niedziela, 29 lipca 2018

#81.Układ

W poprzednim rozdziale: Shani udaje się na pierwszą lekcję z Angą. Były król uświadamia księżniczce, że dobry strażnik nie powinien być zbyt pewny siebie, ale nie powinien też w siebie nie wierzyć. 
Sheria nie wraca na noc do domu. Twierdzi, że nocowała u Sefu. Tej samej nocy strażnicy dostrzegają niewielką lwicę krążącą przy granicy Klanu Węża. Valenitne postanawia udać się do Sefu, by potwierdzić alibi córki.

Valentine zatrzymała się przy progu jaskini rodziny Sefu. 
— Tatiana?! — zawołała, a po chwili na zewnątrz wyszła biała lwica o szarych oczach. Była wyraźnie zdziwiona wizytą królowej. — Witaj... chciałam się tylko spytać, czy Sheria dzisiaj u was nocowała?
— Nie... w ogóle to ostatnio coraz rzadziej ją widuje. Czy coś się stało? — Tatiana zmarszczyła podejrzliwie brwi.
— Nieee... nic się nie stało — odparła nieco zakłopotana Valentine. — Jest Sefu?
Odpowiedź nie była zadowalająca dla królowej. Nastolatek wyszedł rano. Val jednak nie mogła wrócić na Cudowną Skałę. Pewnie czekał tam na nią Askari, aby powiedzieć swoje słynne A nie mówiłem, Valentine? Moi strażnicy rozwiązywali takie sprawy, zanim jeszcze potrafiłaś mówić. Nie mogła... ale musiała.
Jak się spodziewała. Askari krążył wokół Cudownej Skały. Gdy dostrzegł królową, zaczął iść w jej kierunku.
— Nic nie mów Valentine. Złapałem tu przed chwilą Sefu... Nie nocowała u niego Sheria, a ostatni raz widział ją przed kolacją — powiedział strażnik. Jego głos był wyjątkowo poważny. — Muszę zabrać Sherie do aresztu. Nie jest księżniczką, takie są procedury.
Valentine otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. Westchnęła głęboko.
— Przyprowadzę ją do was. Mieszkańcy nie dadzą jej żyć, gdy zobaczą, że prowadzili ją strażnicy — odparła po chwili królowa i w milczeniu odeszła. Dopiero do niej dotarło, w co wmieszała się jej córka.

Trening Royal Teamu trwał w najlepsze. Drużyna podzieliła się na dwa dwuosobowe zespoły, a Hofu bronił. Obie drużyny musiały strzelić do tej samej bramki, co tylko brzmiało łatwo. Zespół złożony z Kesho i Hakima wygrywał. Shani i Sawa nie mogli się zgrać, ponieważ księżniczka myślami była zupełni gdzie indziej. Z rozmyśleń wyrwało ją mocne uderzenie piłki. Poczuła silny ból nosa, że aż pociemniało jej w oczach i padła na ziemię.
— Shani? — Sawa podbiegł do księżniczki. — Nic ci nie jest? Przepraszam.
— Zaraz mi przejdzie... — mruknęła tylko, pocierając lekko krwawiący nos. Nadal czuła promieniujący ból.
— Dobra chłopaki, koniec treningu! — zawołał lew, chcąc pomóc przyjaciółce wstać.
W momencie, kiedy Sawa wyciągnął do Shani łapę, Kesho przepychający się z Hofu pchnął go na młodego lwa. Nastolatek stracił równowagę i poleciał na Shani, stykając się z nią nosem. Na początku oboje się trochę zawstydzili.
pierwsze cieniowanie w gimpie ever >.<
    — Luzik... — zaśmiała się księżniczka, widząc dziwny wzrok Sawy. Lew uśmiechnął się i pomógł Shani wstać.
— Idziesz na Cudowną Skałę? Mogę cię odprowadzić. — zaproponował nastolatek. — Lia? Też idziesz? — spytał po chwili, widząc dziwną minę przyjaciółki księżniczki.
Shani przypomniała sobie, że całemu treningowi przyglądała się Lia. Odsunęła się od Sawy, a uśmiech znikł z jej twarzy. Szara lwica z początku miała zmarszczone brwi, jednak jej twarz się rozchmurzyła.
— Idźcie sami — odpowiedziała, uśmiechając się. Mimo że miała zamiar iść na Cudowną Skałę to nie w towarzystwie tej dwójki.
Sawa i Shani przez dłuższy czas milczeli. Oboje czuli wyczuli dziwne zachowanie Lii.
— Na boisku byłaś cały czas zamyślona — zauważył lew. Shani potrząsnęła głową i spojrzała na niego z wyszczerzonymi oczami. — Teraz też.
— Przepraszam... Byłam dzisiaj rano na lekcji z dziadkiem. Cały czas o tym myślę... Wydawało mi się, że to wszystko będzie takie proste — Shani przystanęła i pochyliła głowę. — Odchodzę z drużyny na to parę tygodni... może miesięcy.
— Dlaczego? — spytał Sawa, jednak Shani milczała. — Chcesz zostawić nas na lodzie dwa tygodnie przed mistrzostwami? Tak postępuje dobry kapitan? 
— Nie rozumiesz... Ty niczego nie rozumiesz! — odparła księżniczka, próbując odgonić od siebie poczucie winy. Zapadła krótka cisza. Sawa podszedł do Shani i pogładził jej ramię łapą.
— Jeśli dzieje się coś złego to wiesz, że mi możesz powiedzieć — powiedział, patrząc w oczy przyjaciółce.
— Zastanowię się jeszcze nad tym odejściem, ok? — odparła lwica. — Chodźmy... I ani słowa chłopakom, bo dopiero zacznie się marudzenie.
Sawa skinął głową i uśmiechnął się lekko. Wiedział, że odpowiedź Shani znaczy, że wybiła sobie z głowy ten cały pomysł z odejściem.

Sheria czuła, że strażnicy ją rozpoznali i najpewniej o wszystkim wiedzą już rodzice, a jej alibi z Sefu było bardzo słabe. Wolała więc nie kręcić się koło Cudownej Skały. Przechodząc koło boiska dostrzegła Kishindo. Szybko przyspieszyła kroku, nie chcąc zostać zauważona. Schowała się za skałkami. 
Tej nocy, kiedy gonili ją strażnicy i udało jej się przejść do Klanu Węża, widziała grupkę lwów w tym Kishindo. Sheria nie widziała dokładnie, ale chyba były to nielegalne walki. 
— Co tam robiłaś?! — białe cielsko przygniotło ją do głazu, podduszając.
— To samo pytanie mogę zadać tobie — mruknęła lwica. — Bierzesz udział w nielegalnych walkach, tak? Szkoda by było, gdyby się ktoś dowiedział.
— I tak ci nikt nie uwierzy... mam zapewnione alibi — zaśmiał się Kishindo.
— Askari zacznie węszyć, kiedy się dowie, a wtedy... całe to wasze genialne przedstawienie zostanie ujawnione — odparła Sheria, nawet nie ukrywając satysfakcji w głosie. 
— Co chcesz za milczenie? — spytał z niechęcią nastolatek.
— Zapewnij mi alibi... Powiedz, że tę noc spędziliśmy razem na Cudownej Ziemi. Jeśli będziesz mnie krył, ja będę kryła cię — zaproponowała lwica. 
— Zgoda — przytaknął Kishindo, nawet się nie zastanawiając.
— Kishindo! — zza skał z rykiem wybiegł Karim. Nie słyszał on rozmowy Sheri i Kisha, ale widział, jak oboje idą za skałki. — Wciągnąłeś ją w to? Zwariowałeś?! — warknął, łapiąc białego lwa za kark i odciągając go od wychowanicy królowej.
— Sama tam przyszła! Poza tym nie interesuj się... Przecież uważasz, że to wszystko głupi pomysł... — prychnął Kishindo.
— To mordobicie jest debilne, a co ważniejsze... nielegalne — odparł Karim, robiąc kilka kroków stronę białego lwa. Nastolatek cofnął się trochę przestraszony. — Jeśli w końcu was namierzą, nie licz na moją pomoc... ani chłopaków z drużyny. 
— Oni wezmą na siebie całą winę na moje skinięcie palcem — zaśmiał się Kishindo.
Karim nie wytrzymał i rzucił się na rówieśnika. Przygwoździł go do ziemi i zaczął dusić. Sheria w porę go odciągnęła. Kishowi zaczęło się już robić słabo.
— Przejmuję drużynę... Nie wylatujesz, bo nie mam zastępstwa, ale jeden przekręt i nie masz czego u nas szukać, rozumiesz? — wycedził czarny lew i odszedł. 
— Pamiętaj o umowie — przypomniała Sheria i także oddaliła się. 
Gdy tylko wyszła zza skały, ujrzała przybraną matkę kilkanaście metrów od siebie. Gdy królowa tylko ujrzała córkę, zaczęła szybkim krokiem iść w jej kierunku. Sheria wiedziała już, o co chodzi... Co innego chciałaby od niej Valentine?
— Pomożesz mi w czymś? — spytała Valentine z szerokim uśmiechem to jedyny pretekst, jaki wpadł jej do głowy. Sheria niepewnie skinęła głową. — To chodź!
Obie zaczęły iść w kierunku aresztu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
Powiem szczerze, że rozdział dzisiaj jest tylko z dwóch powodów: przez tydzień u mnie lało i musiałam siedzieć w domu oraz mam kontuzjowanego psa xd
Wiecie... wakacje. Łażenie po wsi, dżogyng, oglądanie seriali, nagrywanie z Rabarbarkiem. Są rzeczy ważne i ważniejsze. xd
Powiem szczerze, że rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie i bez dłuższych zawieszeń (pisany był kilka dni, po trochu i kończyłam pisać, bo musiałam, a nie bo nie miałam już weny)

Pytanka:
1.Czy ,,alibi'' Sheri przejdzie? Czy Kishindo w ogóle dotrzyma układu?
2.Czy Lia jest zazdrosna?
Pozdrawiam

Zapraszam na insta @rocky__paws #chamskareklamaxd 

czwartek, 19 lipca 2018

#34.Bohater Tygodnia

Zawaliłam na całej linii... wiem, przyznaje się. Przekładałam tego BT z dnia na dzień i obiecywałam, że będzie jutro, że po jutrze, że za tydzień. Mam nadzieje, że mnie nie zabijecie. Przepraszam.

Dzisiaj szybko... Bohaterem Tygodnia zostaje Muhimu!
  • Muhimu miał jednego syna.
  • Jego syn ustanowił święto po śmierci swojego ojca na jego cześć. 
Nie mam pomysłu na więcej, a chce w końcu dodać, bo mnie zabijecie. Lubię Muhimu, bo to w końcu bóg bogów na tym blogu xd
Pozdrawiam!

Ps.Pewnie wszyscy myśleli, że będzie z base Muffiego. Bum! xd



niedziela, 1 lipca 2018

#80.Lekcja pierwsza

Anga trącił nosem śpiącą Shani. Lwica otworzyła oczy i nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na dziadka. Chwilę zajęło jej zorientowanie, o co chodzi i przypomnienie sobie o porannej lekcji. Ociężale dźwignęła się na łapach i podążyła za byłym królem. Gdy tylko przekroczyła próg jaskini, wschodzące słońce oświetliło jej twarz delikatnym szkarłatnym światłem. Młoda lwica po chwili marszu przystanęła zauroczona widokiem wschodzącego słońca. Dlaczego zawsze zachód słońca jest tak wychwalany? Przecież to od wschodu wszystko się zaczęło... Pomyślała i upomniana przez Angę ruszyła przed siebie. Nim udało jej się dogonić lwa, ten siedział już na wzgórzu, wpatrzony we wschodzące słońce.
Minęło kilka minut. Biały lew nadal siedział, podziwiając widok i co jakiś czas głośno wzdychając. Na jego pysku można było dostrzec delikatny uśmiech.
— Więc? — szepnęła Shani, znudzona bezczynnym siedzeniem. — Jaka jest lekcja numer jeden?
— Powiedz mi... jaki powinien być dobry strażnik? — odparł Anga, nawet nie odrywając wzroku od widoku wschodzącego słońca.
Shani przygryzła wargę i zastanowiła się chwilę.
— Pewny siebie... odważny, skłonny do poświęceń... wierny.... waleczny... cierpliwy i... — królewska córka, zamilkła nagle i skierowała wzrok na lekko przyrumienione światłem słonecznym niebo nad sobą. Usiłowała znaleźć jeszcze jakieś cechy.
— A czy znajdujesz, którąś z tych cech u siebie? — spytał Anga, spoglądając tajemniczo na wnuczkę.
— Hmmm... Jestem... jestem... Hmmm... No dobra. Nie jestem taka!... Zrozumiałam, okey? — fuknęła Shani, odwracając się i odchodząc parę kroków. Anga dźwignął się na łapy i podszedł do wnuczki. — Naprawdę sądzisz, że jestem aż tak beznadziejna?
— Przecież od trzech minut nie odezwałem się ani słowem... — biały lew westchnął ciężko. — Dobry strażnik przede wszystkim powinien znać swoje możliwości... Nie powinien nie dostrzegać swoich zalet, ale przede wszystkim nie powinien przeceniać swoich umiejętności... Skoro poprzednio szło ci tak opornie, to teraz powiedz jakie cechy wykluczają cię z bycia gwardzistą?
Shani przełknęła ślinę trochę zbita z tropu i po chwili zastanowienia niepewnie zaczęła mówić.
— Nie jestem cierpliwa?... Czasami nie jestem pewna siebie i łatwo wyprowadzić mnie z równowagi... No i oczywiście predyspozycje fizyczne.... Jestem chora i mało wytrzymała — powiedziała królewska córka, a jej ton z każdym słowem stawał się coraz bardziej ironiczny. Chciała jeszcze coś dodać, ale Anga zaczął mówić.
— To już wiesz, co będziemy robić na następnych lekcjach. Pojutrze przy Piaskach po śniadaniu, dobrze? — odparł biały lew i wstał. — Nie zapomnij o śniadaniu — dodał były król, widząc, że Shani nie chce jeszcze wracać na Cudowną Skałę.
Młoda lwica była oszołomiona tym, że to już koniec lekcji. Sądziła, że będzie to trzy godzinny wykład. Zerknęła, jak daleko jest już dziadek. Lew uśmiechnął się do wnuczki, na co ona odpowiedziała wymuszonym uśmiechem. Gdy Anga oddalił się, Shani odwróciła się w stronę wschodzącego słońca i położyła głowę na łapach. Przez dłuższy czas patrzyła w dal, rozmyślając. Nie wiedziała, czy dzisiejsza lekcja miała na celu uświadomienie jej, jak daleko jest od tego, co chce osiągnąć... czy po prostu pokazanie jej, że nigdy nie będzie w stanie stać się godną Ryku Przodków.
Shani wstała, twardo stawiając łapy na wilgotnej ziemi. Wzięła głęboki wdech i zmarszczyła brwi. Uśmiechnęła się lekko i wolnym krokiem ruszyła w stronę Cudownej Skały. 

Dopiero co skończyło się śniadanie, a resztki zwierzyny zostały uprzątnięte z jaskini. Królowa niespokojnie krążyła przy wejściu do królewskiej jaskini, co chwilę zerkając na sawannę. Kiedy na horyzoncie ujrzała swoją młodszą córkę, przystanęła i po chwili wolnym krokiem ruszyła przed Cudowną Skałę.
— Nie wróciłaś na noc... — powiedziała karcąco Valentine.
— Byłam u Sefu. Gadaliśmy i zasnęłam — odparła opryskliwie Sheria. — Uznałam, że lepiej będzie mi zjeść śniadanie z jego rodziną.
— Następnym razem powiadamiaj mnie, kiedy będziesz spać poza domem. Martwiłam się — westchnęła biała lwica, chcąc, chociaż dotknąć ramienia córki. Sheria jednak gwałtownie się odsunęła, mierząc matkę piorunującym spojrzeniem. Po chwili bez słowa odeszła w swoją stronę.Valentine miała ochotę skrzyczeć młodą, lecz natychmiast opanowała emocje, kiedy zobaczyła Askariego i Chakę idących w jej stronę. 
Lwy stanęły przed nią i spojrzały na siebie porozumiewawczo. 
— Ktoś w nocy krążył przy granicy Klanu Węża. — oznajmił lwi strażnik. — Strażnicy widzieli sylwetkę.
— Lew? — spytała królowa, domyślając się, że mógł to być szpieg. Askari pomachał głową.
— Lwica, niewielka... miała ciemne futro. Dobrze znała teren, szybko uciekła strażnikom.
— Dlaczego nas nie obudziliście? Ustaliliśmy przecież, że w takich sytuacjach macie podnosić alarm! To mógł być szpieg, a wy ją tak po prostu puściliście! — fuknęła Valentine, uderzając łapą o ziemię.
— Valentine, chodzi właśnie o to, że... to była Sheria — wtrącił się Chaka.
— Co ona miałaby robić w nocy na granicy? Skąd w ogóle taki pomysł? — oburzyła się królowa.
— Jeden ze strażników podczas pościgu widział ją bardzo blisko. Dałby sobie łapę uciąć, że była to Sheria.
— Przecież ona... nocowała u Sefu — Val, choć z początku nie przyjmowała tej informacji w ogóle, zorientowała się, że jest to wysoce prawdopodobne. 
— Wasza wysokość ma pewność? — spytał Askari, pozbawiając królową wszelkich argumentów. Valentine milczała dłuższą chwilę.
— Matka Sefu... Jeśli Sheria spędziła u niego całą noc, z pewnością o tym wiedziała — odparła lwica, kierując się w stronę jaskini rodziny Sefu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
Wiem, rozdział jest baardzo długi, no ale chciałam coś w końcu opublikować. Nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć... Pamiętacie o projekcie 62? Startuje właśnie dzisiaj! 


Pytanka:
1.Czy na granicy faktycznie była Sheria?
2.W jakim celu miałaby się tam wybrać?

Pozdrawiam <3

PS.Niedługo pojawi się pewna ankieta dotycząca piosenki, więc obserwujcie lewą kolumnę ^^
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony