-Chaka-z rozmyśleń wyrwał go głos przyjaciela-Nie przejmuj się-brązowooki położył mu łapę na ramieniu
-Jak mam się nie przejmować?-zacisnął zęby i z trudem hamował łzy-Jak?...-szepnął
Asante chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wiedział, że żadne słowa nie pomogą, a głupie ''będzie dobrze'' może nawet pogorszyć sprawę. Bo przecież nie będzie dobrze...wszyscy wiedzieli w jakim stanie jest Val. Milczenie w tej chwili było najlepszym wyjściem.
-''Przecież jeszcze nic nie jest pewne, nic!''-Chaka próbował uwierzyć tym myślś
Na linii horyzontu leniwie pokazywało się słońce. Jest nadzieja? Jednak ciemne chmury i deszcz tak łatwo nie odpuszczały.
-Wasza Wysokość!-zawołała Matu
Król zerwał się i pobiegł w stronę jaskini gdzie rodziły Salti i Valentine. Przy wyjściu zwolnił kroku i powolutku przekroczył próg. Rzucił obojętne spojrzenie na Moto i Salti którzy zachwycali się już swoimi maluchami. Ciemna lwica uśmiechnęła się do niego i wskazała łbem w kąt jaskini, brązowogrzywy odwzajemnił gest i skierował się w wyznaczonym kierunku. Jego oczom ukazała się leżąca biała lwica-Valentine. Przy jej brzuchu jedno białe maleństwo piło mleko. Lwica jakby nie oddychała, do tego jej głowa leżała na ziemi, a łapy były bezwładne. Chace stanęło serce. Wszystko straciło sens...ale przecież to nie możliwe...to nie może być prawda! W jednej chwili życie runęło w gruzach...Chaka chciał już bez słowa wybiec z jaskini, by z furią wymierzyć sprawiedliwość mordercy jego żony.
-Chaka-szepnęła Valentine otwierając lekko oczy
-Jeszcze nie wybieram się na tamten świat!-zaśmiałam się, ale szybko spoważniałam
Byłam tak zmęczona, że nie miałam siły nawet podnieść głowy. Gdy tylko skończyłam mówić Chaka podbiegł do mnie i bez słowa przytulił. Właśnie zrozumiałam. On myślał, że ja nie żyje. Z trudem wstałam i ulokowałam nowo narodzonego malca w łapach. Oboje spojrzeliśmy na maleństwo z troską.
-Tylko jeden?...To chłopiec?
-Tak...ale...
Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ podszedł do nas Kweli oraz Matu. Medyczka włożyła mi w łapy kremową kuleczkę, maleństwo bardzo wolno oddychało. Spojrzałam z nadzieją na dłonie Kweliego. Wiedział o co chodzi.
-Niestety-objął mnie jedną ręką w drugiej trzymając martwe ciało lwiątka
-To przeze mnie...jestem głupia, po co ja tam polazłam...
-Spokojnie Valentine, ta dwójka żyje-próbował opanować mnie Chaka
-No właśnie...-zmieszała się Matu-Nie wiadomo czy dziewczynka przeżyje do następnego ranka, lub nawet do popołudnia...jest bardzo słaba. Przykro mi, mogę ją zabrać już teraz.-pochyliła głowę
-Nie, jeśli nawet ma umrzeć to chce by była ze mną-spojrzałam na malutką która wciąż nie otwierała oczu
-To dziewczynka? Jest jak odbicie mojego ojca, tylko on miał grzywę-zaśmiał się Chaka
-Jest niezwykła, prawda?
Salti podeszła do mnie i ułożyła się obok kładąc sobie w łapy jedno lwiatko, a Moto włożył drugie.
-Było ciężko kochana, co?-zagaiła
Wtedy do jaskini wdarła się Iris...tak to odpowiednie słowo, bo strażnicy mieli nie wpuszczać nikogo ze względu na mój ''stan''. Zaraz po niej w jaskini pojawili się rodzice i znajomi. Wszyscy nas okrążyli i zaczęli pytać o płeć lwiątek. Kremowa lwiczka wzbudziła zachwyt, ale też zdziwienie. W końcu padło najważniejsze pytanie ''Macie już imiona?''
-Val, Chaka wy pierwsi-postanowiła Salti
-Mam odpowiednie imię dla tego zgrywusa-uśmiechnęłam się patrząc jak biały gryzie ucho siostry-Furaha, oznacza zabawę.Co ty na to?
-Ślicznie. A ona jest taka niezwykła...zupełnie jak Shani, to idealnie imię dla niej!-zatriumfował
-Myślałam nad Lily, albo Laari....ale dobrze to będzie nasza mała Shani-uśmiechnęłam się do małej, która wreszcie otworzyła swoje turkusowe oczy-Teraz wy!-zwróciłam się do Salti i Moto
Zapomniałam wspomnieć, Salti i Moto zostali rodzicami bliźniaków. Maluchy były trochę ciemniejsze od matki, a ich podbrzusza były jasne. Praktycznie chłopiec i dziewczynka różnili się tylko oczami i noskami. Dziewczynka miała niebieskie oczęta i różowy nosek, a chłopczyk nosek czarny i ślepka po mamie.
-Skoro to bliźniaki myśleliśmy o takich...podobnych imionach-zaczęła ciemna
-Chłopiec oczywiście będzie Karim. Bez gadania mi tu-zaśmiał się Moto
-To skoro on ma być Karim....to dziewczynka może Kira?-zaproponowała Salti
-Kweli zaczekaj!-zerwałam się-Tego malucha też chcemy nazwać.
Medyk podszedł do nas z nieżyjącym lwiątkiem w dłoniach. W myślach miałam wiele imion...ale jedno najodpowiedniejsze.
-Niech on będzie Hasira-trąciłam małego nosem-Zgadzasz się tato?
-Tak, mój brat na pewno czuje się zaszczycony-przytuliłam się do ojca-Dziękuje-szepnął mi na ucho
-Sani-zasepleniła Lia włażąc mi w łapy
Shani przerażona schowała się za bratem i zaczęła leciutko wystawiać głowę, by zlokalizować obiekt, który przerwał jej spokój. Po chwili jednak wyszła i zaczęła się bawić z siwą. Patrzyłam z rozczuleniem na ich igraszki, ale nagle kremowa zaczęła się dusić. Matu od razu zabrała mi ją. Shani udało się uratować, przeżyła. Lecz nie będzie sprawna jak inne lwiątka. Kiedy się zdenerwuje lub za bardzo zmęczy może odstać napadu duszności...Przez tydzień, może kilka dni więcej byłam bardzo słaba. Kiedy Salti i Moto wychodzili ze swoimi maluchami na krótkie spacery, ja mogłam odprowadzić ich tylko wzrokiem. Mimo, że Chaka siedział ze mną godzinami czułam pustkę. Starałam się zapomnieć o wszystkim co się stało. Nikt nie wspominał o ataku. Może to dobrze. Sama też wolałam nie rozgrzebywać tego tematu. Dni miały, następnego dnia miała odbyć się prezentacja Furahy i Shani.
Był już wieczór. Wszyscy wracali już do domów. Leżałam czekając na męża i dzieci którzy poszli na wieczorny spacer.
-Mamo, tato. Zaopiekujecie się małymi?-skierował się moich rodziców Chaka
Dawni władcy zabrali nasze i przyjaciół potomstwo. Wszyscy weszli do jaskini w której leżałam. Poczułam dziwny dreszcz. Dziwne tajemnicze spojrzenia oblały moje ciało.
-Co do cholery?-warknęłam z frustracją, kiedy minęła już 9 minuta takiej ciszy
-Nie chcieliśmy tego poruszać ze względu na twój stan...ale musimy wiedzieć. Co się wtedy stało...w dzień ataku>
-Chcecie znać moją wersje? Ja po prostu usłyszałam krzyki, pobiegłam w tamtą stronę. Chciałam pomóc Lunarowi. Kiedy zrzucił Shetana...
-Shetana?-Moto powiedział to takim tonem jakbym kłamała
-Tak, to najpewniej on zaplanował atak...więc kiedy go zrzucił nie zauważył, że jeszcze jeden żyje...dalej możecie sobie dopowiedzieć. Myślałam, że on jeszcze żyje, że go uratuje. Dlatego miałam krew na łapach, dlatego leżałam obok-tłumaczyłam się
-To twoje zdanie przeciw wiarygodnemu światkowi!-rzucił Moto na co Salti z oburzeniem go szturchnęła
-Twierdzisz, że kłamie?
-Val, może ktoś udowodnić twoją wersje? Stał tam ktoś? Przypomnij sobie, to ważne-przerwał milczenie Chaka
-Po za tym, który mnie oskarżył...jeszcze jeden uciekł!-przypomniałam sobie
-Nie znajdziemy go, a jeśli nawet to wszystkiego się wyprze-odparła smutno Iris
-Mamy w ogóle jakiś punkt zaczepienia?
-Czyli wszyscy zapłacimy winę, za ciebie?-odezwał się Moto
-Nie przesadzaj!-warknął Asante
-Wam to obojętne...ale wiecie jak już na nas patrzą inni...przecież Salti jest ciotką Kibura, co on zrobi to odbija się na niej i na Karimie i Kirze!
-A odkąd ty się tak opinią innych przejmujesz?-rzuciła Sal
-Teraz tego tak nie widać, ale kiedy zacznie się zimna wojna
-Sugerujesz, że to moja wina? Ja nic nie zrobiłam
-Wybacz skarbie, ale jak to się mówi?...Nie jesteś wiarygodna-odparł z obojętnością
-Jak masz do mnie jakiś problem to dawaj, a nie grasz w jakieś głupie podchody!
-Jesteś za...
-Ciii!!!-warknęłam i zaczęłam nasłuchiwać
Wybiegłam z jaskini, a reszta za mną. Stałam nasłuchując. Słyszałam dziwne piszczenie.
-Co znowu?
-Cicho!Słyszycie?...
Zrobiłam kilka kroków po schodkach. Teraz słyszałam dokładnie, cichy pisk dochodzący gdzieś spod Cudownej Skały.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Ta dam!Już pośpieszam ile mogę, bo nie mam pomysłów!Mam nadzieje że, aż tak to nie jest odczuwalne.Ostatnio jest tak nudno...myślałam o jakimś konkursie.Na przykład na wygląd jednej z pobocznych postaci.Bo nie mam pomysłu...znaczy niby mam, ale nie dokładny.Co wy na to?
1.Czy zarzuty Moto są słuszne?
2.Co było źródłem dźwięku na końcu rozdziału?