sobota, 21 października 2017

#71.Czas świętowania

Nadszedł jeden z najważniejszych dni w roku dla cudownoziemców. Mowa tu o Święcie Muhimu. Starsze lwy na pamięć znały rozkład uroczystości, jednak w tym roku obchody święta uległy zmianą. Od rana miały odbywać się główne uroczystości, potem mini turniej piłki nożnej, a wieczorem jak to w tradycji potańcówka dla młodzieży i puszczanie lampionów.

Shani uśmiechnęła się do rodziców i rodzeństwa i niepewnie wyszła z cienia, zajmując swoje miejsce. Jej twarz oświetliło mocne światło słoneczne. Tego dnia pogoda była idealna na świętowanie.

- A co z Lwią Strażą, Matu? - spytała Valentine, korzystając z tego, jeszcze nie wszyscy cudownoziemcy zebrali się pod sceną.
- Duchy są niespokojne... ale kandydatów wciąż nie ma - medyczka spojrzała wymownie na Shani, lwiczka zgarbiła się. - Kolejne święto Muhimu bez uroczystości naznaczenia nowych gwardzistów.
Valentine skinęła głową i spojrzała na spory już tłum poddanych. Wzięła wdech i zaczęła tradycyjne przemówienie. Królowa przypomniała sobie jak jeszcze tak niedawno jako nastolatka stała tam, gdzie jej dzieci i ze znudzeniem wysłuchiwała przemowy swojego ojca, ówczesnego króla. Zakończyła przemówienie i uśmiechnęła się.
- Wesołego Muhimu! - Val spojrzała na Chakę i musnęła go nosem.
Wszyscy poddani odpowiedzieli zgodnie i po chwili zaczęli się rozchodzić, życząc sobie nawzajem wesołego święta. Niektórzy podchodzili jeszcze do pary królewskiej i składali życzenia. Furaha wykorzystując ogólne zamieszanie, cicho się wymknął Szybko odnalazł w tłumie Laari. Podbiegł do niej od tyłu i zakrył łapkami oczy.
- Furaha! - zaśmiała się lwiczka, popychając księcia.
- Dzisiaj wieczorem pod Cudowną Skałą jest impreza... więc chciałbym cię zaprosić - biały lewek uśmiechnął się przekonująco. Laari uniosła jedną brew. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo do lwiątek podeszła królowa z uśmiechem na twarzy.
- Furaha powiedział mi o... tym - zaczęła Valentine. Złota lwiczka zmierzyła księcia złowrogim spojrzeniem. Ten jedynie głupio się wyszczerzył. - Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Chciałabyś mieć rodzinę adopcyjną?
- Nie! - skrzywiła się lwiczka. - Znaczy... doceniam starania Waszej Wysokości, ale sądzę, że jest mi dobrze, jak jest teraz. Lubię być niezależna.
Królowa uśmiechnęła się i kątem oka spojrzała na parę stojącą kilka metrów dalej. Dyskretnie kiwnęła do nich głową. Lwy wyraźnie posmutniały.
- Dobrze, ale zastanów się jeszcze. Mam bardzo dobrych kandydatów na rodziców - odparła Valentine i odeszła. Laari spojrzała na Furahę i przewróciła oczami. Książę pchnął ją w bok, uśmiechając się niewinnie. Po chwili twarz jego przyjaciółki także się rozchmurzyła, a chęć mordu białego lewka natychmiast zniknęła.
- Wracając do tamtego... zgadzam się - odparła Laari, teatralnie przewracając oczyma.

Shani błądziła w tłumie, starając się znaleźć, któregoś z chłopców ze swojej drużyny. Hakimu kilka minut temu usłyszał od Furahy, że ten zaprosił Laari na wieczorną dyskotekę. Spodobał mu się ten pomysł. Jego ofiarą miała paść Shani. Księżniczka jednak nie miała najmniejszej ochoty spoufalać się z lewkiem po incydencie na Lwiej Ziemi. Jedyne co przyszło jej na myśl, to wyprzedzić Hakima i iść z kimś innym. W tłumie właśnie zobaczyła Kesho.
- Kesho! - Shani wciągnęła lwiątko do ciasnej groty. Ich nosy prawie się zetknęły. Pomarańczowy lewek mruknął z satysfakcją i uśmiechnął się. Księżniczka prychnęła i popchnęła go na ścianę za nim, ten omal się nie wywrócił. - Zapraszam cię na imprezę dziś wieczorem.
- Naprawdę? - Kesho odbił się od ściany i przyparł Shani do drugiej.
- Nie naprawdę! - warknęła beżowa lwiczka, odpychając go. - Hakimu się do mnie przyczepił. Nic innego nie przychodzi mi do głowy! To idziesz, czy nie?!
- No jasne, że tak! - odparł pomarańczowy lewek, trochę zdezorientowany. Shani uśmiechnęła się triumfalnie i wypchnęła lewka z pomieszczenia. Po chwili sama wygramoliła się z groty i jak gdyby nigdy nic stanęła obok przyjaciela. Wszyscy zgromadzeni dziwnie spojrzeli na lwiątka.
- Obgadywaliśmy strategię... gry - odparł Kesho z zakłopotaniem, pocierając się po karku. - Idziemy! - wycedził, ciągnąc za sobą wciąż szczerzącą się z zakłopotaniem Shani. Humor księżniczki szybko się zepsuł, kiedy przypomniała sobie o mini turnieju i o tym, że MUSI wylosować drużynę Sefu.

- Co ty taka spięta? - zagaił Hakimu, popychając Shani w bok. - Wicemistrzowie caluśkiej sawanny wygrają bez problemów z takimi amatorami... A tak z innej beczki... nie chciałabyś się wybrać ze mną na wieczorną imprezę?
- Nie... znaczy, ja idę z Kesho. Sorki, może innym razem... Karim! Przyszedłeś podziwiać, jak miażdżymy wszystkich? - księżniczka szybko zmieniła temat, kiedy zauważyła zbliżającego się kuzyna.
- Masz błędne dane... Ojciec odwiesił mi szlaban. Dzisiaj gram i cię wgniotę w ziemię! - zaśmiał się czarny lewek.
- O ile z nią zagrasz - odparł ozięble Fari - Nie traćmy czasu. Losujemy!
- Mogę losować pierwsza! Proszę! - wtrąciła się Shani. Lew niepewnie skinął głową i przekazał jej łupinę od kokosa, a w niej poskładane listki, które wczoraj przygotowywała księżniczka. Shani przemieszała cztery listki, starając się znaleźć ten dyskretnie oznaczony. Wyjęła listek, który jako jedyny miał malutką dziurkę i rozłożyła go.
- Zagramy z drużyną Sefu! - obwieściła Shani, spoglądając na Sherię siedzącą na trybunach. Księżniczka drżącymi łapami oddała miseczkę Aramisowi, choć było już wiadomo, że zagra z drużyną Kishindo, ponieważ do turnieju zgłosiły się tylko cztery drużyny.
- Co ona zaplanowała? Musi knuć coś więcej - szepnęła beżowa lwiczka, ustawiając się na swoim miejscu na boisku.
- Wiesz, że gadanie samemu ze sobą w osiemdziesięciu procentach może być skutkiem choroby psychicznej? - zaśmiał się Sawa, słysząc jak Shani mamrocze pod nosem.
- Nie pleć głupstw!
- Przecież to twoje słowa - odparł lewek, uśmiechając się triumfalnie. Miał zamiar jeszcze coś dodać, ale przerwał mu gwizdek. Piłkę przejął Sefu, zaczął biec na Shani, chociaż cała lewa strona boiska była pusta. Księżniczka z łatwością odebrała mu owoc i marszcząc brwi ze skupieniem, posłała go do Sawy. Brązowy lewek przebiegł kilka metrów i podał do Hakimu. Ten z kolei od razu kopnął do Shani, a ta 
z powrotem do Sawy. Wpadła bramka. Royalsi cały czas podawali do siebie. Taka taktyka okazała się skuteczna. Przeciwnicy byli wykończeni i poprosili o kilka minut przerwy.
- Na co czekasz? Skończ z nią! - warknęła Sheria. - Już dosyć się upokorzyłeś!
- Ale... sędziowie nas zdyskwalifikują - odparł cicho lewek.
- No i co z tego?! Masz to zrobić!
Zaczęła się druga połowa meczu. Czujność Shani została uśpiona. Lwiczka uznała, że Sheria po prostu chciała się zemścić za coś na Sefu i doskonale wiedziała, że przegra on z jej drużyną i ośmieszy się.
Piłka wpadła w łapy Shani. Księżniczka rozejrzała się. W jej zasięgu nie było żadnego współzawodnika, a bramka była bardzo blisko, uśmiechnęła się chytrze i zaczęła gnać w stronę bramki przeciwnika. Nagle poczuła, jak traci równowagę i runęła na ziemię. Jak się okazało podciął ją Sefu. Biały lewek zaczął kopać łapę leżącej Shani. 
- Co ty robisz!? - jęknęła księżniczka, próbując się obronić, jednak przeszywający ból łapy zupełnie ją unieszkodliwił.
- Stop! Zostaw ją! - ryknął wściekły Fari, gwiżdżąc i wbiegając na boisko. - Co ty wyprawiasz!?
- Nie... nie mogłem trafić w piłkę - wyjąkał Sefu, pochylając głowę.
- Żarty sobie stroisz?! Dyskwalifikacja! - warknął lew, pomagając wstać Shani. - Medyka! Wołajcie medyka!

Minęła godzina odkąd Shani została zabrana do jaskini szamanów. Rodzina i przyjaciele zmartwieni stali pod jaskinią, oczekując na jakiekolwiek wiadomości.
- Możecie wejść - powiedział Kweli, wychodząc z jaskini. Drużyna księżniczki wyprzedziła królewską rodzinę i pierwsza wgramoliła się do pomieszczenia. Ujrzeli Shani, leżącą na posłaniu. Na jej łapie spoczywał zimny kompres.
- Już wszystko rozumiem... cały ten plan - szepnęła do siebie.
- I jak? Wszystko dobrze? - spytał Sawa, wypchnięty przez kumpli na przód.
- Jak najlepszym wiesz! - syknęła Shani, starając się powstrzymać od płaczu z bólu. - Mocno stłuczona - dodała, podnosząc lekko kompres i ukazując spuchniętą, siną łapę. Lwiątka na samo spojrzenie syknęły. To naprawdę musiało boleć. - A jak tam z turniejem?
- Chłopacy od Sefu zostali zdyskwalifikowani, a drugi mecz wygrał Kishindo. Oni zwyciężyli - odparł Hofu, kuląc się. Kesho spojrzał na niego złowrogo.
- Nie dołuj jej - warknął.
- I tak jestem zdołowana - westchnęła lwiczka.

Kiedy księżniczka nabrała sił, a opuchlizna zeszła, wszyscy ze spokojem wrócili na obchody święta. Słońce powoli wsuwało się za horyzont, a na ciemnym niebie pojawiały się błyszczące punkciki. Był to znak, że nadeszła pora na dyskotekę. Shani przez cały czas siedziała oparta o głaz i obserwowała bawiący się tłum. Myślała, czy powinna komuś powiedzieć o tym, że Sheria napuściła na nią Sefu... Chociaż to były tylko jej domysły. Nie miała żadnych dowodów.
- Idziesz na puszczanie lampionów? - spytał nagle Kesho, wyrywając księżniczkę z rozmyśleń.
- Nie, nie przygotowałam żadnego - mruknęła Shani.
- Ja też nie! Chodź popatrzeć! - odparł pomarańczowy lewek i pociągnął Shani za stłuczoną łapę. - Sorki! - syknął, szubko puszczając łapkę towarzyszki.
Lwiczka niepewnie skinęła głową i ruszyła z Kesho w stronę pagórka, na którym wszyscy się zbierali. Oboje usiedli w wolnym miejscu i spojrzeli w górę. Na niebie skrzyło się już kilka lampionów.
- Kesho! Chodź na chwilę! - krzyknął do brata Hofu. Pomarańczowy lewek przewrócił oczami i przepraszając Shani, opuścił ją. Lwiczka westchnęła i wbiła wzrok w niebo.
- Myślałem, że będziesz z Kesho - usłyszała za plecami. Odwróciła i ujrzała Sawę z dwoma lampionami w łapkach. Jeden z nich podał księżniczce. - To podobno symbolizuje szczęście - dodał, puszczając swój lampion. Shani uśmiechnęła się i pchnęła do góry ten podarowany przez lewka. Oba lampiony zatańczyły obok siebie i zniknęły wysoko na nieboskłonie.
- To chyba dobra wróżba...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
Rozdział miał być w sobotę i jest w sobotę! Wyrobiłam się! Szach mat hejterzy! (pomińmy fakt, że miał być w zeszłą sobotę. Sobota to sobota!) O poziomie notki nie dyskutujmy, bo to się już zrobiło nudne. Następny rozdział będzie po prostu cudny, bo jest tam moja ukochana scena napisana już rok temu. Następna notka powinna się pojawić nie dłużej niż za dwa tygodnie... jak nie będzie to mnie przetrzepcie. xd

Pytania:
1.Czy odkrycie planu Sheri może zmienić coś w relacji między nią a Shani?
2.Co Shani powinna zrobić? Czy  powinna powiedzieć komuś o sytuacji z siostrą? 
Pozdro!

niedziela, 8 października 2017

#70.Mały sekret

  Rozstania są ciężkie, każdy doskonale to wie. Lia niestety musiała poznać prawdziwość tych słów na własnej skórze. Całą drogę powrotną rozmyślała o Leo, o tym, co robi, czy o niej myśli, czy też tęskni. Mimo że znała go raptem kilka dni, to zdążyła go na prawdę polubić.

  - A ty wciąż o nim myślisz? - zaśmiała się Shani, zasiadając obok zamyślonej kuzynki. Lia przewróciła oczami i spojrzała z politowaniem na księżniczkę.

- Jak będziesz starsza to zrozumiesz - westchnęła z przygnębieniem szara lwiczka.
- Przepraszam panią starszą o cztery miesiące! Za tobą to już połowa życia, co? Staruszku... - odparła teatralnie Shani.
- Dobra dosyć! - uniosła głos córka Iris. Wbiła wzrok w ziemię i zaczęła nerwowo skubać trawę. -Kiedy idziemy do jaskini Lwiej Straży!?
Shani uniosła brwi i spojrzała pytająco na kuzynkę. Lia przewróciła oczami z irytacją i westchnęła.
- Sama mówiłaś, że chcesz się pozbyć Ryku Przodków!
- Nie tak głośno! - syknęła Shani, rozglądając się. Nie na łapę by jej było, gdyby jakiś przypadkowy lew czy lwica dowiedział się o jej sekrecie.
- Tam na pewno jest jakaś wskazówka - szepnęła szara lwiczka, konspiracyjnie nachylając się nad księżniczką. - A poza tym, to może być niezła zabawa! 
- Po pierwsze to zwykła jaskinia z kilkoma malunkami, a po drugie nie chce robić nic robić bez wiedzy Matu, to jest zbyt poważna sprawa... Ej! Co tak nagle zmieniłaś zdanie? Jeszcze niedawno tak zachwalałaś ten ryk!
- Na Lwiej Ziemi prawie go na mnie nie użyłaś... Stracić panowanie nad emocjami zdarza się najlepszym. Nie chce, aby coś ci się stało - Lia położyła łapę na ramieniu przyjaciółki i spojrzała jej w oczy.
- Spokojnie, dam radę... - ucięła księżniczka, kiedy zauważyła obecność przybranej siostry. Półślepa lwiczka stała przed Shani i Lią, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Shani... - zaczęła Sheria. Wszystkie bawiące się nieopodal lwiątka zaprzestały czynności i wlepiły w nią ciekawskie spojrzenia. Młodsza księżniczka zazwyczaj włóczyła się z nikomu bliżej nieznanymi lwiątkami lub zostawała z ciotką Lisą. - Możemy pogadać na osobności? - wydukała brązowa lwiczka, czując na sobie spojrzenia rówieśników. Shani prychnęła i odwróciła głowę, lekko ją unosząc w znak dumy. Nie maiła zamiaru po raz kolejny zostać potraktowana jak śmieć.
- Shani, proszę - szepnęła Sheria łamiącym się głosem.
- Od kiedy rozmawiasz z nieudacznikami, co?! - krzyknęła Shani, podrywając się na łapy. Lia chwyciła ją za łapę w obawie, że dojdzie do rękoczynów. Sheria przestraszona wzdrygała się i cofnęła półkroku. Starsza księżniczka zacisnęła zęby i zmarszczyła gniewnie brwi. - Chodź Lia! Idziemy!
- Muszę z tobą porozmawiać... proszę - w oczach Sherii zaczęły zbierać się łzy.
Shani trochę się zmieszała, spojrzała na Lię. Córka Iris wzruszyła bezradnie ramionami. Shani przerzuciła wzrok na przybraną siostrę i skinęła głową. Lwiczki ruszyły przed siebie. Młodsza księżniczka pewnie parła przed siebie, liderka drużyny stąpała za nią i w przeciwności do siostry nie czuła pewności siebie. W pewnym momencie nawet żałowała, że dała się przekonać. Lwiczki po krótkim marszu dotarły na niewielkie wzgórze. Sheria przyspieszyła i położyła się na trawie ze skrzyżowanymi łapkami. Shani po chwili niepewnie zrobiła to samo i wbiła w siostrę pytające spojrzenie.
- Mam nadzieje, że masz powód, dla którego mnie tu przywlekłaś - wycedziła szorstko beżowa lwiczka.
- Chcę cię przeprosić - odparła cicho Sheria, patrząc w oczy siostrze. Shani szybko odwróciła wzrok i gestem łapy ponagliła towarzyszkę. - Nie byłam wtedy sobą... Sama rozumiesz. Informacja o adopcji kompletnie mnie zaskoczyła.
Shani prychnęła i bez słowa wstała. Spojrzała na Sherię wzbudzając u niej poczucie winy.
- Dlatego robiłaś te wszystkie świństwa, dlatego chciałaś nastawić wszystkich przeciw mnie, dlatego przez ten cały czas uświadamiałaś mi jakim śmieciem jestem?! - uniosła głos. Sheria zgarbiła się, a jej uszy oklapły. Lawendowe oczy ponownie się zaszkliły.
- Po co ja ci zajmuje czas... nie jestem warta twojej uwagi - młodsza księżniczka podniosła się i już chciała odejść. Shani przewróciła oczami i westchnęła.
- Na Muhimu stój! - krzyknęła za siostrą. W jej głosie dało się wyczuć nutkę obojętności lub nawet irytacji. - Już dawno powinnyśmy sobie wszystko wyjaśnić. 
- A więc? - Sheria w duchu triumfowała, ale starała się nadal sprawiać wrażenie przygnębionej.
- Ja także nie do końca grałam fair. Kiedy założyłam drużynę, kompletnie cię olałam... nie miałaś we mnie wsparcia. No i wiesz... Skoro pierwsza wyciągasz do mnie łapę... to ja też przepraszam.
Siostry jeszcze przez chwilę patrzyły na siebie w ciszy. W końcu rzuciły się sobie w ramiona. Shani mocno uścisnęła Sherię, a po jej policzkach popłynęły łzy szczęścia.
- Wiesz, jak mi tego brakowało! - zaśmiała się beżowa lwiczka, wyrywając z objęć siostry.
- Jest jeszcze jedna sprawa... Słyszałam, że organizujecie mini turniej podczas święta Muhimu. Możesz zagrać z drużyną Sefu? - spytała bez ogródek Sheria.
- Słucham?... Nie rozumiem... Niby jak mam to zrobić? Przecież losujemy sobie przeciwników- zmieszała się Shani. Dopiero co się pogodziła z siostrą, a ta już zaczyna kręcić. - Dlaczego tak ci na tym zależy?
- Nieważne. Wiem, że wykombinujesz coś, żeby wyciągnąć ten szczęśliwy los... inaczej - lawendowooka zaczęła okrążać towarzyszkę.
- Inaczej, co? - Shani zaostrzyła lekko ton.
- Jeśli zagrasz pierwszy mecz z kimś innym, jeden z twoich sekrecików może już przestać nim być.
- Szantażujesz mnie!? Dopiero co na nowo ci zaufałam! - warknęła liderka drużyny. - Poza tym nie mam pojęcia, o czym mówisz...
- Dobrze wiesz Shani... a może raczej Lwia Strażniczko - na ostanie dwa słowa, beżową lwiczkę przeszedł dreszcz.
- Skąd o tym wiesz? - ledwo wydarło się z gardła Shani.
- W Klanie Hien byłam na tyle świadoma, żeby widzieć, jak używasz go, by przepędzić hieny. Wiem również, że chcesz, aby to była tajemnica - Sheria uśmiechnęła się wrednie i uniosła brew. - Wiesz, że ja nie chce wojny, jeśli zrobisz to, co ci mówię, to będzie naszym małym sekretem... Nara siostra!
Shani zacisnęła szczęki i podniosła wzrok. Chwilę patrzyła na oddalająca się siostrę. Głośno przeklęła i kopnęła w pobliskie drzewo. Wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego Sheria wiedząc o Ryku Przodków i mając tyle możliwości do wyboru, chciała akurat gry z drużyna swojego przyjaciela. Mruknęła pod nosem i pognała tam, gdzie zostawiła Lię.
- Cześć!... Shani - krzyknęła, wesoło Laari do biegnącej księżniczki. Beżowa lwiczka w odpowiedzi jedynie mruknęła coś. - Co ją ugryzło? - spytała przyjaciółka księcia, patrząc za znikającą w oddali Shani.
- Nie mam pojęcia, ale mogę się założyć, że znowu coś z Sherią - westchnął Furaha.
- I nic z tym nie zrobisz? - złota lwczka ułożyła się na rozgrzanym kamieniu i łypnęła na księcia. Biały lewek wzruszył ramionami.
- Jeśli znam dobrze Shani to pewnie chce zostać sama - odparł Furaha, uśmiechając się lekko do Laari. Lwiczka zmarszczyła brwi.
- Wiem, o czym myślisz... Wybij sobie to z głowy! Po co ci ta informacja, co? - warknęła złota lwiczka, podrywając się na równe łapy. Spojrzała gniewnie na towarzysza i odwróciła się, w zamiarze mając odejście.
- Co ci szkodzi?! Po prostu powiedz! - Furaha w ostatniej chwili złapał Laari za łapę i przyciągną do siebie. Dostrzegł w jej oczach łzy. - Proszę...- Nie dasz mi spokoju, co? - mruknęła złota lwiczka, a na jej pyszczku pojawił się malutki uśmiech. Furaha wyszczerzył się i pokiwał głową.
- Nie wiem, co ci to da, ale okey. Usiądź, bo to będzie długawa historia... - na te słowa Furaha prędko ułożył się obok przyjaciółki w obawie, że ta się rozmyśli. - Moje stado było niewielkim, wędrownym stadem. Na jego czele stał stary lew. Zmarł krótko po moich narodzinach, nie zostawiając po sobie żadnego potomka. Zgodnie z tradycją, w takich wypadkach przywódcą zostaje prawa łapa króla, czyli mój ojciec... Tego feralnego dnia... mieliśmy po po prostu niepostrzeżenie przemknąć przez obrzeża Klanu Hien...


Złota lwiczka biegała przed stadem lwów, śmiejąc się. Wszystkie lwy z uciechą patrzyły na igraszki córki przywódcy. 
- Laarka, skarbie! Nie oddalaj się, tu jest niebezpiecznie! - przestrzegł ją złoty lew.
Malutka zaśmiała się i pognała za motylem, który przeleciał koło jej noska. Ojciec jeszcze kilka razy upominał córkę, ale ta wciąż biegała za motylem i głośno się śmiała.
- Laari! - zaniepokoił się przywódca, słysząc szmer i cichy śmiech. - Uwaga! Hieny!
Zza głazów wyskoczyło kilka hien. Przywódca chwycił Laari i oddał ją zaufanej lwicy, sam starał się odwrócić uwagę hien od uciekającego stada.

-... Po tym zdarzeniu już nigdy nie zobaczyłam ani ojca, ani nikogo ze stada. Wychowały mnie hieny... a resztę już znasz. Przeze mnie wszyscy zginęli.
- Ale... nie możesz się tak obwiniać! Byłaś przecież małym dzieckiem! - argumentował Furaha. Laari spojrzała na niego zaszklonymi oczami.
- Może tak, a może nie... co to zmieni? Oni nie żyją... - Złota lwiczka pociągnęła nosem, a po jej policzkach spłynęły łzy. - Chcę zostać sama... - odparła cicho Laari, odchodząc. - Nie idź za mną! -wrzasnęła, widząc jak Furaha zaczyna podążać za nią. Książę przestraszony nagłym uniesieniem przyjaciółki cofnął się pół kroku.
- Przepraszam - szepnęła Laari i pognała przed siebie, zanosząc się płaczem. 

  Dni mijały bardzo szybko. Był to wieczór przed świętem Muhimu. Przez minione dni nie działo się nic istotnego, nie licząc tego, że Shani i Sheria przestały się odnosić do siebie z wrogością. Nikt jednak nie zwracał na to uwagi. Wszyscy uważali, że siostry po prostu się pogodziły. Tylko jedna osoba czuła pismo nosem.
- On chyba na prawdę cię lubi! - zaśmiała się Kira, spoglądając na swojego bliźniaka i Zuburiego ciamkającego mleczakami ucho lwiątka.
- Bardzo śmieszne! Spadaj mały! - warknął Karim, odpychając malucha.
- Karim, bo zrobisz mu krzywdę! - upomniała go Lisa.
Czarny lewek przewrócił oczami i spojrzał na Furahę. Ten jedynie wzruszył ramionami. 
Książę dostrzegł Sherię, wymykającą się z jaskini. Rodzice rozmawiali, a lwiątka zajęte były sobą lub spały. Nikt nie dostrzegł nieobecności młodszej księżniczki. Furaha zmarszczył brwi i podążył tropem siostry. Wybiegł z jaskini i rozejrzał się. Zobaczył Sherię, idącą przez sawannę. Książę przemknął przez trawę i schował się za drzewem. Jego siostra usiadła na brzegu wodopoju i zaczęła się rozglądać, jakby kogoś szukała. W końcu z krzaków wyszedł biały lewek. Furu kojarzył go, wydawało mu się, że to Sefu - jedno z lwiątek, z którym Sheria się zadawała.
- Wytłumacz mi, dlaczego nie dasz mi spać? W dzień nie możemy się spotkać? - warknał Sefu.
- Musiałam pomagać w przygotowaniach i nie mogłam się urwać, ale ważniejsze jest to, że się zgodziła!
- Poważnie? Jak ty to zrobiłaś? 
- Mam swoje sposoby - zaśmiała się młodsza księżniczka. - A ty masz wykonać swoją robotę, tak?
- Tak myślałem... to na pewno dobry pomysł? - zawahał się Sefu.
- To nie myśl! Ty masz to po prostu zrobić! - warknęła Sheria. Lewek tylko przeklnął pod nosem i zaczął się oddalać. Młodsza księżniczka po chwili także zaczęła się wycofywać. Furaha starając się nie zostać zauważonym pobiegł do jaskini. Nie miał pojęcia o co chodzi, ale czuł, że coś może grozić bliskiej jemu osobie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam was kochani po tak długiej przerwie! Przepraszam jeśli rozdział jest do kitu, chaotyczny, nudny itp. Pisałam go tyyyle czasu, że to nie może być dobre. Nie wiem co jeszcze napisać.... Pytanka!
1.Czy Shani powinna pozbyć się Ryku Przodków?
2.Dlaczego Sheria chciała od Shani gry z drużyną Sefu? Co może knuć?
3.Czy Laari powinna się obwiniać i jak inni mogą zareagować na jej historię? 
Pozdrawiam!
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony