sobota, 21 października 2017

#71.Czas świętowania

Nadszedł jeden z najważniejszych dni w roku dla cudownoziemców. Mowa tu o Święcie Muhimu. Starsze lwy na pamięć znały rozkład uroczystości, jednak w tym roku obchody święta uległy zmianą. Od rana miały odbywać się główne uroczystości, potem mini turniej piłki nożnej, a wieczorem jak to w tradycji potańcówka dla młodzieży i puszczanie lampionów.

Shani uśmiechnęła się do rodziców i rodzeństwa i niepewnie wyszła z cienia, zajmując swoje miejsce. Jej twarz oświetliło mocne światło słoneczne. Tego dnia pogoda była idealna na świętowanie.

- A co z Lwią Strażą, Matu? - spytała Valentine, korzystając z tego, jeszcze nie wszyscy cudownoziemcy zebrali się pod sceną.
- Duchy są niespokojne... ale kandydatów wciąż nie ma - medyczka spojrzała wymownie na Shani, lwiczka zgarbiła się. - Kolejne święto Muhimu bez uroczystości naznaczenia nowych gwardzistów.
Valentine skinęła głową i spojrzała na spory już tłum poddanych. Wzięła wdech i zaczęła tradycyjne przemówienie. Królowa przypomniała sobie jak jeszcze tak niedawno jako nastolatka stała tam, gdzie jej dzieci i ze znudzeniem wysłuchiwała przemowy swojego ojca, ówczesnego króla. Zakończyła przemówienie i uśmiechnęła się.
- Wesołego Muhimu! - Val spojrzała na Chakę i musnęła go nosem.
Wszyscy poddani odpowiedzieli zgodnie i po chwili zaczęli się rozchodzić, życząc sobie nawzajem wesołego święta. Niektórzy podchodzili jeszcze do pary królewskiej i składali życzenia. Furaha wykorzystując ogólne zamieszanie, cicho się wymknął Szybko odnalazł w tłumie Laari. Podbiegł do niej od tyłu i zakrył łapkami oczy.
- Furaha! - zaśmiała się lwiczka, popychając księcia.
- Dzisiaj wieczorem pod Cudowną Skałą jest impreza... więc chciałbym cię zaprosić - biały lewek uśmiechnął się przekonująco. Laari uniosła jedną brew. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo do lwiątek podeszła królowa z uśmiechem na twarzy.
- Furaha powiedział mi o... tym - zaczęła Valentine. Złota lwiczka zmierzyła księcia złowrogim spojrzeniem. Ten jedynie głupio się wyszczerzył. - Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Chciałabyś mieć rodzinę adopcyjną?
- Nie! - skrzywiła się lwiczka. - Znaczy... doceniam starania Waszej Wysokości, ale sądzę, że jest mi dobrze, jak jest teraz. Lubię być niezależna.
Królowa uśmiechnęła się i kątem oka spojrzała na parę stojącą kilka metrów dalej. Dyskretnie kiwnęła do nich głową. Lwy wyraźnie posmutniały.
- Dobrze, ale zastanów się jeszcze. Mam bardzo dobrych kandydatów na rodziców - odparła Valentine i odeszła. Laari spojrzała na Furahę i przewróciła oczami. Książę pchnął ją w bok, uśmiechając się niewinnie. Po chwili twarz jego przyjaciółki także się rozchmurzyła, a chęć mordu białego lewka natychmiast zniknęła.
- Wracając do tamtego... zgadzam się - odparła Laari, teatralnie przewracając oczyma.

Shani błądziła w tłumie, starając się znaleźć, któregoś z chłopców ze swojej drużyny. Hakimu kilka minut temu usłyszał od Furahy, że ten zaprosił Laari na wieczorną dyskotekę. Spodobał mu się ten pomysł. Jego ofiarą miała paść Shani. Księżniczka jednak nie miała najmniejszej ochoty spoufalać się z lewkiem po incydencie na Lwiej Ziemi. Jedyne co przyszło jej na myśl, to wyprzedzić Hakima i iść z kimś innym. W tłumie właśnie zobaczyła Kesho.
- Kesho! - Shani wciągnęła lwiątko do ciasnej groty. Ich nosy prawie się zetknęły. Pomarańczowy lewek mruknął z satysfakcją i uśmiechnął się. Księżniczka prychnęła i popchnęła go na ścianę za nim, ten omal się nie wywrócił. - Zapraszam cię na imprezę dziś wieczorem.
- Naprawdę? - Kesho odbił się od ściany i przyparł Shani do drugiej.
- Nie naprawdę! - warknęła beżowa lwiczka, odpychając go. - Hakimu się do mnie przyczepił. Nic innego nie przychodzi mi do głowy! To idziesz, czy nie?!
- No jasne, że tak! - odparł pomarańczowy lewek, trochę zdezorientowany. Shani uśmiechnęła się triumfalnie i wypchnęła lewka z pomieszczenia. Po chwili sama wygramoliła się z groty i jak gdyby nigdy nic stanęła obok przyjaciela. Wszyscy zgromadzeni dziwnie spojrzeli na lwiątka.
- Obgadywaliśmy strategię... gry - odparł Kesho z zakłopotaniem, pocierając się po karku. - Idziemy! - wycedził, ciągnąc za sobą wciąż szczerzącą się z zakłopotaniem Shani. Humor księżniczki szybko się zepsuł, kiedy przypomniała sobie o mini turnieju i o tym, że MUSI wylosować drużynę Sefu.

- Co ty taka spięta? - zagaił Hakimu, popychając Shani w bok. - Wicemistrzowie caluśkiej sawanny wygrają bez problemów z takimi amatorami... A tak z innej beczki... nie chciałabyś się wybrać ze mną na wieczorną imprezę?
- Nie... znaczy, ja idę z Kesho. Sorki, może innym razem... Karim! Przyszedłeś podziwiać, jak miażdżymy wszystkich? - księżniczka szybko zmieniła temat, kiedy zauważyła zbliżającego się kuzyna.
- Masz błędne dane... Ojciec odwiesił mi szlaban. Dzisiaj gram i cię wgniotę w ziemię! - zaśmiał się czarny lewek.
- O ile z nią zagrasz - odparł ozięble Fari - Nie traćmy czasu. Losujemy!
- Mogę losować pierwsza! Proszę! - wtrąciła się Shani. Lew niepewnie skinął głową i przekazał jej łupinę od kokosa, a w niej poskładane listki, które wczoraj przygotowywała księżniczka. Shani przemieszała cztery listki, starając się znaleźć ten dyskretnie oznaczony. Wyjęła listek, który jako jedyny miał malutką dziurkę i rozłożyła go.
- Zagramy z drużyną Sefu! - obwieściła Shani, spoglądając na Sherię siedzącą na trybunach. Księżniczka drżącymi łapami oddała miseczkę Aramisowi, choć było już wiadomo, że zagra z drużyną Kishindo, ponieważ do turnieju zgłosiły się tylko cztery drużyny.
- Co ona zaplanowała? Musi knuć coś więcej - szepnęła beżowa lwiczka, ustawiając się na swoim miejscu na boisku.
- Wiesz, że gadanie samemu ze sobą w osiemdziesięciu procentach może być skutkiem choroby psychicznej? - zaśmiał się Sawa, słysząc jak Shani mamrocze pod nosem.
- Nie pleć głupstw!
- Przecież to twoje słowa - odparł lewek, uśmiechając się triumfalnie. Miał zamiar jeszcze coś dodać, ale przerwał mu gwizdek. Piłkę przejął Sefu, zaczął biec na Shani, chociaż cała lewa strona boiska była pusta. Księżniczka z łatwością odebrała mu owoc i marszcząc brwi ze skupieniem, posłała go do Sawy. Brązowy lewek przebiegł kilka metrów i podał do Hakimu. Ten z kolei od razu kopnął do Shani, a ta 
z powrotem do Sawy. Wpadła bramka. Royalsi cały czas podawali do siebie. Taka taktyka okazała się skuteczna. Przeciwnicy byli wykończeni i poprosili o kilka minut przerwy.
- Na co czekasz? Skończ z nią! - warknęła Sheria. - Już dosyć się upokorzyłeś!
- Ale... sędziowie nas zdyskwalifikują - odparł cicho lewek.
- No i co z tego?! Masz to zrobić!
Zaczęła się druga połowa meczu. Czujność Shani została uśpiona. Lwiczka uznała, że Sheria po prostu chciała się zemścić za coś na Sefu i doskonale wiedziała, że przegra on z jej drużyną i ośmieszy się.
Piłka wpadła w łapy Shani. Księżniczka rozejrzała się. W jej zasięgu nie było żadnego współzawodnika, a bramka była bardzo blisko, uśmiechnęła się chytrze i zaczęła gnać w stronę bramki przeciwnika. Nagle poczuła, jak traci równowagę i runęła na ziemię. Jak się okazało podciął ją Sefu. Biały lewek zaczął kopać łapę leżącej Shani. 
- Co ty robisz!? - jęknęła księżniczka, próbując się obronić, jednak przeszywający ból łapy zupełnie ją unieszkodliwił.
- Stop! Zostaw ją! - ryknął wściekły Fari, gwiżdżąc i wbiegając na boisko. - Co ty wyprawiasz!?
- Nie... nie mogłem trafić w piłkę - wyjąkał Sefu, pochylając głowę.
- Żarty sobie stroisz?! Dyskwalifikacja! - warknął lew, pomagając wstać Shani. - Medyka! Wołajcie medyka!

Minęła godzina odkąd Shani została zabrana do jaskini szamanów. Rodzina i przyjaciele zmartwieni stali pod jaskinią, oczekując na jakiekolwiek wiadomości.
- Możecie wejść - powiedział Kweli, wychodząc z jaskini. Drużyna księżniczki wyprzedziła królewską rodzinę i pierwsza wgramoliła się do pomieszczenia. Ujrzeli Shani, leżącą na posłaniu. Na jej łapie spoczywał zimny kompres.
- Już wszystko rozumiem... cały ten plan - szepnęła do siebie.
- I jak? Wszystko dobrze? - spytał Sawa, wypchnięty przez kumpli na przód.
- Jak najlepszym wiesz! - syknęła Shani, starając się powstrzymać od płaczu z bólu. - Mocno stłuczona - dodała, podnosząc lekko kompres i ukazując spuchniętą, siną łapę. Lwiątka na samo spojrzenie syknęły. To naprawdę musiało boleć. - A jak tam z turniejem?
- Chłopacy od Sefu zostali zdyskwalifikowani, a drugi mecz wygrał Kishindo. Oni zwyciężyli - odparł Hofu, kuląc się. Kesho spojrzał na niego złowrogo.
- Nie dołuj jej - warknął.
- I tak jestem zdołowana - westchnęła lwiczka.

Kiedy księżniczka nabrała sił, a opuchlizna zeszła, wszyscy ze spokojem wrócili na obchody święta. Słońce powoli wsuwało się za horyzont, a na ciemnym niebie pojawiały się błyszczące punkciki. Był to znak, że nadeszła pora na dyskotekę. Shani przez cały czas siedziała oparta o głaz i obserwowała bawiący się tłum. Myślała, czy powinna komuś powiedzieć o tym, że Sheria napuściła na nią Sefu... Chociaż to były tylko jej domysły. Nie miała żadnych dowodów.
- Idziesz na puszczanie lampionów? - spytał nagle Kesho, wyrywając księżniczkę z rozmyśleń.
- Nie, nie przygotowałam żadnego - mruknęła Shani.
- Ja też nie! Chodź popatrzeć! - odparł pomarańczowy lewek i pociągnął Shani za stłuczoną łapę. - Sorki! - syknął, szubko puszczając łapkę towarzyszki.
Lwiczka niepewnie skinęła głową i ruszyła z Kesho w stronę pagórka, na którym wszyscy się zbierali. Oboje usiedli w wolnym miejscu i spojrzeli w górę. Na niebie skrzyło się już kilka lampionów.
- Kesho! Chodź na chwilę! - krzyknął do brata Hofu. Pomarańczowy lewek przewrócił oczami i przepraszając Shani, opuścił ją. Lwiczka westchnęła i wbiła wzrok w niebo.
- Myślałem, że będziesz z Kesho - usłyszała za plecami. Odwróciła i ujrzała Sawę z dwoma lampionami w łapkach. Jeden z nich podał księżniczce. - To podobno symbolizuje szczęście - dodał, puszczając swój lampion. Shani uśmiechnęła się i pchnęła do góry ten podarowany przez lewka. Oba lampiony zatańczyły obok siebie i zniknęły wysoko na nieboskłonie.
- To chyba dobra wróżba...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
Rozdział miał być w sobotę i jest w sobotę! Wyrobiłam się! Szach mat hejterzy! (pomińmy fakt, że miał być w zeszłą sobotę. Sobota to sobota!) O poziomie notki nie dyskutujmy, bo to się już zrobiło nudne. Następny rozdział będzie po prostu cudny, bo jest tam moja ukochana scena napisana już rok temu. Następna notka powinna się pojawić nie dłużej niż za dwa tygodnie... jak nie będzie to mnie przetrzepcie. xd

Pytania:
1.Czy odkrycie planu Sheri może zmienić coś w relacji między nią a Shani?
2.Co Shani powinna zrobić? Czy  powinna powiedzieć komuś o sytuacji z siostrą? 
Pozdro!

5 komentarzy:

  1. Nie bardzo wiem co powiedzieć na początek... Chciałabym powiedzieć, że rozdział bardzo mi się podobał (może nawet najbardziej), ale napisałaś, że o poziomie notki nie dyskutujemy. Dobra... Uznajmy, że pierwszy akapit tego komentarza nie istnieje...

    1. Myślę, że jeszcze bardziej się znienawidzą.
    2 Oczywiście, że tak!
    Pozdrawiam :)

    Ps. A tak w ogóle to znalazłam kilka błędów, do poprawienia. Napiszę je już w spamowniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. O kurcze ile tego O.o Dzięki, że napisałaś, zaraz wszystko poprawię! Tak to jest jak się chwilę przed publikacją nie czyta rozdziału xd

      Usuń
  2. Kolejny świerzy rozdziałek z pieca! mi się podoba! Myślę,że Sheria chciała po prostu sprawić,by Shani już nigdy nie zagrała w piłkę (no baa!)Koniec był dla mnie najpiękniejszy! SawaxShani <3 Brakowało mi tu jeszcze tylko mojej parki forever!
    Pozdrawiam i czekam na next c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam to zakończenie! :D
    Ciekawi mnie tylko, z czego są te lampiony i jak wyglądają...
    1. Na bank.
    2. No jasne. I to jak najszybciej!
    Narka!

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony