piątek, 25 stycznia 2019

#85.Skrywane uczucie

Laari obudziła się z ogromnym kacem moralnym. Urywki z minionej nocy krążyły w jej głowie jak zapętlony film. Lwica otworzyła oczy i rozejrzała się po jaskini, w której sypiała zazwyczaj, kiedy nocami włóczyła się po królestwie i potem nie chciała nikogo budzić. Do jej boku przytulony był Furaha. Młody lew smacznie spał z uśmiechem na pysku. Laari wzdrygnęła się, uświadamiając sobie, że to zdarzyło się na prawdę, że umysł nie splatał jej figla. Miała wyrzuty sumienia. Wiedziała, że to nie powinno się zdarzyć. Nie powinna poddać się emocją. Jednak na wspomnienie o minionej nocy na jej pysk wdzierał się delikatny uśmiech. Lwica ostrożnie wymknęła się z objęć księcia i po cichu opuściła jaskinię, zostawiając śpiącego lwa samego.

Cudowna Ziemia powoli zaczynała budzić się do życia. Lwice wyruszyły na poranne polowanie, a większość stada była już na łapach, w tym księżniczka Shani. Lwica nie czuła się najlepiej, nie spała prawie całą noc.
— Hej Mała! Jak nastroje przed mistrzostwami? — zagadnął Sawa, na powitanie popychając księżniczkę bokiem.
— Cześć... — odpowiedziała Shani, myślami będąc gdzieś daleko. — Chwila... Jakimi mistrzostwami?! — krzyknęła spanikowana, kiedy dotarły do niej słowa Sawy.
— Nie mów, że zapomniałaś... Pojutrze są mistrzostwa, a Cudowna Ziemia jest gospodarzem. Nie muszę ci chyba przypominać, że jesteśmy reprezentacją młodzieży? — oznajmił lew, a widząc przerażoną minę Shani, zaczął chichotać.
— Myślałam, że to za tydzień... Na Muhimu zabij mnie! — jęknęła księżniczka, ze złości zaciskając łapy.
— Wyluzuj, to nie koniec świata... Wiesz, znam fajną miejscówkę w dżungli. Takie małe jeziorko z ciepłą wodą. Nikt tam nie chodzi, więc chciałabyś się tam się jutro wybrać i odprężyć przed zawodami? — zaproponował Sawa.
— Jutro idę na ślub ciotki Hofu i Kesho. Przepraszam Sawa, może innym razem...
— Cóż... nie ty to inna lwica — zadrwił lew, a w odpowiedzi dostał mocnego kuksańca w ramię. — Ała!... Zazdrosna jesteś? 
— Chciałbyś — odparła księżniczka, próbując powstrzymać się od śmiechu. — Sawa jesteśmy przyjaciółmi, tak? — spytała nagle, poważniejąc.
— Po tym, jak tak po prostu powiedziałaś mi o ryku, masz jeszcze jakieś obiekcje? — zaśmiał się lew, spoglądając z politowaniem na Shani i wciąż masując obolałe miejsce — No Mała gadaj, co tam przeskrobałaś!
— Chciałam się tylko spytać, czy ty i Lia... czy między wami coś... ekhem... jest? — spytała zakłopotana księżniczka.
— A co Mała? Zazdrosna jesteś? — zadrwił lew, zbliżając pysk do pyska Shani. Kochał ją denerwować. Lwica przewróciła oczami i powaliła Sawę.
— Pchasz się w bandaże, stary — warknęła księżniczka, przypierając lwa do ziemi. Zgrywała się, choć uśmieszek nieschodzący z pyska Sawy zaczynał ją irytować.
— Hejka... Ja chyba nie w porę — Lia widząc wygłupy przyjaciółki i swojego obiektu westchnień, zaczęła się wycofywać.
Shani i Sawa natychmiast wstali i zaczęli się ogarniać. Spoglądali na siebie ukradkiem, posyłając sobie głupie uśmiechy.
— To ja już pójdę — zakomunikowała Shani. — Zaproś ją do tej swojej dżungli — szepnęła Sawie do ucha i odeszła, podśmiewając się pod nosem.
Sawa został z Lią sam na sam. Uśmiechnął się nerwowo do szarej lwicy. Czuł się, jakby właśnie ją zdradził... a nawet nie byli razem.

Następny dzień miał upłynąć pod znakiem ślubu. Shani starała się myśleć pozytywnie, ale czuła, że postępuje wbrew sobie. Ceremonia dłużyła się niemiłosiernie. Prowadził ją Kweli. Stary mandryl w takich sytuacjach robił się strasznie roztropny. Z upływem każdej minuty Shani czuła się coraz bardziej niezręcznie. Spojrzała ukradkiem na siedzącą po drugiej stronie Kirę i Hofu. Czarna lwica była wpatrzona w parę młodą, widać było, że bardzo przeżywa całą uroczystość. Shani wiedziała, że nie na miejscu byłoby teraz opuścić towarzystwo. Ku jej uciesze ślub dobiegła końca. Wszyscy zaczęli składać gratulacje parze młodej. Kesho przylepił się do boku Shani i z uśmiechem na pysku zaczął zmierzać w kierunku cioci z mężem.
— Gratulujemy i życzymy wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia — powiedział, uśmiechając się. — Nie przedstawiłem wam jeszcze mojej towarzyszki, księżniczka Shani.
— We własnej osobie — lwica zaśmiała się nerwowo, próbując rozładować atmosferę. Kesho zaczął się wycofywać pociągając za sobą Shani. Do młodych dopadli pozostali członkowie rodziny.
Nadszedł czas na wesele. Oczywiście jak w tradycji rozpoczął je taniec pary młodej. Zgromadzeni powoli wstępowali na parkiet. Kesho zaczął ciągnąc za sobą Shani. Księżniczka dłuższą chwilę opierała się, ale odpuściła, bo wiedziała, że nie wykręci się z tego. Po chwili jakaś lwica wyrwała Kesho z jej objęć, krzycząc Odbijany. Księżniczka z nieukrywaną radością odeszła na bok i zaczęła obserwować całe towarzystwo.
Minęło już sporo czasu odkąd Shani odłączyła się od Kesho. Lwica krążyła wzdłuż parkietu, nerwowo wyglądając za towarzyszem. Miała nadzieje, że już nikt nie poprosi jej do tańca i nie będzie musiała po raz kolejny wymyślać wymówki. Była już wykończona nieustającą muzyką i hałasem, powodowanym przez gości. Ostatni raz prześwietliła wzrokiem tłum i opuściła wesele. Udała się do pobliskiego wodopoju. Z głośnym westchnięciem usiadła przy brzegu i zaczęła pić wodę. Wiedziała, że za chwilę będzie musiała znowu tam wrócić.
— Dobry wieczór, Mała — odezwał się siedzący po drugiej stronie jeziora Sawa. — Czy przypadkiem nie powinnaś być na weselu ciotki Kesho i Hofu?
— Zaraz tam wracam. Mu-musiałam tro-tro-trochę odsapnąć — odparła Shani, jąkając się przez paraliżujący wzrok Sawy idącego w jej kierunku. 
— Shani... — zaczął niepewnie, siadając przy lwicy. — Może cię odprowadzić? — wymyślił na szybko, tym samym tchórząc.
— Nie dzięki... Będę się już zbierać — odparła lekko spięta lwica i wstała.
Sawa patrzył tęskno na odchodzącą Shani. Chciał być z nią szczery, ale nie potrafił. Te słowa nie przechodziły przez jego gardło. Gdy była u jego boku, jego mózg nagle się blokował. Miał tego dosyć, ale podświadomie czuł, że nie ma sensu się starać, a lwica traktuje go tylko jak przyjaciela.
Do Sawy podszedł Hakimu. Jasny lew od razu wyczuł całą sytuację. Pomachał głową z politowaniem i westchnął głęboko.
— Daj sobie z nią spokój — poradził. Brązowy lew cały czas nie odrywał wzroku od oddalającej się księżniczki. — Nawet ja próbowałem... Ta dziewczyna sama nie wie, czego chce.
Sawa spojrzał na Hakima, marszcząc brwi w niedowierzaniu.
— Nie umiem powiedzieć jej tego wprost... Za każdym razem czuje, że potraktuje mnie jak kolejnego debila, który próbuje ją zdobyć. Myślałem, że to zmierza w dobrym kierunku, tymczasem ona wybrała się z Kesho na ten ślub... Jeszcze nie dawno się do siebie nie odzywali... — odparł Sawa, z powrotem kierując wzrok na już prawie niewidoczną księżniczkę.
— Nie wierzę, ty tak serio... To leć za nią, jeśli myślisz, że to ma sens, inaczej Kesho weźmie ją w obroty! — Hakimu próbował obudzić w przyjacielu jakąkolwiek wolę walki.
Sawa spojrzał na Hakima z bezradnością i zniknął w ciemnościach. Nie miał jednak zamiaru dezerterować. 

Nadszedł dzień mistrzostw. Cudowna Ziemia była ożywiona bardziej niż dotychczas. Wszyscy zaczęli się zbierać wokół stadionu. Większość drużyn przybyła wczoraj wieczorem, więc mistrzostwa miały się rozpocząć dopiero po południu. Osiem drużyn stało na środku stadionu. Zawody miał jak w zwyczaju rozpocząć mecz gospodarzy i losowej drużyny, w tym przypadku Klanu Kiburiego.
Obie drużyny stanęły na swoich miejscach. Na pysku Shani mimowolnie pojawił się uśmiech, kiedy dostrzegła, że w drużynie przeciwników także jest lwica. Księżniczka uśmiechnęła się do niej, co ciemna nastolatka odwzajemniła. Rozpoczął się mecz. Royal Teamowi nie zależało już na wygranej jak podczas ich pierwszych mistrzostw. Kiedyś sport był dla nich wręcz sensem życia, teraz traktowali to bardziej jak odskocznię od realnych problemów.
Sawa odebrał piłkę rywalom i jak zawsze posłał ją do Shani. Księżniczka przejęła owoc i zaczęła pędzić w stronę bramki rywali.
— Nie bierz tego do siebie, ale my po prostu zawsze wygrywamy — zaśmiała się Shani, omijając lwicę z przeciwnej drużyny i posyłając piłkę do bramki. Czuła się jak za starych dobry czasów. 
Zgromadzeni zaczęli wiwatować i gwizdać. Reszta meczu obyła się bez żadnej bramki, tym samym gwarantując cudownoziemskiej drużynie przepustkę do następnego etapu. Dzisiaj już nie rozgrywali żadnego meczu i mogli ze spokojem obserwować następne trzy mecze, które miały wyłonić ich przeciwników.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
Tak, ten rozdział wyjątkowo nie wyszedł i tak zrobiłam z Sawy jakiegoś mięczaka. Szczere mówiąc czuję, że się uwsteczniam. W szkole nauczycielka ma za przeproszeniem w dupie prace pisemne (chcę  z powrotem panią Magdę, która może i dręczyła mnie psychicznie i miała za duże ambicje względem mnie, ale zadawała dużo wypracowań, dzięki czemu to moje pisanie było coraz płynniejsze) i bywają tygodnie, że nie pisze nic wymagającego jakiejś mojej inwencji i potem godzinę siedzę przed pustą stroną.

Pytania:
1.Czy Laari w końcu wróci do Furahy?
2.Czy związek Sawy i Shani ma szansę bytu?
3.Jak obstawiacie, kto wygra mistrzostwa?

Pozdrawiam!

PS.Kolejne życie na krawędzi. Nie czytałam rozdziału przed publikacją. 
PS2.Ferie mi się kończą, ale postaram się dodać nowy rozdział do poniedziałku.

poniedziałek, 21 stycznia 2019

#84.Nauczmy się kochać jeszcze raz

Shani uśmiechnęła się lekko do Angi i odwróciła głowę. Nadal była nieco skołowana i zażenowana nieudanymi próbami wymuszenia ryku. Po kilku minutach zebrała się w sobie i podniosła wzrok. Spojrzała na zamyślonego dziadka.
— Dlaczego Ryk przychodzi, kiedy zupełnie o nim nie myślę, a kiedy się skupiam, zupełnie nic nie czuję? — spytała, wlepiając w niego smutne spojrzenie.
— Na razie używałaś ryku, na żywych istotach i żeby kogoś uratować. Nie jest to duży wysiłek, ponieważ w takich sytuacjach działa się instynktownie. Czasem ciężej jest powstrzymać Ryk i przeanalizować sytuację. Dlatego musisz nauczyć się go kontrolować, nim on zacznie kontrolować cię — odparł Anga. — Wstań — polecił księżniczce i sam też wstał. Lew zeskoczył z kamienia i oddalił się trochę. Shani zrozumiała co się święci. Poczuła, jak wiotczeją jej łapy.
— Zamknij oczy — powiedział spokojnym tonem, próbując nim wpłynąć na psychikę Shani. — Wyobraź sobie, że tracić coś, co kochasz... i tylko ty możesz to ocalić.
Przed oczami Shani stanął obraz rodziców leżących w kałuży krwi, katowanych przez grupę ciemnych lwów. Obraz był tak rzeczywisty, że księżniczka przez chwilę nie rozróżniała jawy od jej własnej wyobraźni. Chciała otworzyć oczy, by pozbyć się tego widoku, ale wiedziała, że musi osiągnąć cel. Czuła pod powiekami cisnące się łzy. Z jej gardła wydobył się krótki, ale potężny ryk. Lwica od razu padła na głaz, tracąc przytomność.

Kira czuła się dzisiaj zupełnie samotna. Shani, Laari, a nawet Lia gdzieś zniknęły. Czarna lwica nie znosiła samotności, ale nie miała zamiaru rozmawiać z innymi nastolatkami ze stada, których delikatnie mówiąc, nie trawiła. Zresztą z wzajemnością. Postanowiła udać się nad mały wodopój. Nie był on tak oblegany, jak ten główny, więc był idealnym miejscem na drzemkę.
Lwica wzięła kilka łyków zimnej wody i położyła się na pobliskim głazie. Opuściła głowę na łapy i zamruczała cicho, zamykając oczy.
— Kira? — powiedział nieśmiało Hofu, stając przed lwicą.
— Zasłaniasz mi słońce — rzuciła pogardliwie Kira. Otworzyła oczy od niechcenia i widząc lwa, w pośpiechu wstała. — Ach Hofu, to ty... przepraszam, nie poznałam cię po głosie. Co chciałeś?
— Chciałem tylko spytać... znaczy... Moja ciocia ma... ślub pojutrze, więc... chciałem cię zaprosić, bo Kesho mówił, że kogoś zaprosi... i pomyślałem, że ja ciebie mógłbym — powiedział Hofu, a sprawiło mu to taki trud, jakby co najmniej się oświadczał.
— Chcesz mnie zaprosić na ślub swojej ciotki, tak? — Kira spytała dla pewności, bo nie wiedziała, czy dobrze wywnioskowała. Hofu z uśmiechem pokiwał głową. — No jasne, że się zgadzam! — zaśmiała się, przytulając przyjaciela.
Po chwili lwy odkleiły się od siebie. Hofu chrząknął nerwowo, rozglądając się, by nie zetknąć się ze wzrokiem lwicy. Oboje spojrzeli na siebie trochę zażenowani. Nagle na pysku Kiry pojawił się uśmiech.
— Masz ochotę się przejść? — spytała lwica. Lew nieśmiało skinął głową i odwzajemnił uśmiech.

Shani ocknęła się w jaskini medyków. Do jej uszu od razu dobiegły dźwięki kłótni. Kłótni między Angą i Matu. Lwica podniosła głowę i od razu zwróciła na siebie uwagę.
— I jak się czujesz? — spytała z przejęciem medyczka, dobiegła do księżniczki, jakby ta obudziła się z kilkumiesięcznej śpiączki.
— Dobrze... chyba. Dlaczego się kłócicie? — odparła skołowana Shani.
— Matu jest taką histeryczką, że chce donieść o twoim omdleniu twoim rodzicom i zakazać mi nauczania ciebie — westchnął Anga, ale nie był tym mocno przejęty.
— Nie zachowuje się histerycznie tylko odpowiedzialnie, w przeciwności do niektórych... — burknęła Matu.
— Hamuj się, rozmawiasz z byłym królem. Dobrze wiesz, że na początku zdarzają się omdlenia. Jej organizm musi się przystosować do takiego obciążenia... Boli cię to, że moja córka i wnuczka bardziej zaufały mi niż tobie? — odparł Anga, uderzając w czuły punkt Matu.
— Idę do Chaki i Val — ucięła medyczka. — Ona nie powinna używać Ryku!
— To jak poradzi sobie w nagłym wypadku? Cholera Matu, chyba sama wiesz, jak się kończy nieumiejętne używanie ryku! — odparł Anga, kierując się do wyjścia i gestem łapy karząc iść Shani za sobą. Wnuczka i dziadek w ciszy wyszli z jaskini i spojrzeli na siebie.
— Ani słowa rodzicom — szepnęła konspiracyjnie Shani, uśmiechając się lekko.
— Ani słowa — przytaknął Anga, odwzajemniając uśmiech. — Leć już, zmarnowałem ci pół dnia.
Shani skinęła głową i przytuliła dziadka na pożegnanie. Ruszyła w stronę Cudownej Skały. Gdy na horyzoncie ujrzała Kesho, natychmiast skręciła, udając, że go nie widzi. Lew przyspieszył i zaczął krzyczeć za księżniczką.
— Cześć Kesho, nie zauważyłam cię — Shani zaśmiała się zakłopotana.
— Pół sawanny za tobą biegnę — wysapał lew, siadając i próbując wyrównać oddech.
— Chciałeś coś czy... mogę już iść, bo wiesz... troszkę się spieszę — odparła lwica, cofając się kilka kroków.
— Chciałem cię tylko zaprosić na ślub mojej ciotki... Pójdziesz ze mną? — spytał Kesho. — Nie, to nie jest tak, jak myślisz. Po prostu palnąłem, że z kimś przyjdę, a żadna lwica nie ma czasu... — sprostował widząc dziwny wzrok Shani.
— No... no dobrze. Niech ci będzie, ale...
— Odbiorę cię spod samej Królewskiej Jaskini i odstawie przed północą pod samą Jaskinię, przez cały wieczór będę zachowywał się jak dżentelmen, nie będę nachalny — przerwał jej nagle.
Shani przekręciła oczami i uśmiechnęła się od niechcenia. Nie chciała iść na ten ślub, ale wiedziała, że Kesho tak łatwo się nie poddaje. Czuła, że to nie może skończyć się dobrze.

Był już wieczór, ściemniało się. Furaha wciąż krążył po królestwie. Był przybity wczorajszą sytuacją. Chciał odnaleźć Laari. Przeprosić ją, wyjaśnić wszystko. Lwica skutecznie unikała go cały dzień. Tak jak on włóczyła się po Cudownej Ziemi, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Brakowała jej Furahy, ale duma nie pozwalała jej wrócić. Chciała za wszelką cenę mu dopiec, żeby zrozumiał, co stracił
— Laari? — pysk księcia od razu się rozchmurzył. Złota lwica odwróciła głowę i zaczęła się wycofywać. — Nie uciekaj!
— Furaha daj mi spokój — wycedziła Laari, próbując powstrzymać łzy.
— Przepraszam cię... wiem, że nie powinienem tak postąpić. Zrozumiałem swój błąd, odbyłem karę, a teraz proszę, wróć do mnie — błagał książę, jednak lwica w ogóle nie reagowała.
— Dajmy sobie trochę czasu... Daj mi czas na podjęcie decyzji, proszę... — wyszeptała lwica, odwracając się od księcia.
— Nie rozumiem... Chcesz to wszystko skreślić przez tę głupią imprezę? — odparł lekko zbity z tropu Furaha.
— Nie przez imprezę. Ech... Czy mężczyźni zawsze muszą tak płytko rozumieć? — warknęła zirytowana Laari. — Wydaje mi się, że jestem... jestem pie***oną egoistką, a wszystko, czego się dotknę psuje, bo nie potrafię się poświęcić... nie potrafię dać nic od siebie. Nie chcę cię zranić, kiedy wszystko zajdzie za daleko...
Lwica spojrzała na Furahę oczami pełnymi żalu. Odwróciła się i zaczęła odchodzić. Zatrzymała się nagle i zaczęła cicho śpiewać. Po chwili dołączył do niej Furaha

(Słowa ułożone pod Just give me a reason. Większość pisałam sama, ale niektóre zdania są żywcem wzięte z piosenki)

Odkąd cię zobaczyłam
Wiedziałam, że tak łatwo nie wymarzę cię z pamięci
Po prostu skradłeś moje serce
Twoja beznadziejność wciąż rozbawiała mnie do łez
Twój uśmiech zatrzymywał czas
Wiem jak teraz ranię cię och och
Chcę cię pocałować, ale muszę zrozumieć och och
Że muszę walczyć o naszą miłość
O naszą miłość, o naszą miłość

Powiedz tylko słowo
Nawet nic nie znaczące słowo
Sekunda wystarczy by nas złączyć
Sekunda wystarczy by skłócić nas 
To jest zapisane w gwiazdach
To jest zakodowane w naszych kochliwych sercach
Które są już złamane
Musimy nauczyć się kochać jeszcze raz

Przepraszam, że nie rozumiem 
Tego co siedzi w twojej głowie
Myślałem, że robię dobrze (Och domyślam się)
Zapłaciłem karę, tyle godzin bez ciebie
Twój uśmiech wynagradzam mi to (Och właśnie widzę)
Kiedy jesteś obok mnie och och
Czuję jak świat przestaje istnieć och och
Kiedy wreszcie zrozumiemy, że
Nie powstrzymamy naszej miłości, naszej miłość
Och, naszej miłości, naszej miłości

Powiedz tylko słowo
Nawet nic nie znaczące słowo
Sekunda wystarczy by nas złączyć
Sekunda wystarczy by skłócić nas 
To jest zapisane w gwiazdach
To jest zakodowane w naszych kochliwych sercach
Które są już złamane
Musimy nauczyć się kochać jeszcze raz

Och nie straćmy tej szansy
Będę się starać z całych sił
Popełniamy błędy
Ale nasza miłość to przetrwa!
Dlaczego wciąż się opierasz?
Czuję, że cię zawiodę
To jest zakodowane w naszych złamanych sercach
Spróbujmy je uleczyć!

Powiedz tylko słowo
Nawet nic nie znaczące słowo
Sekunda wystarczy by nas złączyć
Sekunda wystarczy by skłócić nas 
To jest zapisane w gwiazdach
To jest zakodowane w naszych kochliwych sercach
Które są już złamane
Musimy nauczyć się kochać jeszcze raz

Powiedz tylko słowo
Nawet nic nie znaczące słowo
Sekunda wystarczy by nas złączyć
Sekunda wystarczy by skłócić nas 
To jest zapisane w gwiazdach
To jest zakodowane w naszych kochliwych sercach
Które są już złamane
Musimy nauczyć się kochać jeszcze raz

Och, musimy nauczyć się kochać jeszcze raz
Och, musimy nauczyć się kochać jeszcze raz
Och, musimy nauczyć się kochać jeszcze raz
Nie wszystko stracone och yeah...
Och, musimy nauczyć się kochać jeszcze raz...

Oboje patrzyli sobie głęboko w oczy. Lwica czuła jak przechodzą ją przyjemne ciarki. Nie mogła się oprzeć księciu. Gdy tylko przestali śpiewać ich usta złączyły się w pocałunku. Laari czuła wewnętrzne rozdarcie, ale poddała się instynktowi.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
Szczerze mówiąc czytając ten rozdział czuje niewyobrażalny cringe. Nie wiem, dlaczego mam manie siekania rozdziału na milion nie związanych ze sobą fragmentów przerywając je bez żadnego wyjaśnienia i jeszcze ta piosenka, której wersy mają taki sens, że idę sobie strzelić w łeb.
Za niedługo powinien się pojawić kolejny rozdział, który jest już prawie skończony, więc nie ma sensu się rozpisywać i zadawać pytań.
Pozdrawiam ♥

PS.Byłam proszona o cenzurowanie przekleństw, ale nie wiem, co mam robić w przypadku ,,ostrzejszych'' fragmentów, więc uznajmy, że HV jest +13. 
PS2.Życie na krawędzi, opublikowałam rozdział nie czytając go drugi raz.
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony