy na poliku poczuła wilgotny nos matki.
-Skarbie, dziadek ma urodziny. Chcemy wspólnie złożyć mu życzenia-szepnęła Valentine delikatnym głosem.
-Niech wam będzie!-mruknęła i poderwała się na równe łapy.
Gdy Anga wszedł do jaskini wszyscy zaczęli śpiewać ‘’Sto lat’’, a następnie składać życzenia. Pomysłodawcy wczorajszego pomysłu pójścia na cmentarzysko szybko złożyli życzenia i zaczęli się wycofywać.
-A wy to dokąd?-warknął Chaka, zasłaniając lwiatką drogę ucieczki.
-My, tato…zrobiło nam się duszno!-wykombinował na poczekaniu Furaha.
-Synu uważaj, bo się udusisz. Myślisz, że nie pamiętam?…Zachowaliście się wczoraj nieodpowiedzialnie! Wiedzieliście, że mnie i mamy nie będzie.
-Tato…-mruknęła Shani-My chcieliśmy do was iść…
-A no właśnie Kishindo mówił, że chwaliliście się, że jesteście tacy odważni, żeby w nocy iść na cmentarzysko. Wiem też o tym, że pobiłeś Hakimu, Furaha!
-Ja? Ja go tylko…trochę postraszyłem.-bronił się malec.
-Jego mama z którą akurat mam dobry kontakt powiedziała mi o wszystkim.-Chaka z każdym słowem był coraz ostrzejszy.
-Ale…
-Żadnego ale! Zawiodłem się na was…na tobie!-warknął król i wrócił do jaskini.
Shani gdzieś pobiegła z Angą, a młody książę chciał wrócić do jaskini.
-On jest taki nieodpowiedzialny!-uniósł się Chaka.
-To jeszcze dziecko, pamiętasz nas? On przy nas to złote lwiątko-zaśmiała się Valentine
-Może i tak, ale na razie nie widzę w nim godnego następcy…
W tym momencie Furaha po cichu zaczął się wycofywać z jaskini. Gdy miał pewność, że już go nie usłyszą zaczął biec.
-Hej Furaha!-wpadł na Sherię.
-Hej?-odparł trochę wyrwany z rozmyśleń.
-Bawimy się?-zaproponowała siostra.
-Wiesz…może…kiedy indziej? Idź do Shani i dziadka.
-Ale oni grają, ja tego nienawidzę!
-No nic…to pa!
Furaha łaził po sawannie. ''Nie widzę w nim godnego następcy!'-ciągle brzmiało mu w głowie. Książę wziął rozpęd i przeskoczył rzekę, która w tym miejscu była bardzo wąska. Spojrzał za siebie. Wciąż widział Cudowną Skałę. Jedyne czego teraz chciał to spokoju. Samotnie pozbierać myśli, przemyśleć wszystko. Dotarło do niego co mogło się stać mu...co mogło się stać Shani i Sheri, zwłaszcza Shani. Mogła dostać ataku. Gdyby któraś z nich ucierpiał, nie wybaczył by sobie tego. Malec przysiadł pod drzewem. Z zamyśleniem obserwował pogrążone w spokoju królestwo. Czy pewnego dnia będzie umiał zachować je w takim samym spokoju?
-Robią z tego aferę!-mruknął odwracając wzrok.
Nagle od strony granicy z Ziemią Hien usłyszał piskliwy śmiech hien i powarkiwania. Krzyki były coraz głośniejsze. Książę nie wiedział co ma robić. Ryzykować kolejne punkty minusowe u rodziców czy komuś pomóc? Jak sprawdzi co się dzieje to chyba się nic nie stanie? Pobiegł w stronę granicy i schował się za wielkim głazem. Po względnych oględzinach ustalił, że to złota lwiczka walcząca z czwórką szczeniaków hieny. W sumie jest księciem, a oni zapędzili się za granice. Nie mają prawa go tknąć. A jeśli nawet hieny nie wyglądały na zbyt groźnie, nawet trochę głupkowato.
-Raczycie zostawić tą panią?-rzucił na totalnym luzie wychodząc z ukrycia
-A ty to co? Kiciuś się zgubił? Spadaj z naszej ziemi!-wrzasnął szczeniak puszczając lwiczkę.
-Z waszej? Chyba z mojej! Jesteście na Cudownej Ziemi, której jestem księciem!-prychnął Furaha bez krzty strachu-Papa!
-On może poskarżyć się ojcu-szepnęła hiena do swojego ''szefa''.
-Następnym razem, książę nie pchaj się w nieswoje sprawy!-warknął na odchodnym-A ty mała język za zębami!
Furaha podszedł do lwiczki. Miała rozcięty prawy policzek. Mała była bardzo drobna i chuda.
-Wszystko okey?-spytał niepewnie zielonooki.
-Wy cudownoziemcy zawsze musicie wcisnąć swój nos!-warknęła.
-Heh, zdaje mi się, że cię uratowałem.-zbulwersował się lewek.
-Tak, zdaje ci się! Będę miała jeszcze większe problemy! Mogli mnie już pobić jak zawsze, to by było lepsze!-w tym momencie furia zamieniła się w rozpacz.
Głębokie jasno błękitne oczy zaszkliły się, a po chwili po złotych polikach popłynęły łzy mieszając się z krwią.
-Co? Oni się nad tobą znęca?
-Nie...znaczy tak. Nie twoja sprawa!-próbowała jeszcze stawiać opór, ale po chwili się rozsypała-Moja matka umarła podczas porodu, mój tata chyba nie żyje. Władca hien przygarnął mnie. Myślałam, że zaznam wreszcie miłości, ale...oni traktują mnie jak poduszkę do wyładowywania agresji!
-Powiem to tacie! Uwolni cie, będziesz żyć z nami na Cudownej Ziemi!-powiedział z ekscytacją obejmując złotą.
-Nie rozumiesz!-odparła odchodząc od niego i siadając dalej.
-Nawet nie wiesz jak rozumiem! Właściwie to jak masz na imię?-podszedł do niej
-Laari-powiedziała wycierając łzy.
-Ładnie, ja jestem Furaha!-lwiątka podały sobie łapy.
-Właściwie, co tu robisz książę?-spytała.
-O to samo chciałem spytać, ale już wiem.
Lwiczka zaczęła chichotać. Łzy z oczu zniknęły, a krew przestała lecieć. Teraz można było podziwiać prawdziwe piękno Laari. Miała delikatne rysy.
-Berek!-ożywiła się nagle lwiczka.
Książę chwilę z powagą przyglądał się biegającej wokół niego lwiczce, by po chwili wkroczyć do akcji.
-Berek!-rzucił się na nią.
Wtedy od strony Ziemi Hien dało się słyszeć krzyk złości. Laari przerażona zwaliła z siebie Furahe.
-To Sada! Pewnie mu już na kablowali. Muszę lecieć! Pa!-złota zaczęła się oddalać
-Laari! Zaczekaj!
Mała odwróciła się z zaciekawieniem
-Fajna jesteś! No i…czekaj na mnie jutro o tej samej godzinie, tu! Pomogę ci!-uśmiechnął się.
-Dobrze książę! Do jutra!

Furaha wpadł na Cudowną Skałę z uśmiechem od ucha do ucha. Ku jego zdziwieniu było tu strasznie cicho.
-Sheria, co się dzieje?-spytał siostry.
-Shani do łba wpadło założyć drużynę. Dziadek ją poparł i zaczęła się wojna.-odparła ze znudzeniem.
Furaha zajrzał do jaskini. Anga patrzył tylko z zawiedzeniem na swoją córkę. Valentine nie dopuszczała do siebie tej myśli. Jej niepełnosprawna córka ma mieć drużynę, startować w między królewskich zawodach (no międzynarodowych xd) To przecież jest niemożliwe! Po pierwsze, bo jest lwicą, po drugie jest księżniczką, po trzecie jest chora!
-Kiedyś powiedziałaś do mnie ,,To głupie, rezygnować z pasji przez tytuł''.Wiedziałem wtedy, że będziesz dobrą królową. Bo nie liczyło się dla ciebie to kim jesteś, ale jaka jesteś, a dziś zabraniasz własnej córce rozwijania swojej pasji tylko przez tytuł. Czyli myliłem się wtedy?-Anga poderwał się i wyszedł z jaskini zostawiając córkę samą ze swoimi myślami
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za takie opóźnienie, ale nie miałam czasu nic napisać. Wena też mnie nie rozpieszcza. Następna notka będzie cudowna! Gwarantuje!
1.Czy uda się uratować Laari?
2.Założenie drużyny przez Shani to dobry pomysł?
3.Uda się to?
Pozdrowionka!I dobrej nocy, dnia, popołudnia...dobrego...no kiedy to czytasz!
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony