środa, 31 lipca 2019

#86.Długa noc

Noc. To właśnie pod jej osłoną zawsze dochodzi do haniebnych czynów. W mroku wszyscy czują się bezpiecznie. Czują, że nie zostaną zauważeni, że wszystko ujdzie im na sucho. Tak właśnie myślała Sheria, przemykając przez granicę. Tym razem wiedziała, że nie wpadnie. Patrole przy tej granicy rozpoczynały się dopiero za półtorej godziny, a z racji mistrzostw pewnie jeszcze później. Przez ten czas mogła spokojnie opuścić i wrócić do królestwa przynajmniej trzy razy. Nie wpadła na to sama. Kishindo wykrył tę lukę już dawno. To właśnie za nim teraz podążała.
Usłyszała za sobą szmer, ale zignorowała to, myśląc, że jakieś małe zwierzątko się spłoszyło i ruszyła dalej. Gdy Kishindo wyszedł z dżungli, lwica odczekała chwilę i po cichu zaczęła skradać się za nim. Nagle ktoś złapał ją od tyłu i zaczął podduszać. Sheria szamotała się i krzyczała.
— Ona jest z tobą? — krzyknął samiec trzymający lwicę.
— Sheria? — zdziwił się Kishindo, odwracając głowę. — Węszysz za mną? Chyba sobie coś jasno wyjaśniliśmy!
— Wal się! — warknęła ciemna lwica.
Lew, który trzymał Sherię nagle mocniej zacisnął łapę na jej szyi. Nastolatka zaczęła się dusić. Kishindo nie wiedział co robić. Miał świadomość tego, że jeśli coś jej się stanie, to on będzie miał największe problemy.
— Dobra zostaw ją, spadamy! — warknął lew, odpychając przyjaciela. Sheria padła na ziemię. — Bierzesz tyłek w troki i zasuwasz na Cudowną Ziemię, nikomu nie piśniesz nawet słówka, zrozumiano?
— Straże! Stać! — krzyknął Askari, wybiegając ze swoim oddziałem z ukrycia. Zaczęła się łapanka.
Nastolatkowie z Klanu Węża zostali odprowadzeni do ich władcy, a Sheria i Kishindo eskortowani na Cudowną Ziemię.

Wróćmy jeszcze do dzisiejszego wieczoru.
Shani leżała skarpie, obserwując, jak Sawa pływa. Myślała o Li, o Sawie... o wszystkim, co gryzło jej sumienie w tym momencie.
Z rozmyśleń wyrwała ją chłodna woda, którą nastolatek ją ochlapał. Wzdrygnęła się i obrzuciła lwa nienawistnym spojrzeniem.
— Jesteś taka stara, a nadal cykasz się wody? — zaśmiał się, podpływając do skarpy, na której leżała Shani. Podciągnął się na niej przednimi łapami i uśmiechnął się wrednie.
— A co? Boisz się, że jak złapie cię skurcz i zaczniesz się topić, to cię nie uratuje? — zadrwiła lwica.
Sawa tylko prychnął i odepchnął się od skarpy. Odpłynął kilka metrów i z powrotem odwrócił się pyskiem do Shani.
— No dawaj! Lwy mają to we krwi! — lew próbował zachęcić księżniczkę do skoku. — Jakby co to wyłowię twoje truchło.
— Jakiś ty miły i pocieszny — odparła Shani, śmiejąc się wymuszenie.
Po krótszym zastanowieniu uznała, że z Sawą chyba jej nic nie grozi. Chyba.
Wstała i cofnęła się parę kroków. Poczuła, jak jej serce przyspiesza, w uszach słyszała jego stłumione bicie. Wzięła głęboki wdech i ruszyła do przodu. Zatrzymała się tuż przed końcem skarpy. Przez chwilę stała, patrząc w toń.
— Jestem skończoną idiotką.
Zamknęła oczy i po paru sekundach było słychać plusk wody, a księżniczka zniknęła pod powierzchnią. Sawa zanurkował i złapał Shani za kark. Gdy tylko wypłynęli, lwica zaczęła kaszleć i szarpać się. Strach ogarnął ją całkowicie. Nie zważając, że podtapia Sawę, próbowała utrzymać się nad taflą wody. Lwiak po chwili walki złapał Shani za kark i zaczął płynąć do brzegu. Księżniczka wczepiła pazury w ziemię i zaczęła dyszeć ze zmęczenia.
— A teraz spokojnie puść się. Cały czas będę cię trzymać i nie puszczę. Obiecuję... — przyrzekł lew, kładąc łapę na barku lwicy.
Księżniczka puściła się brzegu i zaczęła postępować, tak jak kazał jej Sawa. Shani z każdą chwilą stawała się pewniejsza siebie i nawet toń wody nie wydawała jej się już taka straszna jak na początku. Po kilku okrążeniach Sawa nie mógł nadążyć za lwicą. Puścił jej bark, ale nadal płyną blisko i ją asekurował. Widząc, że Shani nabrała już pewności siebie, zatrzymał się i obserwował, jak lwica odpływa.
— No no Mała! Normalnie jak ryba w wodze! — zaśmiał się.
Shani tylko parsknęła śmiechem. Nadal nie wierzyła, że dała się na to namówić. Była już zmęczona ciągłym pływaniem w kółko. Ostatnie okrążenie i podpłynęła do brzegu. Usilnie próbowała się podciągnąć na skarpę, ale co rusz jej łapy się ześlizgiwały.
— Pomóc ci? — zapytał Sawa, próbując powstrzymać się od śmiechu. W odpowiedzi dostał suche ,,Nie''.
Shani wbiła pazury w ziemie i z całej siły się podciągnęła. Nieudolnie próbowała zaczepić się tylnymi łapami. Po chwili spadła do wody i zniknęła pod powierzchnią. Lew myślał, że żartuje, dopiero po dłuższej chwili wydało mu się to bardzo podejrzane.
— Shani! — ryknął przestraszony i zanurkował. Po chwili oboje się wynurzyli. Księżniczka zaczęła kaszleć i pluć wodą.
— Shani, spójrz na mnie. Wszystko dobrze? — Lew był bardzo zdenerwowany. Nie wybaczyłby sobie, gdyby Shani znowu przez niego ucierpiała.
— Nic mi nie jest... Jestem na prawdę pokraką — odparła księżniczka, wciąż starając się złapać oddech. Dopiero teraz zobaczyła, że jest wtulona w Sawę.
Odsunęła z jego twarzy przemoczoną grzywkę i powiodła łapą po jego policzku. Lew delikatnie się uśmiechnął.
— No może troszeczkę — zachichotał nastolatek.
Shani spojrzała Sawie głęboko w oczy. Przez jej ciało przeszedł dziwny dreszcz. Lew pogładził jej policzek łapą. Nawet nie spostrzegła, kiedy odległość między ich ciałami diametralnie się zmniejszyła.
— Płyniemy do brzegu? — szepnęła Shani, zbijając Sawę z tropu. 
Oboje ze swoją wzajemną pomocą wygramolili się na brzeg.
— Denerwujesz się przed jutrem? — spytał lew, próbując przerwać niezręczną ciszę.
— Szczerze, mówiąc nie, ale...
— Czy to nie jest Sheria? — przerwał jej nagle.
Księżniczka odwróciła głowę i ujrzała z daleka, jak strażnicy kogoś prowadzą. Przeklęła w myślach i niewiele myśląc, zaczęła biec w ich kierunku, a za nią Sawa.
— Askari co się stało? Dokąd ich prowadzisz? — Shani wpadła przed strażnika, omal go nie przewracając.
Lew zmierzył ją wzrokiem i odchrząknął poddenerwowany.
— Twoja siostra ma duże kłopoty — odparł i wyminął Shani. — Nie będę już nawet pytał, co wy dwoje robicie tu o tej godzinie, więc po prostu znikajcie.
Księżniczka odprowadziła strażników wzrokiem. Nie miała zamiaru zostawiać tak tej sprawy.

Rano Shani nadal nie dostała żadnych informacji na temat siostry. Z powodu mistrzostw sprawa została wyciszona, jak tylko się da. Wszyscy wtajemniczeni mieli udawać, że nic się nie stało, aby nie siać zamętu. Kishindo został wypuszczony i szykowano dla niego karę, ale Sheria wciąż siedziała w areszcie.
Drugi, a zarazem ostatni dzień mistrzostw rozpoczął się meczem Royal Teamu z Rajską Ziemią. Zawodnicy ustawili się na boisku i oczekiwali na rozpoczęcie rozgrywki. Shani dzisiaj nie szło za dobrze. Próbowała się skupić na grze, ale ciągle myślami gdzieś uciekała. Sawa na polu przeciwnika był zdany tylko na siebie. Cudem pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:1.
— Shani? Wszystko w porządku? — spytał Sawa.
— Jak najlepszym — warknęła księżniczka.
Mecz zakończył się zwycięstwem Royal Team, a to tylko za sprawą gola strzelonego przez Sawę w ostatnich sekundach. Teraz pozostało tylko czekać na wynik meczu między Lwią Ziemią i Doliną Farasi.
Księżniczka stawiała na Lwią Ziemię. Była to ta sama drużyna, która ograła Royalsów podczas mistrzostw lwiątek. Leo wciąż zachowywał się bardzo pewnie na boisku. Shani pomachała głową z dezaprobatą i oddaliła się z terenu stadionu. Dostrzegła Askariego zmierzającego w stronę aresztu.
— Halo! Proszę Pana! Czy już wiadomo coś w sprawie Sherii? Może mi Pan coś powiedzieć? — prosiła księżniczka.
Askari zmierzył ją wzrokiem i westchnął głęboko.
— Przykro mi, ale sam nic nie wiem. Twoja siostra nie chce współpracować. Właśnie idę na kolejne przesłuchanie — odparł Askari, wymijając lwicę. Księżniczka ani trochę mu nie wierzyła.
Shani chwilę stała, zastanawiając się. Nagle ruszyła cicho za lewem. Zaczekała, aż strażnicy odejdą od jaskini i wślizgnęła się do przedsionka aresztu. Przyległa do ściany i wsłuchała się w rozmowy. To był jedyny sposób, aby poznać szczegóły sprawy, których nikt nie chciał jej ujawnić.
— Dziewczyno, co z tobą jest nie tak?! Wyciągam do ciebie łapę, a ty raz po raz odrzucasz moją pomoc! — księżniczka rozpoznała głos starego strażnika.
— Ach, tak? Zostałam zatrzymana bezpodstawnie... Zresztą nie pierwszy raz. Starzeje się pan i zaczyna sobie wmawiać pewne rzeczy, może pora zrezygnować? — zakpiła Sheria.
— Jeszcze raz... Skoro nie poszłaś do Zakazanej Ziemi w celu tych walk, to po co? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że tylko przechodziłaś!? — odparł Askari, unosząc głos.
— Owszem — przytaknęła lwica, uśmiechając się.
— Kishindo został zwolniony tylko dlatego, że współpracował z nami...
— Zaczął sypać, gdy tylko pan podniósł głos — zaśmiała się, przypominając sobie, jak Kishin wymiękł już w drodze na Cudowną Ziemię.
— Przyznał się, że od jakiegoś czasu chodził tam tylko dla rozrywki, ale ciebie widział pierwszy raz. Odpowiedz mi tylko na pytanie, co tam robiłaś? — Askari spytał ponownie.
Sheria milczała i patrzyła na niego znudzona.
— Ehhh... Dwa dni aresztu rozwiążą ci język! Straże! — krzyknął lew, wychodząc z celi.
Shani szybko uciekła, zderzając się z dwoma strażnikami. Skręciła w stronę stadionu. Miała nadzieje, że nie spóźni się na mecz.
— Jak sytuacja na boisku? — spytała zdyszana pierwszą losową osobę z widowni.
— Lwioziemcy ich zniszczą, nie mają już żadnych szans — odparł lew, nie kryjąc satysfakcji w głosie.
Miał rację, Lwioziemcy bezdyskusyjnie pokazali wyższość nad Doliną Farasi, zdobywając dwa punkty nad rywalami, którzy nie strzelili żadnej bramki.
— Obserwowałem twoje ruchy na boisku... No no księżniczko... — zaśmiał się Leo, mierząc Shani wzrokiem.
— Wybacz, ja nie przyglądałam się, waszym meczą... Dużo straciłam? — odparła kpiąco lwica. Chciała coś jeszcze dodać, ale zagłuszył ją gwizdek sędziego sygnalizujący finałowy mecz.
— Chłopaki, pamiętacie mistrzostwa juniorów? Nie zepsujmy tego, jak wtedy! — krzyknęła nakręcona Shani.
No cóż... Drużyna starała się, jak mogła, ale... Royal team drugi raz w historii swojego istnienia otarł się o zwycięstwo, próbując pocieszyć się faktem, że drugie miejsce to też dobry wynik.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Skończone, napisane, muszę rozchodzić ten cringe.
Dzień dobry(wieczór)!
Na wstępie mówię, że mega się rozpiszę.
Ostatni rozdział był w styczniu, a ja przychodzę z takim gównem... Okey. Klasa sama w sobie XD Nie wiem, co ten rozdział sobą reprezentuje i nie chce wiedzieć. Szczerze mówiąc, nie tęskniłam za tym blogiem. I to mnie dodatkowo boli. No ale nieważne... Jestem tak zażenowana tym rozdziałem... Ehh... Ostatnio zrobiłam sobie plan wydarzeń i doszłam do wniosku, że już w żaden sposób nie potrafię kontrolować historii. Wszystko ukształtowałam tam, że jeśli nie zrealizuje swoich planów sprzed dwóch lat, nic nie będzie się trzymać kupy. W takiej sytuacji jedynym wyjściem byłoby napisanie bloga od nowa... ale tego teraz raczej nie biorę nawet pod uwagę... więc cóż, HV po prostu jest płytkie, żenujące, poplątane i dziecinne i powoli przypominające Klan. Dziękuję.
Jakieś dwa lata temu kochałam ten rozdział (fragment w stawie napisałam dwa lata temu, na początku miał być toootalnie inny, a w ostateczności najważniejszy moment przeniosłam do następnego rozdziału.) teraz szczerze mówiąc, nienawidzę.
Przepraszam, że za tak długą przerwę. Nie jestem w stanie powiedzieć kiedy, a raczej czy będzie następny rozdział. Coraz mniej czuję potrzebę pisania tu i coraz mniej czuję przywiązanie do tego bloga.

Miłego dnia/wieczoru!

PS. Przestaje ogarniać żywe blogi, więc jakbyście mogli mi podsyłać w spamowniku czy nawet tu coś, co żyje.

PS. Chcę znowu wkręcić się w tego bloga, więc jeśli moglibyście, to zagłosujcie w ankiecie w lewej kolumnie (na telefonie wystarczy zjechać na dół i włączyć wersję na komputer). Na takowym fanpage'u miałyby się pojawiać jakieś relacje z pisania, dodatkowe informacje, może jakieś memy i edity.
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony