niedziela, 31 grudnia 2017

Rok 2017 w pigułce!

Jak pewnie wszyscy wiedzą dzisiaj cały świat świętuje to, że starzeje się o kolejny rok i jest bliższy śmierci... znaczy, że kolejny wspaaaniały rok minął *niewinny uśmieszek* Nigdy nie umiałam składać życzeń, więc... nawzajem! A tak poważnie: Życzę wam zdrówka, szczęścia, aby ten rok był sto razy i jeszcze trochę lepszy od tego, który nas dzisiaj opuszcza, spełnienia marzeń... i trochę tego i tamtego! A teraz podsumujemy kolejny miniony rok na HV [To już nasz 3 Sylwester razem o.O]

Wyświetlenia
W tym roku po prostu mnie zabiliście! W tej chwili jest 82648 wyświetleń! A ja wciąż zalegam ze specialem na 80 tyś xd

Komentarze
W tej chwili mamy ich 874! Byłoby więcej, ale musiałam nieco przeczyścić zakładkę pytań, bo osiągnęła limit komentarzy O.O

Obserwatorzy
Nasza rodzinka liczy 34 osoby <3

Posty

Przeczytaliście tylko 18 rozdziałów, a postów było 52. Więc ja się pytam, co tu się odprawiło?! xd

Ważne chwile!
1.Skończyliśmy nieszczęsny II sezon!
2.27 sierpnia była rekordowa liczba wyświetleń - 481!
3.W kwietniu prankowałam was tak podle, że kilka osób się na mnie mega obraziło. Do tej pory czuje się głupio... xd
4.Dobiliśmy do 80 tyś wyświetleń!

Nie wiem co jeszcze napisać! Trzymajcie się! Szczęśliwego Nowego Roku <3<3<3

sobota, 16 grudnia 2017

#74.Książę w akcji | 2 sez - ostatni

     Matu westchnęła głęboko, zwieszając wzrok na malunku przedstawiającym Sherię. Przejechała po nim łapą, zmazując pręgę oznaczającą tytuł księżniczki i ponownie westchnęła. Kiedyś uwielbiała tą słodziutką, sepleniącą się lwinkę... ale czas był okrutny i młodsza córka Valentine zmieniła się nie do poznania. 
- Kochani, muszę wiedzieć. Może to pomoże mi ochronić rodzinę królewską - złota lwica oparła czoło o ścianę i zamknęła oczy.

     Brązowa lwica kuliła się pod ścianą, próbując ochronić swoje nowo narodzone dziecko. Po jej policzkach płynęły zły zmieszanie z krwią. Była już poraniona i zmęczona ciągłymi próbami ataku. Wszelkie błagania o litość nie pomagały. Nikt nie chciał jej pomóc, nikt nie chciał zdradzić króla. Jedyna bliska osoba, leżała martwa za napastnikami. Mąż lwicy został zabity od razu po wkroczeniu strażników do jaskini. 

- Oddaj ją, a przeżyjesz! Jest przeklęta! - krzyknął jeden z lwów, dając znak do zaprzestania ataku.
- Nigdy... - szepnęła lwica, sypiąc piaskiem w oczy oprawców i rzuciła się do ucieczki. Wiedziała już, że ona sama nie zdoła się uratować, ale jej malutka córeczka miała jeszcze szansę na lepsze życie i dobrą przyszłość. Po kilkugodzinnym biegu udało jej się zgubić napastników. Dostrzegła monumentalną skałę. Była to chyba siedziba stada. Ostrożnie się do niej zakradła i położyła malutką obok wielkiego kamienia.
- Żegnaj skarbie, niech ci się powodzi - szepnęła, trącając córkę nosem. Lwiczka objęła ją łapkami i zaśmiała się. Po policzkach matki spłynęły łzy. Kilka minut później straciła życie z łap strażników...

Matu oderwała głowę od ściany. Jej oddech był niespokojny, a po ciele przeszedł okropny dreszcz. Była przerażona, tym co zobaczyła. Próbowała ułożyć sobie wszystko w głowie. Spojrzała na śpiącą nieopodal śpiącą Shani i natychmiast odwróciła wzrok na ścianę z malunkami.

- Obyśmy się mylili, Muhimu.

     Shani niepewnie szła przez sawannę. Czuła na sobie dziesiątki oczu i wydawało jej się, że te wszystkie szepty dotyczą jej. Z pewnością wielu chciałoby teraz podejść do księżniczki i dać upust swojej ciekawości, ale wszyscy się krępowali. Księżniczka czuła, że najbliższe tygodnie będą dla niej bardzo ciężkie i nie chodzi tu tylko o Ryk Przodków, ale głównie o Sherię. Gdy tylko Lia ujrzała kuzynkę, rzuciła jej się na szyję.

- Martwiłam się - wyznała córka Iris, łapiąc księżniczkę za barki. - Wszyscy wiedzą...
- Tak, wiem - ucięła Shani, pochylając głowę. - Sheria zrzekła się... czy... to prawda? - wyjąkała łamiącym się głosem. Lia niepewnie skinęła głową. Zapanowała niezręczna cisza.
- Za dwie godziny rozgrywacie mecz z rajskiziemcami. Podziękuj Kesho - odezwała się szara lwiczka.
Shani pokiwała głową z niedowierzaniem i przewróciła oczami. 
- Kesho pokłócił się z jednym z graczy i wyzwał ich na pojedynek.
- Ja go normalnie ukatrupię... Nie dam rady dzisiaj grać... Muszę znaleźć Furahę, wiesz, gdzie jest? - spytała księżniczka. Lia skinęła głową i wskazała w stronę wodopoju. Shani uśmiechnęła się w podziękowaniu i powoli ruszyła we wskazanym kierunku. Po chwili ujrzała swojego brata mocującego się z Karimem dla zabawy.
- Witam lwią strażniczkę! - zakpił syn Moto, zaprzestając ataku.
- Możemy zostać sami? - spytała księżniczka, patrząc wymownie na dalekiego kuzyna. Lewek skinął głową i odszedł. - Mam sprawę... - zaczęła Shani. Furaha jednak odwrócił głowę i mruknął coś pod nosem. Wyglądał na obrażonego.
- O co się tak fochasz? - spytała księżniczka, okrążając brata i stając prosto przed jego pyszczkiem.
- Myślałem, że mówimy sobie o wszystkim, a tymczasem ja dowiaduje się o Ryku ostatni... Lia powiedziała mi, że masz go od dawna.
- Przepraszam cię... ale sam rozumiesz. Zależało mi na dyskrecji
Furaha jeszcze bardziej się naburmuszył, ale po chwili się jego pyszczek rozpromienił uśmiech. Shani złapała go i zaczęła czochrać po grzywce.
- Puszczaj! Myślisz, że jak masz Ryk, to możesz sobie pozwalać! Zostaw mnie! - śmiał się książę.
- Pod jednym warunkiem... Zastąpisz mnie na meczu z rajskoziemcami?
- Ty tak serio? - śmiech lewka nagle się urwał, a on sam spoważniał. Shani skinęła głową. - Dawno nie grałem. W sumie... mogę spróbować!
- Taaak! Życie mi ratujesz! - Shani rzuciła się na Furahę i zaczęła go przytulać.

     Royal Team zebrał się na boisku wcześniej. Lwiątka nie były zbyt ucieszone z nowego kapitana. Co prawda Furaha był dobrym graczem, ale Shani lepiej znała możliwości swoich kompanów. Potrafiła nimi potrząsnąć i postawić do pionu.
- Na pewno dacie sobie radę? - spytała Shani, patrząc na piątkę lwiątek. Wszyscy skinęli zgodnie głowami i rozeszli się. Księżniczka złapała Sawę za bark, nie dając mu odejść.
- Przepraszam za... no wiesz - powiedziała nieśmiało. Spodziewała się serdecznego uśmiechu, poklepania po ramieniu i czegoś w stylu ,,To nic takiego''. Jednak Sawa uniósł brwi i spojrzał na Shani z pewną wyższością.
- Myślałem, że jesteś mądrzejsza. 
- Ale Sawa
- Nic już nie mów!... Po prostu milcz - syknął brązowy lewek. Chwilę jeszcze patrzył na księżniczkę i odszedł do reszty lwiątek.
     O ustalonej godzinie drużyny zebrały się na boisku. Widownia nie była duża, wszak nie był to oficjalny mecz. Furaha puścił oczko do siostry siedzącej na trybunach. Księżniczka nerwowo ściskała łapki. Była zdenerwowana tak mocno jakby ona sama teraz stała na boisku.
- To, że jest to mecz towarzyski, nie oznacza, że możecie sobie skakać do gardeł bez konsekwencji - oznajmił Fari i nie czekając dłużej, zagwizdał, dając sygnał do rozpoczęcia meczu.
Furaha uśmiechnął się wrednie i zabrał piłkę wprost spod łap lidera drużyny rajskoziemców. Młody książę miał na początku lekkie problemy z panowaniem nad owocem, a jego kończyny drżały od ciągłego wysiłku. Po dziesięciu minutach jego łapy przywykły i były gotowe na strzelenie zwycięskiej bramki. Shani pisnęła podekscytowana i wbiegła na boisko. Zaczęła przytulać i gratulować bratu. Kolejna wygrana zasiliła konto jej drużyny.
     Jednak nie wszystko w życiu przychodzi tak łatwo. Wielu się o tym przekonało, a jeśli nie to tylko kwestia czasu. Czasem trzeba starać się miesiącami, a nawet latami, by coś osiągnąć, a stracić można wszystko w kilka sekund... Jednym słowem lub czynem.
KONIEC SEZONU II
─────────────────────────────────────────────────────────────────────────────────────────────
Siemka!
To ostatni rozdział sezonu... ale nie ostatni sezon, więc nie wyciągajcie chusteczek, albo nie cieszcie się przedwcześnie. Będę was męczyć jeszcze dwoma (albo jednym zależy czy je rozbije) sezonami! Tak szczerze to w mojej głowie ten rozdział wyglądał dużo lepiej, a wyszło jak zawsze. Czy kiedyś nastąpi cud i rozdział się uda w 100% jak chciałam!?

Pytań dzisiaj mało, a właściwie tylko jedno ogólne: Czego spodziewacie się w sezonie III?
Pozdrawiam i Wesołych Świąt tak na wszelki wypadek gdybyśmy się już nie widzieli!

Ps.Wypatrujcie aktualizacji bohaterów!



Jeszcze jedno. Dzięki swojej działalności na YT dowiedziałam się o pewnym schronisku, które za kilka miesięcy zostanie zamknięte. Nie pozwólmy by kolejne święta spędziły w klatce! Tych istotek jest ponad 200. Wszyscy robią o tym filmiki itp. Staramy się dotrzeć do największej ilości ludzi. Ale dlaczego właściwie to tu piszę? Bo może jakimś przypadkiem ktoś jest z okolic Krzesimowa i nie ma, a chciałby mieć psa i ocali jednego z nich. 

sobota, 25 listopada 2017

#73.Lwia Strażniczka

     Mrok spowił Cudowną Ziemię. Burza, która dała o sobie zapomnieć na kilka godzin, znowu się rozszalała. Shani i Lia leżały w kącie wtulone w siebie. Valentine podeszła do lwiczek i trąciła nosem córkę.
- Nie martw się... Askari jej szuka - pocieszyła ją królowa. - Wiele razy tak znikała i wracała cała i zdrowa.
Do jaskini wszedł Duma i Rang. Opiekunowie królewskich dzieci otrzepali się z wody i spojrzeli na siebie ze zmieszaniem. Valentine natychmiast do nich podbiegła.
- Wciąż nic... Askari przerwał akcję. Burza się rozsrożyła - odparł gepard, patrząc w smutne oczy wychowanicy. - Wyruszamy, gdy tylko przestanie padać.
- Dziękuje wam kochani... tyle dla mnie zrobiliście - Val wysiliła się na uśmiech. Westchnęła głęboko i pochyliła głowę. Chaka, który dotychczas rozmawiał z Asante podszedł do kochanej i przytulił ją.
- Wszystko będzie dobrze... zobaczysz - szepnął jej na ucho.

     Nastał ranek. Cudowna Ziemia była pokryta rozległymi kałużami. Wodopoje były przepełnione, a gdzieniegdzie leżały powalone drzewa i krzewy. Tajfun zebrał spore żniwa. Przez sponiewierane królestwo spacerowały dwie lwiczki.
- Nie rozumiesz, o co chodzi... muszę po nią iść! - odparła Shani, patrząc prosto w oczy Lii.
- Nie powinnaś się nią przejmować! Sama się prosiła! - prychnęła z kpiną. - A jak mam być szczera... nie znajdziesz jej. Strażnicy przeczesują całe królestwo, granice i jej nie znaleźli, to ty sama masz dać radę?
- Nie jest mi jej żal... po prostu jak jej się coś stanie, to będzie na mnie. Poradzę sobie! - rzekła księżniczka, zwracając się w stronę granicy z Ziemią Hien. - Jak rodzice będą pytać, to powiedz, że jestem na lekcji polowania z Mlezi, ok?
Lia niepewnie skinęła głową, na co księżniczka pognała przed siebie na ile pozwalała stłuczona łapa. Po chwili zniknęła z oczu przyjaciółki. 
- Wyczuwam kłopoty...
Szara lwiczka westchnęła i udała się w stronę pastwisk, gdzie pewnie czekała już na nią Iris. Lwica miała nauczyć córkę podstaw polowania, bo w końcu czas pozostały do Pierwszego Polowania nieubłaganie się skracał.
     Shani zdyszana zatrzymała się przy granicy. Czuła wyraźny zapach siostry, a na wysuszonej od słońca ziemi dostrzegła odciski łap lwiątka jej wielkości. To jeszcze bardziej utwierdziło ją, że Sheria wbiegła prosto na Ziemię Hien.
- Sheria! Wyłaź! Nie mam zamiaru się za tobą uganiać! - ryknęła zła i przeszła przez granicę. Jej głos odbił się echem po pustej okolicy. Księżniczka rozejrzała się. Ziemia Hien pokryta była zielonymi krzewami, a na ziemi rosła mała trawa. Otwarcie musiała przyznać, że jest tu ładniej niż w dniu, kiedy odkryła ryk.
- Sheria, wy... - przerwała nawoływania, gdy dojrzała w pobliżu hieny. Padlinożercy krążyli po okolicy, ze znudzeniem obserwując horyzont. Shani przycupnęła za kamieniem i rozejrzała się w poszukiwaniu dalszej drogi ucieczki. Dostrzegła Sherię śpiącą za dużym liściastym krzakiem. Westchnęła z politowaniem i zakradła się do niej. Uderzyła siostrę w policzek i zatkała jej usta.
- Wracamy do domu! - burknęła Shani, ciągnąc za sobą młodszą księżniczkę. Na ich nieszczęście kilka metrów od nich krążyły hieny, które od razu dostrzegły obecność lwiczek.
- Intruzi! - krzyknął jeden z psów. Królewskie siostry pisnęły przerażone i rzuciły się pędem przed siebie. Ciepły oddech wrogów na grzbiecie przyprawiał o dreszcze, a ciągłe krzyki i chichoty wciąż stawały się głośniejsze. Jedna z hien przyspieszyła i trąciła łapą Sherię. Księżniczka wywróciła się i trafiła wprost pod nos oprawcy. Shani w tym czasie dopadła do granicy i wdrapała się na klif. Dopiero wtedy dostrzegła, że jej siostra kuli się do ziemi, otoczona przez hieny.
- Możemy się dogadać - jęknęła cicho Sheria. Hieny uniosły brwi.
- Nie układamy się z lwami... a szczególnie z małymi, biednymi lwinkami... jak ty - jeden z psów wziął księżniczkę w łapę i uniósł nad głowę. Od razu dostrzegł ślepe oko i leciutką bliznę przebiegającą przez nie. - No proszę, proszę! Księżniczka Sheria. Mamy niewyrównane rachunki...
- Sheria! Uciekaj! - ryknęła Shani, wybudzając siostrę z dziwnego transu. Młodsza księżniczka przeorała pazurami po twarzy hieny i puściła się dzikim pędem w stronę klifu. Nim potężne szczęki ją chwyciły, zdążyła się schować w niewielkiej wnęce w ścianie. Padlinożercy zaczęli ją rozkopywać. Shani krzyczała i wygrażała się. Czuła się bezradna.
- Daje wam ostatnią szansę! Odejdźcie! - warknęła księżniczka.
- Mówisz to piąty raz... czekam na twój ruch! - zaśmiała się jedna z hien.
Jak ja mam to zrobić... Nie potrafię! - pomyślała. Nie mogła zrozumieć dlaczego, kiedy nie miała zamiaru użyć Ryku Przodków, ten nagle się zjawił, a kiedy naprawdę go potrzebowała, była bezsilna.
Nie myśl! Po prostu działaj! - w głowie Shani zabrzmiał dziwny, damski głos. Słowa te cały czas odbijały się echem w myślach lwiczki. Zamknęła oczy i poczuła dziwny przypływ mocy. Rozstawiła łapy i po chwili z jej gardła wydobył się potężny ryk. Hieny odleciały kilkanaście metrów i przestraszone uciekły. Shani upadła na ziemię. Na jej ramieniu zaczął się żarzyć dziwny znak, który wręcz palił skórę. Przez chwilę balansowała na granicy świadomości, w końcu nie mogła już wytrzymać i zemdlała.
     Księżniczka ocknęła się po kilku minutach. Z trudem otworzyła oczy, wciąż czuła się bardzo słabo. Ramie strasznie ją bolało, ale znamię zniknęło. Shani spostrzegła, że leży w tym samym miejscu, w którym zemdlała. Wokół niej zbierali się cudownoziemcy, którzy dostrzegli głowy lwów na niebie i nie mogli powstrzymać ciekawości.
- Ona ma Ryk! Sam wiedziałem lwy na niebie! Lwica z Rykiem! Księżniczka jest lwią strażniczką! Przecież to jest niemożliwe! - dało się słyszeć szepty wśród tłumu. Przed lwami stała Sheria, nadal trochę wstrząśnięta wydarzeniami sprzed chwili.
- Co... co się stało? - spytała słabo Shani, unosząc głowę. Dopiero po chwili przypomniała sobie, co się wydarzyło.
- Co tu się... - dowódca gwardii przepchał się przez tłum. Kiedy dostrzegł leżącą Shani i poranioną Sherie, zmroziło mu krew w żyłach. - Zabierzcie królewskie córki do medyków i wezwijcie króla!... I do cholery rozejść się! - warknął Askari. Wszyscy spłoszeni zaczęli odchodzić, stary strażnik miał posłuch wśród tłumu prawie tak duży, jak sam król.

     Minęło pół godziny, odkąd królewskie siostry zostały przetransportowane do jaskini medyków.
- Co ty tam robiłaś... Co wy tam robiłyście? - spytał szorstko Chaka, miażdżąc spojrzeniem córki.
- Ja tylko poszłam jej szukać - odparła zuchwale Shani.
- Sheria... możesz już iść - odparła szorstko Matu, przemywając ostatnie zadrapanie. Młodsza księżniczka skrzywiła się.
- Sheria, porozmawiamy później. Idź! - powiedziała Valentine, wymieniając z medyczką porozumiewawcze spojrzenia. Sheria wymaszerowała z jaskini w milczeniu. Matu odprowadziła ją wzrokiem i spojrzała na Shani z politowaniem.
- Wszyscy wiedzą? - spytała lwiczka, próbując powstrzymać łzy. Chaka i Valentine spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Tak, a ci najbardziej wścibscy czekają przed jaskinią. Chcą wszystko wiedzieć - odparła królowa. - Jak chcesz, możesz tu zostać, puki sprawa nie ucichnie.
- Mogę? - Shani wbiła wzrok w podłogę, bała się spojrzeć rodzicom w oczy.
- Nie może się tu ukrywać całe życie, ryk to nie tylko jej osobista sprawa! - odparł Kweli, który dotychczas w milczeniu porządkował lekarstwa.
- Może ma od razu założyć straż? - warknęła zła Valentine, szaman zlękną się, ale po chwili zmarszczył gniewnie brwi.
- Tak Wasza Wysokość, księżniczka ma taki obowiązek. Wielcy władcy nigdy nie wybierają nikogo bez powodu - oznajmił urażony mandryl i zniknął za lianami odgradzającymi drugą część jaskini.
- Przywykłam już do jego fochów... Val, Chaka możecie już iść - powiedziała Matu, uśmiechając się serdecznie.
- Shani, chcesz, żebyśmy poszli? - spytał Chaka, jego córka szybko skinęła głową.
- Może lepiej...
- Damy sobie radę... opowiem młodej o ryku i gwardii. Możecie wracać do obowiązków! - Matu wręcz wypchnęła parę królewską z jaskini i uśmiechnęła się do księżniczki.
- Dlaczego znowu zemdlałam? - spytała Shani, starając się wstać.
- Coś, co jest twoim przeciwnikiem, nie może ci pomagać. Twój organizm jest za słaby, jeśli nie opanujesz ryku, za każdym razem będziesz mdleć... a może nawet...
- Nie kończ!... Jak mam go opanować? 
- Ryk nie będzie co służył, kiedy nie będziesz żyć w zgodzie sama z sobą. To znaczy, że musisz go zaakceptować, zaakceptować to, jaka jesteś i nie próbować tego zmienić.

     Lia ze znudzeniem wlokła się za Iris, co chwilę wzdychając z przygnębieniem. Pierwsza praktyczna lekcja polowania zakończyła się oczywiście rozbitym nosem. Samce to jednak mają dobrze, polują tylko dla rozrywki, a biedne samice? Ciągle muszą się męczyć, aby wyżywić stado. Te myśli budziły w Lii feministyczne odczucia.
- Do Pierwszego Polowania będziesz najlepszą lwicą polującą - pocieszyła córkę Iris, widząc jej smutną minę. Lwiczka uśmiechnęła się słabo i wyprzedziła matkę. Po chwili obie przybyły na Cudowną Skałę. Panowała tam dziwna atmosfera.
- Ale o co wam chodzi? Po prostu nie chcę nią być, tak? - warknęła Sheria, robiąc kilka kroków w tył. Wyglądało to, jakby chciała uciec. Valentine spojrzała bezradnie na męża i westchnęła głęboko.
- Masz takie prawo... ogłosimy to po kolacji - odparła królowa, zwieszając głowę. - Jest mi tylko żal, że winisz o to wszystko mnie i tatę, chociaż robimy wszystko, abyś miała jak najlepiej.
- Cóż... mi też jest żal - ucięła Sheria, odwracając wzrok. Miała ochotę z płaczem rzucić się do łap przybranych rodziców, ale zacisnęła mocno szczęki i z dumnie podniesioną głową opuściła Cudowną Skałę. Iris podbiegła do siostry i szturchnęła ją nosem.
- Co ta mała znowu wymyśliła? - spytała, przytulając Valentine.
- Cudowna Ziemia straciła księżniczkę - szepnęła lwica, zaciskając powieki. - Jestem beznadziejną matką... Sheria zrzekła się tytułu, a ryk Shani został ujawniony.

     Lia pobiegła na boisko, skąd dało się słyszeć głośne krzyki. Usiadła na trybunach obok Sawy i westchnęła przybita.
- Kto to? - spytała, dostrzegając pięć nieznanych lwiątek. Nie wyglądały na tutejsze.
- Drużyna z Rajskiej Ziemi, za godzinę rozgrywają mecz towarzyski z drużyną Kishindo. Chłopaki tego nie rozgłaszali, bo nie wiedzieli, czy rajscy dadzą radę przybyć - odparł Sawa. - Byłaś u Shani?
- W...w sensie g...gdzie?... Wróciła już z lekcji? - wyjąkała lwiczka.
- To ty nic nie wiesz? - odezwał się Hakimu. Lia spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Shani ma Ryk Przodków!? Nie widziałaś lwów na niebie!? - krzyknął biały lewek, podrywając się na łapy.
- Serio... - córa Iris przygryzła wargę, próbowała choć trochę udawać zdziwienie. - Byłam z mamą na północnym pastwisku, więc nic nie widziałam. Gdzie ona jest?
- U medyczki... pewnie cię nie wpuszczą. Nas nie chcieli.
Zapadła cisza, wszyscy zwrócili wzrok na boisko. Rajskoziemska drużyna wciąż się rozgrzewała. Jeden z lwiątek kopnął piłę, a ta uderzyła w twarz Kesho. W pomarańczowym lewku zagotowało się. Wbiegł na boisko i pchnął sprawcę czynu.
- To był zwykły wypadek! - mruknął rajskoziemiec, powstrzymując się od chytrego uśmiechu.
- Widziałem, jak ci się japa cieszyła śmieciu! - warknął Kesho, zamachując się do ciosu.
- Chłopaki, chłopaki... spokojnie! - jeden z rajskoziemców rozdzielił rywali. Lwiątka warknęły i zmierzyły się krzywym spojrzeniem.
- Możemy to rozwiązać inaczej - oznajmił, uśmiechając się tajemniczo. - Słyszałem, że wasza czwórka należy królewskiej drużyny... Co powiecie na meczyk?
- Ale...
- Stoi! - przerwał Kesho, ściskając łapę rywala. Sawa przewrócił oczami z irytacją.
- Czuję, że będą kłopoty... - szepnął Hofu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam was kochani!
Znowu wszystko spie... ekhem odnośnie bloga i prywatnego życia. Niektórzy wiedzą, że w tym tygodniu miałam próbne egzaminy, a jak nie to tuż wiecie. Poszły mi... tragicznie. Do tego mam doła życiowego, bo muszę wybrać szkołę ponadgimnazjalną. W tym właśnie momencie uświadomiłam sobie, że do niczego się nie nadaje (Walić to! Zawodówka... Nieee, ja tam się zabiję) Nie wiem dlaczego robię takie wywody zamiast po prostu powiedzieć, że nie miałam ochoty pisać rozdziału. Co was obchodzi moje życie prywatne? xd

Pytania:
1.Jak stado będzie traktować Shani po ujawnieniu Ryku?
2.Co to był za głos, który Shani słyszała przed użyciem Ryku?
3.Czy dojdzie do meczu między Royal Team a rajskoziemcami?

Pozdrawiam! 

czwartek, 2 listopada 2017

#72.Nigdy ci nie zaufam!

Jeśli żyjesz i czytasz daj znać w zakładce Statystyki! Robię liczenie czytelników!

    Shani otworzyła zaspane oczy i ziewnęła przeciągle. Szybko zorientowała się, że poza nią w jaskini drzemie jeszcze Lia, Furaha oraz Sheria. Lwiątka wczorajszy wieczór spędziły, słuchając historii o dawnych władcach i podziwiając lampiony, więc nie dziwota, że teraz spały jak zabite. Shani cicho wybiegła z jaskini. Dostrzegła rodziców, przechadzających się przez sawannę. Pobiegła w ich stronę, w końcu wieczorem obiecali pójść z nią na Punkt Widokowy i przedyskutować jedną sprawę.
- Cudowna Ziemia jest piękna... ale myślę, że nie jesteśmy tu, żeby podziwiać widoki - zgadł Chaka. Młoda księżniczka skinęła głową i nerwowo przygryzła wargę.
- Tylko... tylko się na mnie nie gniewajcie... - zaczęła niepewnie Shani. Para królewska spojrzała na siebie. Spodziewali się wszystkiego... tylko nie tego, co powie im córka. Shani długo zastanawiała się, jak delikatnie ubrać to w słowa. - Ja... mam Ryk Przodków... naprawdę przepraszam! Przepraszam! - wyrwała lwiczka, nie dając dojść zszokowanym rodzicielom do głosu. Para królewska spojrzała dziwnie na córkę i odeszła kilka kroków.
- Chaka... Matu mówiła... - Valentine szepnęła na ucho mężowi.
- Przecież wiem, co mówiła! - warknął Chaka, spoglądając na Shani.
- Wy wiecie? - spytała księżniczka.
- Domyślaliśmy się... Matu powiedziała nam to tuż po waszych narodzinach. Sądziliśmy, że to... Jak go odkryłaś? - odparła Valentine.
- W Klanie Hien... wie tylko Matu i Lia... i nie chce dowodzić Lwią Strażą - na te słowa Val i Chaka trochę się uspokoili. Bali się tylko o to, że ich córka wkręci się w straż, co może być bardzo niebezpieczne, zważywszy na jej chorobę. - Nie będę wam robić wstydu tym, że jestem taka dziwna... nikt więcej nie musi wiedzieć.
- Wstydu? Dziwna? Skarbie skąd ci to przyszło do głowy - królowa mocno przytuliła Shani.
- Jestem jedyną lwicą z rykiem w historii, tak? - spytała lwiczka, świdrując matkę pytającym spojrzeniem. 
- Tak - westchnęła biała lwica. - Ale dzięki temu jesteś wyjątkowa...
Księżniczka wysiliła się na uśmiech. Po chwili dalszej rozmowy rodzina królewska wróciła do swoich zajęć.

   Shani krążyła po sawannie już od dłuższego czasu. Lia gdzieś poszła i księżniczka nie miała co ze sobą począć. Jej twarz rozpogodziła się, kiedy ujrzała Sawę... i Karima. Lwiątka rozmawiały ze sobą.

- Cześć! - zawołała księżniczka. Brązowy lewek ochoczo odpowiedział, brat Kiry tylko mruknął pod nosem. - Myślałam, że jak minie twój zakaz na grę to przestaniesz się na mnie boczyć.
- A ja myślałem, że już wystarczająco wiele razy dałem ci do zrozumienia, że jedyne co może być między nami to gruby mur - zaśmiał się Karim i nagle spoważniał. - Nara Sawa!
- O czym tak gadałaś z rodzicami, że jesteś taka roztrzęsiona co? - zainteresował się brązowy lewek.
- Nieważne - mruknęła Shani, odwracając wzrok. Sawa uniósł brew z podejrzliwością. Lwiątka westchnęły i zapanowała niezręczna cisza. Nagle z ciemnych chmur, które zataczały się nad Cudowną Ziemia, lunęły tysiące deszczowych kropel. Sawa bez zastanowienia pociągnął za sobą Shani. Lwiątka pobiegły do niewielkiej jaskini.
- Brr... jak zimno - wykrzywił się brązowy lewek, chowając się jak najdalej od wyjścia. Shani skinęła tylko głową i usiadła przy samym wejściu. Podziwiała ulewę z fascynacją, nie zważając na kropelki uderzające w jej pyszczek. Nagle niebo przeciął piorun, a potem nagły grzmot zabrzmiał w uszach. Księżniczka wzdrygnęła się ze strachu i cofnęła kilka kroków.
- Nie bój się - szepnął Sawa, kładąc jej łapkę na ramieniu.
Shani westchnęła cicho i wbiła wzrok wyjście. Miała mętlik w głowie... Powiedzieć mu o wszystkim? Będzie zły, że przez nią nie wygrali i zostali ośmieszeni... że nie wyczuła intrygi. No ale w sumie to jej przyjaciel. Z drugiej strony Sheria... To wszystko powinno pozostać tajemnicą. Już raz ją prawie straciła. Shani jeszcze chwilę patrzyła w dal i przerzuciła wzrok na towarzysza. Sawa cały czas patrzył gdzieś w dal, a jego łapka nadal spoczywała na ramieniu księżniczki.
- Sawa... - szepnęła niemalże niesłyszalnie, budząc go z transu.
- Ja... ja... tylko... sorki - zaczął się jąkać i wbił wzrok w ziemie.
- Rozpadało się... chyba będziemy musieli tu przenocować - Shani nagle zmieniła temat. Brązowy lwiak przytaknął i zabrał łapę z jej ramienia. Położył ją na ziemi... jednak ta ziemie wydała się mięciutka i ciepła. Spojrzał w dół i zamarł. Jego łapka leżała na łapce Shani. Podniósł wzrok i spojrzał w oczy księżniczki. Rumieniąc się jak burak, odskoczył z zażenowaniem, wpadając na ścianę i lądując na ziemi. Shani zaczęła się śmiać, by odwrócić uwagę od tego, co się przed chwilą stało. Chrząknęła znacząco i spoważniała.
- Właściwie... chce ci coś powiedzieć - zaczęła, spoglądając na obolałego przyjaciela. Sawa wbił w nią ciekawskie spojrzenie. - Sheria nasłała na nas Sefu ... a konkretnie na mnie.
- To stłuczenie... Podłożyłaś się!? - uniósł się lewek. Shani skuliła się, przestraszona nagłą złością przyjaciela. Ten widząc to, złagodniał.
- Nie podłożyłam się!!! Ja o niczym nie wiedziałam. 
- Jak o niczym nie wiedziałaś? Nie rozumiem - zdziwił się brązowy lwiak.
- Ona mnie szantażowała... Chciała rozpowiedzieć, że ja... Kazała mi wylosować drużynę Sefu, więc szykując losy, zaznaczyłam wybrany listek - wyjawiła księżniczka, odwracając głowę. - Myślałam, że chce się zemścić na nim... ośmieszyć go przegraną z nami.
- Jakiej tajemnicy tak bronisz, że straciłaś rozum i nie wyczułaś podstępu?! - głos Sawy znowu zaczął się zaostrzać. - Mam ci pomóc, tak? Więc musisz mi powiedzieć!
- Mam Ryk Przodków! Okey!? - warknęła Shani, podrywając się na łapy. Do środka jaskini zaczął wdzierać się zimny wiatr. Księżniczka zacisnęła zęby i wzięła głęboki wdech. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. - No pięknie, teraz już pół sawanny wie... Jeśli komuś powiesz, to jesteś trup! Rozumiesz?! - zagroziła. Młody lew niepewnie skinął głową.
- A ona... chce to rozpowiedzieć? Czyli... wy się naprawdę nie pogodziłyście? - spytał Sawa, trochę zbity z tropu. - Kobieto! Musisz położyć karty na stół! Jak raz wygrała, to odważy się sięgnąć po tę broń ponownie!
- Nie rozumiesz... - mruknęła Shani.
- Aż nadto rozumiem! Wracamy na Cudowną Skałę! - zarządził lewek, ciągnąc za sobą towarzyszkę.
- Ale pada... i jest burza! - zaparła się księżniczka, a kiedy to mówiła, znowu zagrzmiało.
- Już przestaje! - odparł Sawa. Lwiątka wybiegły z jaskini i popędziły w stronę Cudownej Ziemi. Na horyzoncie pojawiła się znajoma sylwetka. Shani przyspieszyła kroku i wyszła naprzeciw siostrze.
- Cześć siostra, nie mogę cię znaleźć od rana - przywitała się Sheria, uśmiechając się serdecznie. 
- Skończ... - odparła szorstko Shani.
- Taki deszcz, a ty na zewnątrz... Przeziębisz się - zmartwiła się młodsza lwiczka.
- Już się o mnie tak nie martw... Sawa już o wszystkim wie - oznajmiła Shani, spoglądając na przyjaciela. - A za chwile dowiedzą się rodzice.
- Ty! - ryknęła Sheria i rzuciła się siostrę, przewracając ją. Wbiła pazury w jej szyję i przeryła nimi po jej ciele. Shani pisnęła z bólu i wszczepiła się w ramie siostry, tworząc rozległe rany. Ta nie chciała pozostać jej dłużna i już się zamachnęła, ale atak odparł Sawa. Lewek rozdzielił księżniczki i zawarczał ostrzegawczo.
Sheria wypluła z pyska krew i oblizała się lubieżnie, a potem obnażyła splamione nią kły. Shani spojrzała na swoje zakrwawione łapy. W nozdrzach poczuła metaliczny zapach krwi. Zachciała ponownie rzucić się na siostrę.
- Udowodniłaś wszytko... Jaka naprawdę jesteś, siostrzyczko - burknęła beżowa księżniczka, szybując się do odejścia.
- Wydałaś mnie - szepnęła Sheria, mrużąc oczy. - Już nigdy ci nie zaufam! Nigdy! - ryknęła młodsza lwiczka. Shani warknęła cicho, a w jej zmrużonych oczach błysnęła złość. Sawa zaniepokoił się i złapał ją za ramię.
- A w ogóle kiedyś mi ufałaś? - odparła z kpiną. Zapanowała chwila cichy.
- Jednak jesteś skończoną idiotką! Nie chce być już twoją siostrą i tą cholerną księżniczką! Wyrzekam się pozycji... Wyrzekam się ciebie...!!! - wykrzyczała Sheria, chcąc ponownie zaatakować siostrę, ale chronił ją Sawa. - Nie chce już więcej oglądać twojego pyska...
Brązowa lwiczka zmierzyła jeszcze wzrokiem przybraną siostrę i pognała przed siebie. Shani warknęła i zacisnęła szczęki. Miała ochotę zaryczeć na Sherię i raz na zawsze się jej pozbyć. Z trudem powstrzymała się od realizacji tych zamiarów.
- Shani! Uspokój się! Shani! - krzyknął Sawa, widząc, jak z burzowych chmur zaczynają tworzyć się głowy lwów. Księżniczka spojrzała na niego i wszytko wróciło do normy. Zaczęła niespokojnie dyszeć, próbując wyrównać oddech. Kręciło jej się w głowie, a serce kołatało jak oszalałe. 
- Spieprzyłam wszystko jak zawsze! Dzięki za twoje złote rady! - mruknęła pod nosem.
- Moje złote rady? Że niby to moja wina? - odparł Sawa. - Idziemy powiedzieć twoim rodzicom o meczu... Chodź!
- Rodzice mają już dosyć na głowie, a poza tym nie ma żadnego my!
- Nie zbywaj mnie!
- No to do nich idź! Powiedz! No dalej! - krzyknęła Shani, wysuwając pazury. Sawa wciąż stał, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Na co czekasz?!
- Możesz na mnie nie krzyczeć i nie zachowywać się jak święta królewna!
Lwiczka zmarszczyła brwi i westchnęła głośno. Uświadomiła sobie, jaką zrobiła z siebie idiotkę.
- Pogadajmy... pogadajmy później - szepnęła i zaczęła się wycofywać.

   Młodsza księżniczka gnała przed siebie. Każde spojrzenie na znajome miejsca, wyzwalały w niej jeszcze większą furię. Miała ochotę rozszarpać kogoś, nie bacząc na konsekwencję. Nagle zatrzymała się i dotknęła łapą poranionego ramienia.
- Mogłaś mieć we mnie przyjaciółkę, ale wolisz mieć kolejnego wroga... już niedługo nadejdzie dzień, kiedy tego pożałujesz! - zaśmiała się, wskakując na głaz. Jej oczom ukazała się rozległa Ziemia Hien.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka ludziska!
Rozdział jest króciuchny i właściwie poruszyłam tylko jeden wątek, ale wyrobiłam się do soboty! Bądźcie dumni! Uwierzcie było to trudne, zważając na to, że moja kochana, uwielbiana przez tłumy dyrektorka zarządziła, że do szkoły nie idziemy tylko 1 listopada (Kij, że wszystkie okoliczne szkoły mają wolne. Przecież szkoda tracić lekcji!) Jako ciekawostkę dodam, że scenę w jaskini napisałam... jakiś rok temu, może nawet więcej. Dobra dosyć tych wywodów... Pytanka!
1.Czy Lwia Straż powinna zostać utworzona?
2.Wyjawienie szczegółów planu Sherii było dobrym pomysłem?
3.Czy Sheria powinna czuć się bezpiecznie na Ziemi Hien, czy może grozi jej niebezpieczeństwo? 

Pozdrawiam!

sobota, 21 października 2017

#71.Czas świętowania

Nadszedł jeden z najważniejszych dni w roku dla cudownoziemców. Mowa tu o Święcie Muhimu. Starsze lwy na pamięć znały rozkład uroczystości, jednak w tym roku obchody święta uległy zmianą. Od rana miały odbywać się główne uroczystości, potem mini turniej piłki nożnej, a wieczorem jak to w tradycji potańcówka dla młodzieży i puszczanie lampionów.

Shani uśmiechnęła się do rodziców i rodzeństwa i niepewnie wyszła z cienia, zajmując swoje miejsce. Jej twarz oświetliło mocne światło słoneczne. Tego dnia pogoda była idealna na świętowanie.

- A co z Lwią Strażą, Matu? - spytała Valentine, korzystając z tego, jeszcze nie wszyscy cudownoziemcy zebrali się pod sceną.
- Duchy są niespokojne... ale kandydatów wciąż nie ma - medyczka spojrzała wymownie na Shani, lwiczka zgarbiła się. - Kolejne święto Muhimu bez uroczystości naznaczenia nowych gwardzistów.
Valentine skinęła głową i spojrzała na spory już tłum poddanych. Wzięła wdech i zaczęła tradycyjne przemówienie. Królowa przypomniała sobie jak jeszcze tak niedawno jako nastolatka stała tam, gdzie jej dzieci i ze znudzeniem wysłuchiwała przemowy swojego ojca, ówczesnego króla. Zakończyła przemówienie i uśmiechnęła się.
- Wesołego Muhimu! - Val spojrzała na Chakę i musnęła go nosem.
Wszyscy poddani odpowiedzieli zgodnie i po chwili zaczęli się rozchodzić, życząc sobie nawzajem wesołego święta. Niektórzy podchodzili jeszcze do pary królewskiej i składali życzenia. Furaha wykorzystując ogólne zamieszanie, cicho się wymknął Szybko odnalazł w tłumie Laari. Podbiegł do niej od tyłu i zakrył łapkami oczy.
- Furaha! - zaśmiała się lwiczka, popychając księcia.
- Dzisiaj wieczorem pod Cudowną Skałą jest impreza... więc chciałbym cię zaprosić - biały lewek uśmiechnął się przekonująco. Laari uniosła jedną brew. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo do lwiątek podeszła królowa z uśmiechem na twarzy.
- Furaha powiedział mi o... tym - zaczęła Valentine. Złota lwiczka zmierzyła księcia złowrogim spojrzeniem. Ten jedynie głupio się wyszczerzył. - Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Chciałabyś mieć rodzinę adopcyjną?
- Nie! - skrzywiła się lwiczka. - Znaczy... doceniam starania Waszej Wysokości, ale sądzę, że jest mi dobrze, jak jest teraz. Lubię być niezależna.
Królowa uśmiechnęła się i kątem oka spojrzała na parę stojącą kilka metrów dalej. Dyskretnie kiwnęła do nich głową. Lwy wyraźnie posmutniały.
- Dobrze, ale zastanów się jeszcze. Mam bardzo dobrych kandydatów na rodziców - odparła Valentine i odeszła. Laari spojrzała na Furahę i przewróciła oczami. Książę pchnął ją w bok, uśmiechając się niewinnie. Po chwili twarz jego przyjaciółki także się rozchmurzyła, a chęć mordu białego lewka natychmiast zniknęła.
- Wracając do tamtego... zgadzam się - odparła Laari, teatralnie przewracając oczyma.

Shani błądziła w tłumie, starając się znaleźć, któregoś z chłopców ze swojej drużyny. Hakimu kilka minut temu usłyszał od Furahy, że ten zaprosił Laari na wieczorną dyskotekę. Spodobał mu się ten pomysł. Jego ofiarą miała paść Shani. Księżniczka jednak nie miała najmniejszej ochoty spoufalać się z lewkiem po incydencie na Lwiej Ziemi. Jedyne co przyszło jej na myśl, to wyprzedzić Hakima i iść z kimś innym. W tłumie właśnie zobaczyła Kesho.
- Kesho! - Shani wciągnęła lwiątko do ciasnej groty. Ich nosy prawie się zetknęły. Pomarańczowy lewek mruknął z satysfakcją i uśmiechnął się. Księżniczka prychnęła i popchnęła go na ścianę za nim, ten omal się nie wywrócił. - Zapraszam cię na imprezę dziś wieczorem.
- Naprawdę? - Kesho odbił się od ściany i przyparł Shani do drugiej.
- Nie naprawdę! - warknęła beżowa lwiczka, odpychając go. - Hakimu się do mnie przyczepił. Nic innego nie przychodzi mi do głowy! To idziesz, czy nie?!
- No jasne, że tak! - odparł pomarańczowy lewek, trochę zdezorientowany. Shani uśmiechnęła się triumfalnie i wypchnęła lewka z pomieszczenia. Po chwili sama wygramoliła się z groty i jak gdyby nigdy nic stanęła obok przyjaciela. Wszyscy zgromadzeni dziwnie spojrzeli na lwiątka.
- Obgadywaliśmy strategię... gry - odparł Kesho z zakłopotaniem, pocierając się po karku. - Idziemy! - wycedził, ciągnąc za sobą wciąż szczerzącą się z zakłopotaniem Shani. Humor księżniczki szybko się zepsuł, kiedy przypomniała sobie o mini turnieju i o tym, że MUSI wylosować drużynę Sefu.

- Co ty taka spięta? - zagaił Hakimu, popychając Shani w bok. - Wicemistrzowie caluśkiej sawanny wygrają bez problemów z takimi amatorami... A tak z innej beczki... nie chciałabyś się wybrać ze mną na wieczorną imprezę?
- Nie... znaczy, ja idę z Kesho. Sorki, może innym razem... Karim! Przyszedłeś podziwiać, jak miażdżymy wszystkich? - księżniczka szybko zmieniła temat, kiedy zauważyła zbliżającego się kuzyna.
- Masz błędne dane... Ojciec odwiesił mi szlaban. Dzisiaj gram i cię wgniotę w ziemię! - zaśmiał się czarny lewek.
- O ile z nią zagrasz - odparł ozięble Fari - Nie traćmy czasu. Losujemy!
- Mogę losować pierwsza! Proszę! - wtrąciła się Shani. Lew niepewnie skinął głową i przekazał jej łupinę od kokosa, a w niej poskładane listki, które wczoraj przygotowywała księżniczka. Shani przemieszała cztery listki, starając się znaleźć ten dyskretnie oznaczony. Wyjęła listek, który jako jedyny miał malutką dziurkę i rozłożyła go.
- Zagramy z drużyną Sefu! - obwieściła Shani, spoglądając na Sherię siedzącą na trybunach. Księżniczka drżącymi łapami oddała miseczkę Aramisowi, choć było już wiadomo, że zagra z drużyną Kishindo, ponieważ do turnieju zgłosiły się tylko cztery drużyny.
- Co ona zaplanowała? Musi knuć coś więcej - szepnęła beżowa lwiczka, ustawiając się na swoim miejscu na boisku.
- Wiesz, że gadanie samemu ze sobą w osiemdziesięciu procentach może być skutkiem choroby psychicznej? - zaśmiał się Sawa, słysząc jak Shani mamrocze pod nosem.
- Nie pleć głupstw!
- Przecież to twoje słowa - odparł lewek, uśmiechając się triumfalnie. Miał zamiar jeszcze coś dodać, ale przerwał mu gwizdek. Piłkę przejął Sefu, zaczął biec na Shani, chociaż cała lewa strona boiska była pusta. Księżniczka z łatwością odebrała mu owoc i marszcząc brwi ze skupieniem, posłała go do Sawy. Brązowy lewek przebiegł kilka metrów i podał do Hakimu. Ten z kolei od razu kopnął do Shani, a ta 
z powrotem do Sawy. Wpadła bramka. Royalsi cały czas podawali do siebie. Taka taktyka okazała się skuteczna. Przeciwnicy byli wykończeni i poprosili o kilka minut przerwy.
- Na co czekasz? Skończ z nią! - warknęła Sheria. - Już dosyć się upokorzyłeś!
- Ale... sędziowie nas zdyskwalifikują - odparł cicho lewek.
- No i co z tego?! Masz to zrobić!
Zaczęła się druga połowa meczu. Czujność Shani została uśpiona. Lwiczka uznała, że Sheria po prostu chciała się zemścić za coś na Sefu i doskonale wiedziała, że przegra on z jej drużyną i ośmieszy się.
Piłka wpadła w łapy Shani. Księżniczka rozejrzała się. W jej zasięgu nie było żadnego współzawodnika, a bramka była bardzo blisko, uśmiechnęła się chytrze i zaczęła gnać w stronę bramki przeciwnika. Nagle poczuła, jak traci równowagę i runęła na ziemię. Jak się okazało podciął ją Sefu. Biały lewek zaczął kopać łapę leżącej Shani. 
- Co ty robisz!? - jęknęła księżniczka, próbując się obronić, jednak przeszywający ból łapy zupełnie ją unieszkodliwił.
- Stop! Zostaw ją! - ryknął wściekły Fari, gwiżdżąc i wbiegając na boisko. - Co ty wyprawiasz!?
- Nie... nie mogłem trafić w piłkę - wyjąkał Sefu, pochylając głowę.
- Żarty sobie stroisz?! Dyskwalifikacja! - warknął lew, pomagając wstać Shani. - Medyka! Wołajcie medyka!

Minęła godzina odkąd Shani została zabrana do jaskini szamanów. Rodzina i przyjaciele zmartwieni stali pod jaskinią, oczekując na jakiekolwiek wiadomości.
- Możecie wejść - powiedział Kweli, wychodząc z jaskini. Drużyna księżniczki wyprzedziła królewską rodzinę i pierwsza wgramoliła się do pomieszczenia. Ujrzeli Shani, leżącą na posłaniu. Na jej łapie spoczywał zimny kompres.
- Już wszystko rozumiem... cały ten plan - szepnęła do siebie.
- I jak? Wszystko dobrze? - spytał Sawa, wypchnięty przez kumpli na przód.
- Jak najlepszym wiesz! - syknęła Shani, starając się powstrzymać od płaczu z bólu. - Mocno stłuczona - dodała, podnosząc lekko kompres i ukazując spuchniętą, siną łapę. Lwiątka na samo spojrzenie syknęły. To naprawdę musiało boleć. - A jak tam z turniejem?
- Chłopacy od Sefu zostali zdyskwalifikowani, a drugi mecz wygrał Kishindo. Oni zwyciężyli - odparł Hofu, kuląc się. Kesho spojrzał na niego złowrogo.
- Nie dołuj jej - warknął.
- I tak jestem zdołowana - westchnęła lwiczka.

Kiedy księżniczka nabrała sił, a opuchlizna zeszła, wszyscy ze spokojem wrócili na obchody święta. Słońce powoli wsuwało się za horyzont, a na ciemnym niebie pojawiały się błyszczące punkciki. Był to znak, że nadeszła pora na dyskotekę. Shani przez cały czas siedziała oparta o głaz i obserwowała bawiący się tłum. Myślała, czy powinna komuś powiedzieć o tym, że Sheria napuściła na nią Sefu... Chociaż to były tylko jej domysły. Nie miała żadnych dowodów.
- Idziesz na puszczanie lampionów? - spytał nagle Kesho, wyrywając księżniczkę z rozmyśleń.
- Nie, nie przygotowałam żadnego - mruknęła Shani.
- Ja też nie! Chodź popatrzeć! - odparł pomarańczowy lewek i pociągnął Shani za stłuczoną łapę. - Sorki! - syknął, szubko puszczając łapkę towarzyszki.
Lwiczka niepewnie skinęła głową i ruszyła z Kesho w stronę pagórka, na którym wszyscy się zbierali. Oboje usiedli w wolnym miejscu i spojrzeli w górę. Na niebie skrzyło się już kilka lampionów.
- Kesho! Chodź na chwilę! - krzyknął do brata Hofu. Pomarańczowy lewek przewrócił oczami i przepraszając Shani, opuścił ją. Lwiczka westchnęła i wbiła wzrok w niebo.
- Myślałem, że będziesz z Kesho - usłyszała za plecami. Odwróciła i ujrzała Sawę z dwoma lampionami w łapkach. Jeden z nich podał księżniczce. - To podobno symbolizuje szczęście - dodał, puszczając swój lampion. Shani uśmiechnęła się i pchnęła do góry ten podarowany przez lewka. Oba lampiony zatańczyły obok siebie i zniknęły wysoko na nieboskłonie.
- To chyba dobra wróżba...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
Rozdział miał być w sobotę i jest w sobotę! Wyrobiłam się! Szach mat hejterzy! (pomińmy fakt, że miał być w zeszłą sobotę. Sobota to sobota!) O poziomie notki nie dyskutujmy, bo to się już zrobiło nudne. Następny rozdział będzie po prostu cudny, bo jest tam moja ukochana scena napisana już rok temu. Następna notka powinna się pojawić nie dłużej niż za dwa tygodnie... jak nie będzie to mnie przetrzepcie. xd

Pytania:
1.Czy odkrycie planu Sheri może zmienić coś w relacji między nią a Shani?
2.Co Shani powinna zrobić? Czy  powinna powiedzieć komuś o sytuacji z siostrą? 
Pozdro!

niedziela, 8 października 2017

#70.Mały sekret

  Rozstania są ciężkie, każdy doskonale to wie. Lia niestety musiała poznać prawdziwość tych słów na własnej skórze. Całą drogę powrotną rozmyślała o Leo, o tym, co robi, czy o niej myśli, czy też tęskni. Mimo że znała go raptem kilka dni, to zdążyła go na prawdę polubić.

  - A ty wciąż o nim myślisz? - zaśmiała się Shani, zasiadając obok zamyślonej kuzynki. Lia przewróciła oczami i spojrzała z politowaniem na księżniczkę.

- Jak będziesz starsza to zrozumiesz - westchnęła z przygnębieniem szara lwiczka.
- Przepraszam panią starszą o cztery miesiące! Za tobą to już połowa życia, co? Staruszku... - odparła teatralnie Shani.
- Dobra dosyć! - uniosła głos córka Iris. Wbiła wzrok w ziemię i zaczęła nerwowo skubać trawę. -Kiedy idziemy do jaskini Lwiej Straży!?
Shani uniosła brwi i spojrzała pytająco na kuzynkę. Lia przewróciła oczami z irytacją i westchnęła.
- Sama mówiłaś, że chcesz się pozbyć Ryku Przodków!
- Nie tak głośno! - syknęła Shani, rozglądając się. Nie na łapę by jej było, gdyby jakiś przypadkowy lew czy lwica dowiedział się o jej sekrecie.
- Tam na pewno jest jakaś wskazówka - szepnęła szara lwiczka, konspiracyjnie nachylając się nad księżniczką. - A poza tym, to może być niezła zabawa! 
- Po pierwsze to zwykła jaskinia z kilkoma malunkami, a po drugie nie chce robić nic robić bez wiedzy Matu, to jest zbyt poważna sprawa... Ej! Co tak nagle zmieniłaś zdanie? Jeszcze niedawno tak zachwalałaś ten ryk!
- Na Lwiej Ziemi prawie go na mnie nie użyłaś... Stracić panowanie nad emocjami zdarza się najlepszym. Nie chce, aby coś ci się stało - Lia położyła łapę na ramieniu przyjaciółki i spojrzała jej w oczy.
- Spokojnie, dam radę... - ucięła księżniczka, kiedy zauważyła obecność przybranej siostry. Półślepa lwiczka stała przed Shani i Lią, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Shani... - zaczęła Sheria. Wszystkie bawiące się nieopodal lwiątka zaprzestały czynności i wlepiły w nią ciekawskie spojrzenia. Młodsza księżniczka zazwyczaj włóczyła się z nikomu bliżej nieznanymi lwiątkami lub zostawała z ciotką Lisą. - Możemy pogadać na osobności? - wydukała brązowa lwiczka, czując na sobie spojrzenia rówieśników. Shani prychnęła i odwróciła głowę, lekko ją unosząc w znak dumy. Nie maiła zamiaru po raz kolejny zostać potraktowana jak śmieć.
- Shani, proszę - szepnęła Sheria łamiącym się głosem.
- Od kiedy rozmawiasz z nieudacznikami, co?! - krzyknęła Shani, podrywając się na łapy. Lia chwyciła ją za łapę w obawie, że dojdzie do rękoczynów. Sheria przestraszona wzdrygała się i cofnęła półkroku. Starsza księżniczka zacisnęła zęby i zmarszczyła gniewnie brwi. - Chodź Lia! Idziemy!
- Muszę z tobą porozmawiać... proszę - w oczach Sherii zaczęły zbierać się łzy.
Shani trochę się zmieszała, spojrzała na Lię. Córka Iris wzruszyła bezradnie ramionami. Shani przerzuciła wzrok na przybraną siostrę i skinęła głową. Lwiczki ruszyły przed siebie. Młodsza księżniczka pewnie parła przed siebie, liderka drużyny stąpała za nią i w przeciwności do siostry nie czuła pewności siebie. W pewnym momencie nawet żałowała, że dała się przekonać. Lwiczki po krótkim marszu dotarły na niewielkie wzgórze. Sheria przyspieszyła i położyła się na trawie ze skrzyżowanymi łapkami. Shani po chwili niepewnie zrobiła to samo i wbiła w siostrę pytające spojrzenie.
- Mam nadzieje, że masz powód, dla którego mnie tu przywlekłaś - wycedziła szorstko beżowa lwiczka.
- Chcę cię przeprosić - odparła cicho Sheria, patrząc w oczy siostrze. Shani szybko odwróciła wzrok i gestem łapy ponagliła towarzyszkę. - Nie byłam wtedy sobą... Sama rozumiesz. Informacja o adopcji kompletnie mnie zaskoczyła.
Shani prychnęła i bez słowa wstała. Spojrzała na Sherię wzbudzając u niej poczucie winy.
- Dlatego robiłaś te wszystkie świństwa, dlatego chciałaś nastawić wszystkich przeciw mnie, dlatego przez ten cały czas uświadamiałaś mi jakim śmieciem jestem?! - uniosła głos. Sheria zgarbiła się, a jej uszy oklapły. Lawendowe oczy ponownie się zaszkliły.
- Po co ja ci zajmuje czas... nie jestem warta twojej uwagi - młodsza księżniczka podniosła się i już chciała odejść. Shani przewróciła oczami i westchnęła.
- Na Muhimu stój! - krzyknęła za siostrą. W jej głosie dało się wyczuć nutkę obojętności lub nawet irytacji. - Już dawno powinnyśmy sobie wszystko wyjaśnić. 
- A więc? - Sheria w duchu triumfowała, ale starała się nadal sprawiać wrażenie przygnębionej.
- Ja także nie do końca grałam fair. Kiedy założyłam drużynę, kompletnie cię olałam... nie miałaś we mnie wsparcia. No i wiesz... Skoro pierwsza wyciągasz do mnie łapę... to ja też przepraszam.
Siostry jeszcze przez chwilę patrzyły na siebie w ciszy. W końcu rzuciły się sobie w ramiona. Shani mocno uścisnęła Sherię, a po jej policzkach popłynęły łzy szczęścia.
- Wiesz, jak mi tego brakowało! - zaśmiała się beżowa lwiczka, wyrywając z objęć siostry.
- Jest jeszcze jedna sprawa... Słyszałam, że organizujecie mini turniej podczas święta Muhimu. Możesz zagrać z drużyną Sefu? - spytała bez ogródek Sheria.
- Słucham?... Nie rozumiem... Niby jak mam to zrobić? Przecież losujemy sobie przeciwników- zmieszała się Shani. Dopiero co się pogodziła z siostrą, a ta już zaczyna kręcić. - Dlaczego tak ci na tym zależy?
- Nieważne. Wiem, że wykombinujesz coś, żeby wyciągnąć ten szczęśliwy los... inaczej - lawendowooka zaczęła okrążać towarzyszkę.
- Inaczej, co? - Shani zaostrzyła lekko ton.
- Jeśli zagrasz pierwszy mecz z kimś innym, jeden z twoich sekrecików może już przestać nim być.
- Szantażujesz mnie!? Dopiero co na nowo ci zaufałam! - warknęła liderka drużyny. - Poza tym nie mam pojęcia, o czym mówisz...
- Dobrze wiesz Shani... a może raczej Lwia Strażniczko - na ostanie dwa słowa, beżową lwiczkę przeszedł dreszcz.
- Skąd o tym wiesz? - ledwo wydarło się z gardła Shani.
- W Klanie Hien byłam na tyle świadoma, żeby widzieć, jak używasz go, by przepędzić hieny. Wiem również, że chcesz, aby to była tajemnica - Sheria uśmiechnęła się wrednie i uniosła brew. - Wiesz, że ja nie chce wojny, jeśli zrobisz to, co ci mówię, to będzie naszym małym sekretem... Nara siostra!
Shani zacisnęła szczęki i podniosła wzrok. Chwilę patrzyła na oddalająca się siostrę. Głośno przeklęła i kopnęła w pobliskie drzewo. Wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego Sheria wiedząc o Ryku Przodków i mając tyle możliwości do wyboru, chciała akurat gry z drużyna swojego przyjaciela. Mruknęła pod nosem i pognała tam, gdzie zostawiła Lię.
- Cześć!... Shani - krzyknęła, wesoło Laari do biegnącej księżniczki. Beżowa lwiczka w odpowiedzi jedynie mruknęła coś. - Co ją ugryzło? - spytała przyjaciółka księcia, patrząc za znikającą w oddali Shani.
- Nie mam pojęcia, ale mogę się założyć, że znowu coś z Sherią - westchnął Furaha.
- I nic z tym nie zrobisz? - złota lwczka ułożyła się na rozgrzanym kamieniu i łypnęła na księcia. Biały lewek wzruszył ramionami.
- Jeśli znam dobrze Shani to pewnie chce zostać sama - odparł Furaha, uśmiechając się lekko do Laari. Lwiczka zmarszczyła brwi.
- Wiem, o czym myślisz... Wybij sobie to z głowy! Po co ci ta informacja, co? - warknęła złota lwiczka, podrywając się na równe łapy. Spojrzała gniewnie na towarzysza i odwróciła się, w zamiarze mając odejście.
- Co ci szkodzi?! Po prostu powiedz! - Furaha w ostatniej chwili złapał Laari za łapę i przyciągną do siebie. Dostrzegł w jej oczach łzy. - Proszę...- Nie dasz mi spokoju, co? - mruknęła złota lwiczka, a na jej pyszczku pojawił się malutki uśmiech. Furaha wyszczerzył się i pokiwał głową.
- Nie wiem, co ci to da, ale okey. Usiądź, bo to będzie długawa historia... - na te słowa Furaha prędko ułożył się obok przyjaciółki w obawie, że ta się rozmyśli. - Moje stado było niewielkim, wędrownym stadem. Na jego czele stał stary lew. Zmarł krótko po moich narodzinach, nie zostawiając po sobie żadnego potomka. Zgodnie z tradycją, w takich wypadkach przywódcą zostaje prawa łapa króla, czyli mój ojciec... Tego feralnego dnia... mieliśmy po po prostu niepostrzeżenie przemknąć przez obrzeża Klanu Hien...


Złota lwiczka biegała przed stadem lwów, śmiejąc się. Wszystkie lwy z uciechą patrzyły na igraszki córki przywódcy. 
- Laarka, skarbie! Nie oddalaj się, tu jest niebezpiecznie! - przestrzegł ją złoty lew.
Malutka zaśmiała się i pognała za motylem, który przeleciał koło jej noska. Ojciec jeszcze kilka razy upominał córkę, ale ta wciąż biegała za motylem i głośno się śmiała.
- Laari! - zaniepokoił się przywódca, słysząc szmer i cichy śmiech. - Uwaga! Hieny!
Zza głazów wyskoczyło kilka hien. Przywódca chwycił Laari i oddał ją zaufanej lwicy, sam starał się odwrócić uwagę hien od uciekającego stada.

-... Po tym zdarzeniu już nigdy nie zobaczyłam ani ojca, ani nikogo ze stada. Wychowały mnie hieny... a resztę już znasz. Przeze mnie wszyscy zginęli.
- Ale... nie możesz się tak obwiniać! Byłaś przecież małym dzieckiem! - argumentował Furaha. Laari spojrzała na niego zaszklonymi oczami.
- Może tak, a może nie... co to zmieni? Oni nie żyją... - Złota lwiczka pociągnęła nosem, a po jej policzkach spłynęły łzy. - Chcę zostać sama... - odparła cicho Laari, odchodząc. - Nie idź za mną! -wrzasnęła, widząc jak Furaha zaczyna podążać za nią. Książę przestraszony nagłym uniesieniem przyjaciółki cofnął się pół kroku.
- Przepraszam - szepnęła Laari i pognała przed siebie, zanosząc się płaczem. 

  Dni mijały bardzo szybko. Był to wieczór przed świętem Muhimu. Przez minione dni nie działo się nic istotnego, nie licząc tego, że Shani i Sheria przestały się odnosić do siebie z wrogością. Nikt jednak nie zwracał na to uwagi. Wszyscy uważali, że siostry po prostu się pogodziły. Tylko jedna osoba czuła pismo nosem.
- On chyba na prawdę cię lubi! - zaśmiała się Kira, spoglądając na swojego bliźniaka i Zuburiego ciamkającego mleczakami ucho lwiątka.
- Bardzo śmieszne! Spadaj mały! - warknął Karim, odpychając malucha.
- Karim, bo zrobisz mu krzywdę! - upomniała go Lisa.
Czarny lewek przewrócił oczami i spojrzał na Furahę. Ten jedynie wzruszył ramionami. 
Książę dostrzegł Sherię, wymykającą się z jaskini. Rodzice rozmawiali, a lwiątka zajęte były sobą lub spały. Nikt nie dostrzegł nieobecności młodszej księżniczki. Furaha zmarszczył brwi i podążył tropem siostry. Wybiegł z jaskini i rozejrzał się. Zobaczył Sherię, idącą przez sawannę. Książę przemknął przez trawę i schował się za drzewem. Jego siostra usiadła na brzegu wodopoju i zaczęła się rozglądać, jakby kogoś szukała. W końcu z krzaków wyszedł biały lewek. Furu kojarzył go, wydawało mu się, że to Sefu - jedno z lwiątek, z którym Sheria się zadawała.
- Wytłumacz mi, dlaczego nie dasz mi spać? W dzień nie możemy się spotkać? - warknał Sefu.
- Musiałam pomagać w przygotowaniach i nie mogłam się urwać, ale ważniejsze jest to, że się zgodziła!
- Poważnie? Jak ty to zrobiłaś? 
- Mam swoje sposoby - zaśmiała się młodsza księżniczka. - A ty masz wykonać swoją robotę, tak?
- Tak myślałem... to na pewno dobry pomysł? - zawahał się Sefu.
- To nie myśl! Ty masz to po prostu zrobić! - warknęła Sheria. Lewek tylko przeklnął pod nosem i zaczął się oddalać. Młodsza księżniczka po chwili także zaczęła się wycofywać. Furaha starając się nie zostać zauważonym pobiegł do jaskini. Nie miał pojęcia o co chodzi, ale czuł, że coś może grozić bliskiej jemu osobie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam was kochani po tak długiej przerwie! Przepraszam jeśli rozdział jest do kitu, chaotyczny, nudny itp. Pisałam go tyyyle czasu, że to nie może być dobre. Nie wiem co jeszcze napisać.... Pytanka!
1.Czy Shani powinna pozbyć się Ryku Przodków?
2.Dlaczego Sheria chciała od Shani gry z drużyną Sefu? Co może knuć?
3.Czy Laari powinna się obwiniać i jak inni mogą zareagować na jej historię? 
Pozdrawiam!

niedziela, 10 września 2017

#31.Bohater Tygodnia

Na wstępie chciałam przeprosić za to że... od ostatniego rozdziału minęło już dwa tygodnie. Powód to oczywiście kochana szkoła! Codziennie kończę o 15 (a mają nam jeszcze dołożyć przynajmniej 3 dodatkowe godziny o.O), a do domu wracam około 16.40... Po prostu nie mam czasu! Jeszcze dochodzi do tego fakt, że jestem w trzeciej klasie gimnazjum i muszę wkuwać do egzaminu. Super, prawda? 

Zagadałam się... a więc Bohaterem Tygodnia zostaje Hasira I, zabity przez szkołę Tamę. Nie powinnam go uwzględniać, bo nigdy nie wystąpił w HV (nie licząc wystąpienia jako duch), ale uwzględniłam Hasirę II to, dlaczego jego by nie? xd


  • Jest jednym z dwóch duchowych przewodników Shani. (na razie jedynym odkrytym)
  • Jest pierworodnym dzieckiem Nafsi i Kazimu, co za tym idzie był prawowitym następcą tronu. 
  • Odsunięto go od tronu ze względu na niezdolność do objęcia tego stanowiska, po ataku hien z Klanu Węża w młodości.
  • Można się domyślać, że nawet gdyby nie doszło do incydentu z hienami Hasira i tak nie zostałby dopuszczony do korony, ponieważ w młodości był bardzo lekkomyślny i nie zależało mu na pozycji.
  • Podczas koronacji Angi ocalił bratu życie.
Według mnie Hasira jest spoko, bo w końcu poświęcił się za Angę, a gdyby Anga zginął nie byłoby Val, a gdyby nie było Val nie byłoby bloga. xd
~Pozdrawiam!

piątek, 1 września 2017

#30.Bohater Tygodnia

Witajcie w Bohaterze Tygodnia, który chyba wam się bardzo spodobał, bo widziałam go na kilku innych blogach. Dziś 1 września moi kochani i post jest tylko dzięki temu, że ktoś tam u góry nas kocha i do szkoły idziemy dopiero w poniedziałek (czy tylko mnie przeszły ciarki? xd). Nie przedłużam już i przedstawiam wam naszą zwyciężczynię... Judy!
  • Judy nie urodziła się w miocie z Hasirą I i Anga, jest od nich młodsza.
  • Kolor oczu odziedziczyła po ojcu.
Więcej ciekawostek nie wykombinuje. Ja Judy lubię już za samo imię... *chrząka* Zwierzogród, a tak poważnie to... serio ją lubię. xd
~Pozdrawiam!

Ps.Wypatrujcie notki, bo może się pojawić w weekend.
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony