sobota, 24 czerwca 2017

#66.Którym szlakiem kroczyć chcesz?

Grupa poszukująca Shani dzielnie brnęła przez błoto pod przewodnictwem pary królewskiej. Deszcz z każdą chwilą zdawał się padać coraz mocniej. Powoli się ściemniało, co dodatkowo utrudniało zobaczenie czegoś nie bliższego oku niż 3 metry.
- Shani! - ryknęła niezliczony już raz Valentine. Zatrzymała się na chwilę, by otrzeć łzy i z powrotem ruszyła przed siebie. Z trudem powłóczyła nogami, a zmęczenie było widoczne na jej twarzy.
- Kochanie, może wrócisz na Cudowną Skałę? - spytał z troską Chaka, podnosząc pochyloną głowę królowej.
- Nie zostawię swojej córki! - wymamrotała Val. Jej oczy były przygaszone, a ona sama wydawała się nieobecna. Tak jakby nie wiedziała, co robi i gdzie się znajduje. Po prostu bezmyślnie brnęła przed siebie.
- Chaka! Valentine! - dudnienie deszczu zagłuszył donośny krzyk Kly'a. Majordomusa Cudownej Ziemi. Stary ptak usiadł na ramieniu króla. Jego pióra były nastraszone, widać porywisty wiatr towarzyszący ulewie nie był dla niego łaskawy.
- Jakaś lwica z Rajskiej Ziemi widziała małą lwiczkę przy granicy! - wyskrzeczał ptak.
- Prowadź! - rzucił król.
Kly wzbił się w powietrze. Po chwili wahania obrał właściwy kierunek. Cudownoziecy rzucili się do biegu.

Każdy krok był większym wyzwaniem. Każdy oddech wywoływał kłucie w klatce piersiowej. Każda próba przyspieszenia kończyła się upadkiem. Czerń przed oczami stawała się coraz większa. W uszach brzmiało ogłuszające dudnienie. Dźwięki otoczenia zdawały się stłumione. Shani czuła, że traci kontakt z rzeczywistością. Po chwili zupełnie straciła świadomość. Potrząsnęła łebkiem, by pozbyć się dziwnego uczucia. Nie pomogło to jednak. Wiatr smagał jej brudną sierść, a chłodne podmuchy uderzające w jej pyszczek utrzymywały ją w przytomności. W końcu poddała się i padła na ziemię. Usłyszała kroki. Łypnęła na zbliżającą się lwicę, już nawet nie miała siły podnieść powiek. Zemdlała.

Kilka godzin później...
- To księżniczka Cudownej Ziemi, czy ty to rozumiesz? - męski głos, wyraźnie brzmiał, jakby kogoś karcił. - Kala! Jeśli mnie wpakujesz w tarapaty to cię normalnie...
Shani otworzyła oczy i natychmiast je zamknęła. Zesztywniała ze strachu. Nie wiedziała, gdzie jest i co ważniejsze... z kim. Ponownie otworzyła ślepia. Przed nią siedział beżowy nastolatek, a raczej już młody dorosły. Wyglądał na znudzonego, podniósł wzrok i wtedy...
- Tato! Ona się już obudziła! - krzyknął, jak najciszej mógł. - Ty jesteś Shani, tak?
Lwiczka niepewnie kiwnęła głową. Zamrugała kilka razy, by pozbyć się narastającej ciemności przed oczami. Niepewnie postawiła łapki na zimnej posadce i dźwignęła się na nich. Jej łapy dygotały pod ciężarem ciała i po chwili całkowicie odmówiły posłuszeństwa. Mała runęła na ziemię. Zauważyła rany na swojej szyi, łapkach, czy pyszczku. Poczuła również, że ma rozciętą wargę, która bardzo spuchnęła. Nie czuła się zbyt dobrze. Kręciło jej się w głowie i było strasznie duszno.
- Nic ci nie jest... znaczy chyba - uśmiechnął się beżowy nastolatek. - Lekarzem nie jestem.
- Synu! - do jaskini wmaszerował beżowy lew o ognistej grzywie. Za nim dziarsko kroczyła kremowa lwica z grzywką i niebieskimi oczami. - Mówiła coś? - spytał nastolatka. Młody pomachał głową na nie.
- Witaj. Jestem królem Rajskiej Ziemi... Kala znalazła cię nieprzytomną. Twoi rodzice są już wezwani, będą za jakiś czas - wyjaśnił król. - Synu, zajmij się nią - polecił lew i wyszedł z jaskini. -Kala! Ty zostań razem z nimi, bo znowu mi jakieś truchło przyprowadzisz!
Lwica z grzywką westchnęła i usadowiła się obok księcia. Shani wlepiła w nią turkusowe ślepia. Ta lwica uratowała jej życie.
- On serio za tobą nie przepada - rzucił jasny.
- No wow! Miujiza, ty to jesteś bystrzak! Malka jest jego ulubienicą, a ja... no cóż. Mam gdzieś opinię jakiegoś starego...
- Mówisz o moim ojcu! - przerwał jej. - Wybacz, że musisz nas słuchać - zwrócił się do księżniczki, która od razu wbiła wzrok w ziemię.
- Mała, ty jesteś córką Valentine, co nie? - spytała niebieskooka. Shani kiwnęła głową.
- Dziękuje pani - wydukała cicho.
- Nie ma za co, moim obowiązkiem jest chronić wszystkich przebywających na Rajskiej Ziemi - Kala uśmiechnęła się szeroko. - Podobno twoja mama była na naszej ziemi jak jeszcze mnie nie było na świecie. Moja siostra Malka miała okazję z nią polować. Do tej pory się tym chwali...
- Kal, nie zadręczaj jej historiami sprzed życia Muhimu! - zaśmiał się Miujiza. - A tak w ogóle to, jak tu się znalazłaś? Rodzice dali ci wciry?
- Nie... siostra. Sądzę, że to moja prywatna sprawa - ucięła szybko piłkarka.
- Brawo! Trzeba sobie podporządkować poddanych - zaśmiał się książę - Inaczej by nam weszli na głowę!
- Mogę wyjść? - spytała cicho. Czuła, że jeśli nie odetchnie świeżym powietrzem, to za chwilę ponownie zemdleje.
Miujiza skinął głową. Na ten gest Shani podniosła się. Na trzęsących się nogach doszła do wyjścia i... bęc! Wywróciła się, lecz Kala w porę złapała ją za kark. Bez zbędnych słów wrzuciła sobie księżniczkę na grzbiet i wybiegła z jaskini.
- Trzymaj się Mała!... Miu? Na co czekasz?! - krzyknęła z radością i przyspieszyła. Chłodny wietrzyk gładził futro lwiczki i pomagał jej dojść do siebie. Po chwili duszności zupełnie minęły.
- Mama! Tata! To oni! - księżniczka dojrzała na horyzoncie grupkę białych lwów.
- Trzymaj się! Kierunek władcy Cudownej Ziemi! Miujiza doczłapiesz się do nas w tym roku? - Kala ruszyła w stronę pary królewskiej. Zatrzymała się tuż przed nimi z uśmiechem na pysku.
- Witam? - mruknęła zdezorientowana Valentine.
- Dzień dobry, oddaję córkę w nienaruszonym stanie - na te słowa Shani zeskoczyła jej z grzbietu i chwiejnym krokiem doszła do rodziców. Oni zaczęli ją całować i przytulać.
- Skarbie nie rób tak więcej! - szepnęła jej do ucha królowa, nadal tuląc.
- Przepraszam, ja...
- Pogadamy w domu - ucięła Val.
- Jak masz na imię? - król zwrócił się do lwicy, która aktualnie zajęta była układaniem grzywki.
- Kala - wydukała i zaprzestała zajęcia, widząc piorunujące spojrzenie Chaki. Głośno przełknęła ślinę i oddała pokłon władcą, na co oni skinęli głowami.
- Dziękujemy Kalo, za zajęcie się naszą córką. To my może już pójdziemy... - odparł król, w tym momencie do grupy doszedł książę Rajskiej Ziemi.
- Państwo to Valentine Muhimu i Chaka? - spytał Miujiza.
- Tak, ty to pewnie Miujiza... my musimy się już zbierać.
- Przebyliście taki szmat drogi, nie chcecie, chociaż się napić i czegoś przekąsić?
- Shani? Val? Chcecie coś? - król spojrzał na córkę i żonę.
- Może chociaż coś zjemy? - zaproponowała Valentine.

Cudownoziemcy zagościli na Rajskiej Ziemi jeszcze dwie godziny. Po sytym posiłku ruszyli w kilkugodzinną podróż. Shani nie miała nawet siły przekroczyć granicy, dlatego całą drogę przebyła na grzbiecie ojca. Król co chwilę z ciepłym uśmiechem spoglądał na śpiącą córkę. Jeszcze kilka godzin temu, przez tego małego skarba omal nie dostał zawału.
Na Cudownej Ziemi wszyscy serdecznie powitali przybyłych. Upolowano antylopy, aby mogli od razu się posilić. Para królewska zaniosła śpiącą Shani do medyczki i postanowiła poważnie porozmawiać z drugą córką.
- Sheria! - głos króla odbił się echem po pustej jaskini. Nie był on jednak ostry, tylko niepewny i jakby przesiąknięty niepokojem.  - Możesz nam wytłumaczyć... dlaczego Shani uciekła?
- To jej spytajcie - mruknęła młoda, przewracając się oczami
- Wiemy wszystko o tych plotkach - oznajmił Chaka, zbliżając się do córki.
- No to, co głupio pytacie, hm? - warknęła Sheria, podrywając się nagle.
- Nie tym tonem! - ucięła Valentine.
- A właśnie, że tym! Shani jest zawsze ważniejsza! Ona zawsze wszystko może! A ja? - do oczu lwiczki zaczęły napływać łzy. - Nigdy mnie nie kochaliście!
- Zapewniliśmy ci dach nad głową, miłość, bycie księżniczką... wszystko, czego zapragnęłaby zwykła lwiczka - westchnęła królowa, patrząc smutno w oczy przybranej córki.
- No tak! Bo kto nie marzy, by być jakąś tam królewną! - fuknęła brązowa.
- Możemy choć raz porozmawiać normalnie? Bez krzyków - poprosiła Val, kontrolnie spoglądając na męża.
- No przecież rozmawiamy spokojnie! Przecież nic się nie stało! Jestem tylko adoptowana... co to w ogóle zmienia?...
- Sheria!
- No tak! Wszystko! Nie jestem waszą córką, nie jestem siostrą tej ofiary i nie jestem tą cholerną księżniczką! - wrzasnęła lwiczka. - I nie chce już dłużej tego wypierać! - dodała i wybiegła z jaskini z płaczem.
- Ja pójdę - westchnęła Val i zaczęła podążać w ślad za córką.
- Poczekaj! Niech ochłonie.
- Za długo czekałam. Właśnie przez to czekanie omal nie straciliśmy naszych córek.

Shani spała jak zabita w jaskini medyczki. Była wykończona ucieczką i najchętniej spałaby tak całe życie. Poczuła kropelki na nosie. Otworzyła oczy i mruknęła coś pod nosem. Jej oczom ukazała się Matu, trzymająca w łapach jakąś miseczkę... z której właśnie kapała ta wkurzająca woda!
- Możesz przestać! - fuknęła Shani podrywając się na łapy. - Co ja tu robię? - spytała, orientując się, że jest w Jaskini Medyków.
- Podobno podejrzanie słabo oddychałaś, rodzice przynieśli cię tu na wszelki wypadek. - wyjaśniła złota. - Ale jesteś tylko trochę przemęczona i odwodniona. Więc pij i jedz!
- Aha...
Shani spojrzała na nią z dezorientacją. Właściwie... dawno nie rozmawiała z Matu, a bardzo chciała jej coś powiedzieć... znaczy nie tyle co chciała, ale rozważała taką możliwość.
- Umiesz dochować tajemnicy? - spytała nagle lwiczka.
- Zależy w jakiej sprawie. - złota lwica, spojrzała wymownie na liderkę drużyny.
Shani przełknęła ślinę i próbowała ułożyć słowa w głowie. Ostatecznie zdecydowała się wycofać z podkulonym ogonem.
- Już... już nieważne - pisnęła cicho i skuliła się.
- Zaczęłaś to mów! - ponagliła Matu. Gestem łapy kazała księżniczce wyprostować się.
Shani niepewnie zaczęła opowiadać o tym, co stało się w Klanie Hien. Podniosła wzrok i kiedy zobaczyła minę Matu, jeszcze bardziej się przestraszyła.
- Masz Ryk? - medyczka wybałuszyła oczy, a Shani słabo skinęła głową. 
- Proszę, nie mów nikomu! Nie chce go mieć! Straż nie jest dla mnie!
- Wiesz, że Ryk nie zniknie? Będzie częścią ciebie, do końca twoich dni. 
- Na prawdę? Nie ma sposobu, żeby się go pozbyć?
- Jest jeden, ale ryzykowny... Nie wypieraj się Ryku od razu! Nie znasz jego właściwości i działania... nie wiesz, ile dobrego może zdziałać... ale też i złego, ale dobrze, dochowam tajemnicy... Przyjdzie czas, kiedy dojrzejesz i sama wybierzesz szlak, którym będziesz chciała kroczyć... ze strażą lub bez... 
--------------------------------------------------------------------------------------------------
*patrzy na datę ostatniego rozdziału* MIESIĄC TEMU!?!?!?!? No tak jakoś wyszło, trochę mnie tu ostatnio nie było!... Przepraszam jak zawsze za jakość notki. Właściwie nie wnosi nic do fabuły, ale następna będzie takim leciutkim przełomem w historii (albo jeszcze następna... jeszcze nie wiem)

Pytania:
1.Czy Shani powinna założyć gwardię?
2.Dlaczego nie chce tego zrobić?
3.Co zrobi Sheria? (kiedy nie masz pomysłu na pytania >.<)
Pozdrawiam!

2 komentarze:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony