środa, 9 sierpnia 2017

#68.Piłka w grze cz.1

 Przekonanie Iris było naprawdę nie lada wyczynem, ale dzięki wstawiennictwu całej grupy przyjaciół udało się! Dni dzielące drużynę od wyruszenia w podróż minęły bardzo szybko i bez szczególnych wydarzeń. Nadszedł moment oczekiwany przez wszystkich. Moment opuszczenia rodzinnego gniazda.
 - Uważajcie na siebie kochani! - król posłał córce spojrzenie pełne troski. Zastanawiał się, kiedy jego mała księżniczka tak się usamodzielniła. Jeszcze niedawno płakała, kiedy w nocy wyczuła brak matki przy sobie, a teraz sama opuszczała Cudowną Ziemię. - Reprezentujcie nas godnie!
Shani podbiegła do Chaki i Valentine i wtuliła się w nich. Następnie przytuliła Furahę, mimo początkowej niechęci lwiątka. Podobnie postąpiła reszta drużyny tyle, że ze swoimi bliskimi.
- Reprezentacjo Cudownej Ziemi! Ruszamy! - krzyknął władczo Fari, co nie pasowało do jego ciepłego uśmiechu na pysku.
Lwiątka ostatni raz spojrzały na swoje rodziny i pognały za opiekunem. Po kilku minutach marszu bliscy zupełnie zniknęli za horyzontem. Tereny z każdym krokiem robiły się coraz bardziej obce.
- Jesteśmy na Wolnej Ziemi! - oznajmił Fari, kiedy przekroczyli granicę Cudownej Ziemi. - Jeszcze tylko rzut kamieniem do Lwiego Królewstwa - dodał, gestem łapy ponaglając zmęczoną drużynę.
- To fajne ma pan te kamienie! - mruknął Kesho. - Zaraz chyba wypluje płuca...
- Komu ty to mówisz! - sapnęła Shani, choć to właśnie ona nadawała tępa grupie i próbowała dogonić opiekuna, który kroczył daleko przed drużyną i co jakiś czas z politowaniem spoglądał na zmęczone maluchy.
- Jakby coś to mogę cię ponieść! - pomarańczowy puścił oczko księżniczce.
- Możesz pomarzyć! - zaśmiała się lwiczka. 
- Ej ekipa! A kto tak w ogóle rządzi na tej Lwiej Ziemi? - spytał Kesho z tępą miną.
- Kume i Nyota! - Hofu wyprzedził Shani, która już otwierał pyszczek. - Mają córkę Kidę.
- O chłopcy! Może któryś się chajtnie z tą księżniczką! - Lia wyprzedziła grupę i stanęła przed nimi, uśmiechając się tajemniczo. Kesho rozmarzył się, co szybko zauważył jego brat.
- Nie osłabiajcie mnie! Ona jest w wieku Zuberiego! - wyjaśnił Hofu, z rezygnacją uderzając łapką w pyszczek.
- A skąd ja mam wiedzieć! Ja się interesuje tylko naszym Cudownym bagnem... o reszcie królestw wiem tylko tyle, że istnieją! - zagrzmiał pomarańczowy, popychając brata.
- Trzeba też wspomnieć o zaginionym księciu Kharim! - Shani poczuła, że wreszcie jest w posiadaniu jakiejś informacji, której nie zna Hofu. - Gdyby nie umarł, były w naszym wieku.
- On nie umarł! - Fari nagle przerwał księżniczce. Odwrócił się do drużyny i zaczekał, aż lwiątka się zbliżą. - Pewnej nocy został porwany z królewskiej jaskini. Niektórzy mówią, że porywacze mieli żądać w zamian tronu Lwiej Ziemi, ale aż do dnia dzisiejszego wieść o księciu zniknęła... Naprawdę nie znacie tej historii? No nic, trzymajcie się blisko mnie, bo niedługo przekraczamy granicę!
Po chwili oczom sześciu lwiątek i lwa ukazała się rosnąca ku niebu Lwia Skała. Była prawie tak imponująca, jak swoja bliźniaczka na Cudownej Ziemi. Z ust Shani wydobyło się ciche łał. Nie chodziło jednak o skałę, a o powiew nowych, obcych i czekających na okrycie zapachów wprost pchających się w nozdrza, o szum trawy skrzącej się w promieniach zniżającego się słońca, o cichy śpiew ptaków, o ciepły wiatr muskający futro... To wszystko było tak znajome... i tak obce.
- Witamy was na Lwiej Ziemi! - ciemny lew, dotychczas leżący na skałkach przed Lwią Skałą wyszedł naprzeciw grupie. Fari ukłonił się, a drużyna, biorąc z niego przykład, powtórzyła czynność.
- Jestem Kume, król Lwiej Ziemi - oznajmił ciemny, świdrując wzrokiem Sawę. Brązowe lwiątko wbiło w króla obojętne spojrzenie, starając się wyglądać neutralnie. Tak naprawdę w jego głowie układało się tysiąc teorii, dlaczego król tak dziwnie na niego patrzy. - To moja żona...
- Jestem Nyota, a to nasza córeczka Kida - królowa podeszła do grupy z księżniczką na grzbiecie. Ciemna lwiczka, uśmiechała się do nieznajomych. - Misiu? Nie zamyślaj się tak przy gościach!
- Ja... znaczy, co? A! Mam nadzieje, że dobrze będziecie wspominać chwilę spędzone na Lwiej Ziemi! - powiedział król, wyrywając się z zamyślenia i wymienił parę zdań z Farim.
- Oddział! Tam jest wasza jaskinia, tu macie bufet, a tam dalej boiska do treningu. Jutro po południu wszyscy mają być wypoczęci i gotowi do pierwszego meczu! Zrozumiano? - Fari szybko rozeznał drużynę z nieznanym terenem. - Możecie się włóczyć po całej Lwiej Ziemi, jest pełno straży, więc nic wam nie grozi.
- To gdzie idziemy? - lwiątka spojrzały po sobie.
- Zamawiam miejsce przy bufecie! - oznajmiła Shani i zaczęła kierować się w wyznaczonym kierunku, szybko dogoniła ją Lia. - Mój żołądek zaraz strawi sam siebie!
- Przepraszam! - ryknęło lwiątko kilka sekund przed tym, jak piłka uderzyła w twarz Shani.
Księżniczka syknęła z bólu i spojrzała na winowajcę. Okazał się nim lwiak ciupkę starszy od księżniczki. Miał beżowe futro i ciemną spadającą na oczy grzywkę, wyglądał na przyjaznego. Shani kopnęła do niego piłkę i mimowolnie się uśmiechnęła.
- To ty! Ta księżniczka!... Shenti! - strzelił nieznajomy.
- Pudło! - zaśmiała się Shani.
Lewek uśmiechnął się wymuszenie i zniechęcony zaczął odchodzić. Lwiczki zasiadły obok bufetu i rzuciły okiem na jego asortyment. Shani zdecydowała zarzucić na ząb zebrę, a Lia elande. Po chwili przyniesiono dwa kawałki mięsa i lwiczki zaczęły pałaszować.
- Co ty się tak na niego lampisz?... Podoba ci się co? - Lia od razu wyczaiła malutki uśmieszek kuzynki, która cały czas patrzyła na trenującego nieopodal nieznajomego.
- Hej! Ty! - krzyknęła do lewka.
- Hę? To wy... A ty jak się nazywasz? - piłkarz odwrócił się.
- Jestem Lia, a to Shani... jest bardzo nieśmiała, ale podobasz jej się! Jutro rozegra mecz! Przyjdziesz?
- Lia! - warknęła Shani.
- Co? Już nigdy go nie zobaczysz, można sobie porobić jaja! - szepnęła do kuzynki.
- Jestem Leo i właściwie... ja też jutro gram, może będziemy konkurować! - nieznajomy doskonale wiedział, że Lia się tylko zgrywa. - Jestem reprezentantem Lwiej Ziemi jakby co! To do jutra!
- Ja cię zamorduje kobieto! - warknęła Shani, podrywając się na równie łapy. - Idę nad wodopój!
 Księżniczka znalazła niezbyt głęboki wodopój w sam raz, żeby troszeczkę się odświeżyć po podróży! Zamoczyła łapki i powoli zaczęła iść w stronę środka zbiornika wodnego. Woda była zimna, po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Kiedy woda sięgała Shani już szyi, znużyła się, ale po chwili musiała wypłynąć na powierzchnię. Zwyczajnie zabrakło jej powietrza. Zaczęła obmywać swoje futerko i czyścić je łapami. Księżniczka myślała, że jest sama, więc zaczęła nucić pod nosem.
- Hejka! - usłyszała nagle.
Shani zawstydzona wybiegła z wody. Jej policzki płonęły żywym ogniem. Spojrzała na lwiątko, które zakłóciło jej spokój... Hakimu!!!
- Ładnie to podglądać kogoś jak się kąpie? - warknęła trochę zbita z tropu.
- Oj przepraszam, a teraz chodź do mnie! - biały zachęcił ją ruchem łapy.
Lwiczka zaśmiała się kpiąco, lecz po kilku minutach namów zdecydowała się dojść do miejsca, gdzie woda sięga jej mniej więcej do szyi. Niepewnie stawiała każdy krok, uprzednio sprawdzając, czy głębokość się nie zmienia. Hakimu podpłynął do niej. Oboje byli bardzo blisko siebie, że Shani czuła na twarzy jego ciepły oddech.
- Dla kogo się tak sztafirujesz? - spytał, uśmiechając się zawadiacko.
- A co ty taki ciekawski? - prychnęła Mała, marszcząc brwi. Przez chwilę poczuła się wyjątkowo niezręcznie, więc postanowiła się wycofać. 
Hakimu pognał za księżniczką. Złapał ją za łapę i przyciągnął do siebie. Nie mógł się już dłużej powstrzymywać i pocałował lwiczkę. Shani z początku była trochę zdezorientowana. Księżniczka oderwała się od Hakimu i pobiegła do brzegu. Biały lewek dołączył do niej po chwili, widząc minę Shani, podobnie jak ona poczuł zażenowanie. Lwiczka wbiła wzrok w ziemię. Mimo że to był jej pierwszy pocałunek i powinna czuć radość... miała raczej wyrzuty sumienia, że stało się to w nieodpowiednim momencie, kiedy nawet nie myślała o żadnych związkach, czy miłości.
- Za... zapomnijmy o tym - mruknęła księżniczka, nadal nie podnosząc wzroku.
- Jutro nasz debiutancki mecz - Hakimu nieudolnie próbował puścić sprawę w zapomnienie.
- Tak - odparła Shani bez jakiejkolwiek emocji w głosie. - Ja... już idę.
Księżniczka odeszła troszeczkę i kiedy była pewna, że Hakimu nie zwraca już na nią uwagi, pognała ile sił w łapach. Jeszcze sporo czasu w zamyśleniu zwiedzała Lwią Ziemię i obserwowała ćwiczenia innych drużyn, kiedy zaczęło się ściemniać, wróciła do jaskini.

 Valentine siedziała na szczycie widokowym Cudownej Ziemi. W zamyśleniu obserwowała ostatni skrawek słońca wystający zza horyzontu. Królowa uwielbiała oglądać zachody i wschody słońca. Myślała nad przyszłością... kiedy już nie będzie jej na tym świecie. Czy Furaha godnie ją zastąpi? Z pewnością tak, miała do tego stuprocentową pewność. Był w końcu podobny do niej, a ona daje radę. Ciało królowej uderzył ciepły podmuch wiatru.
- Tabio? - Valentine rozejrzała się bacznie. Po chwili obok niej pojawiła się biała lwica. Tylko się uśmiechnęła i zniknęła. - Nie możesz ze mną porozmawiać bez żadnego powodu - prychnęła Val.
- Mamo? Z kim rozmawiasz? - zza pleców królowej dobiegł dziecięcy głos. Val odwróciła się i posłała synowi nerwowy uśmiech. Poklepała łapą miejsce obok siebie, dając synowi znak, by usiadł obok.
- Co chciałeś skarbie? - Valentine poczochrała go po grzywce i spojrzała na horyzont. Oboje przez chwile trwali w ciszy. - Niedługo święto Muhimu. Drużyny robią mini turniej... a wy? Macie jakiś pomysł?
- Nie myślałem o tym. Mamo... myślisz, że dam sobie radę? No wiesz, jako król - Furaha spojrzał na matkę, widać było, że każda sekunda odwlekania odpowiedzi była dla niego męką.
- Furaho, synu Valentine i Chaki, następco wielkiego Muhimu sądzę, że będziesz najlepszym królem w historii Cudownej Ziemi! - królowa przysunęła syna bliżej siebie i przytuliła.
- Tylko w historii Cudownej Ziemi? - zaśmiał się książę, wskakując matce na grzbiet.
- Całej sawanny, a może i świata! - Valentine spojrzała na pokazujące się na niebie gwiazdy, przez co nie zauważyła, że uśmiech zszedł z pyszczka księcia tak szybko, jak się na nim pojawił. - Co ty na wieczorne oglądanie gwiazd tylko we dwoje?

 Nad Lwią Ziemią wzeszło słońce i choć niektórzy nie za bardzo cieszyli się tym faktem, trzeba było wstać. Zaspana drużyna powlekła się na śniadanie, a zaraz potem na krótką rozgrzewkę. Dzisiaj miało odbyć się pierwsze kilka meczów i przynajmniej jeden z udziałem Royalsów. Tłumy okrążyły wielki stadion, zeszło się naprawdę dużo widzów.
- Witam na mistrzostwach sawanny w piłce nożnej! - krzyknął prowadzący. Słychać było, że lew miał duże doświadczenie i całkiem mocny głos, bo nie zagłuszał go skandujący tłum. - Dzisiaj jest z nami sama księżniczka Cudownej Ziemi! Przywitajmy ją brawami!
W tym momencie oczy wszystkich skierowały się na cudownoziemskich reprezentantów.
- Witamy cały Royal Team, drużynę naszej ojczystej Lwiej Ziemi! Gepradziej Ziemi! Klanu Gwiazd!... - prowadzący zdawał się mówić bez końca nazwy królestw, których w istocie było tylko osiem. 
Kiedy wszyscy zostali przedstawieni, rozpoczęły się zawody! Pierwszą drużyną, jak to było w tradycji, była reprezentacja królestwa, które organizowało mistrzostwa, a drugą wybierali kibice. Padło na chyba tegorocznych ulubieńców publiki... oczywiście drużynę Shani. Rywale stanęli naprzeciw siebie. Shani zmarszczyła brwi, patrząc na jednego z atakujących drużyny przeciwnej. Drugiego zasłaniał jej sędzia. Lwioziemcy byli trochę starsi, co było widoczne. Niektórych z drużyny to przerażało... niektórych.
- Oni... nas... zabiją! - szepnął Kesho, cofając się pod bramkę. 
- Boisz się braciszku!? - zaśmiał się Hofu, popychając brata do przodu. 
- Shani błagam, jeśli lubisz nas, chociaż odrobinę to odwołaj to! - Kesho był gotowy zwiać gdzieś daleko i nigdy już nie stanąć na boisku.
- Damy radę! Tylko pamiętajcie, działamy zespołem! - krzyknął Sawa, spoglądając na pobratymców. 
- Widzę, że mi konkurencja rośnie - zaśmiała się Shani. 
- Co?
-Nic, nic... jak umrę, już wiem kto mnie zastąpi - odparła kapitanka, przerzucając wzrok na rywali. - Leo?! - szepnęła, kiedy sędzia odsunął się trochę, odsłaniając znanego księżniczce lewka.
- Nie zrobimy z was pośmiewiska... - zaśmiał się lwiak - aż tak bardzo! - dodał uśmiechając się chytrze.
W uszach graczy zabrzmiał gwizd. Shani od razu dorwała się do piłki i zaczęła biec w stronę bramki. Lwioziemcy szybko ją otoczyli, więc musiała pozbyć się fanta. Kopnęła do Kesho, co okazało się ogromnym błędem. Piłkę w połowie drogi przejął Leo i z cwanym uśmieszkiem zaczął biec do bramki cudownoziemców.
- Obrona! - ryknął Sawa i sam zaczął biec w stronę swojej bramki.
Shani wbiegła przed Leo, próbując odebrać mu piłkę, ale ten kopnął ją w bok. Przejął ją inny lewek i strzelił gola.
- Jeden zero, księżniczko! - prychnął beżowy. - Spodziewałem się po was czegoś więcej.
Gwizdek i gra znowu się zaczyna. Tym razem pierwszy piłkę przejął Sawa. Pognał przed siebie, kontrolnie spoglądając do tyłu, czy Shani nadąża. Nadszedł moment, kiedy miał przekazać owoc księżniczce, ale wtedy ktoś mu podłożył nogę. Brązowy runął na ziemię, spadając na zgiętą łapę, jednak w ostatniej chwili posłał piłkę kapitance. Wpadła bramka.
- Sawa! Wszystko dobrze?! - Shani dostrzegła, że lwiątko nadal się nie podnosi. Wokół Sawy zebrały się dwie drużyny.
- Chyba, chyba tak - syknął lewek. Ruszył łapką i jęknął z bólu. - Albo jednak nie.
- Przepuście mnie! - przez lwiątka przepchał się jakiś lew. - Pokaż to chłopcze... Jest skręcona.
- Co? Ale mogę grać? - spytał z nadzieją brązowy.
- Obawiam się, że nie. Nie macie rezerwy?
- Nie, nie mają... więc chyba walkower? Czy we czwórkę dacie radę? - Leo starał się nie okazywać w głosie triumfu.
- Nie może pan czegoś zrobić? Jakoś zabandażować, czy coś? - Sawa spojrzał błagalnie na medyka.
- Mogę ją tylko usztywnić. Nie powinno się nic stać, ale nadal jest ryzyko jakiegoś poważniejszego urazu.
- A więc mecz jeszcze nieskończony! - wycedził lewek, spoglądając na Leo.
- Ale Sawa... jak coś się stanie? - zmartwiła się Shani. - Nie! Ja nie pozwalam ci grać!
- Pewna lwiczka uświadomiła mi, że granice tego, co możliwe są tylko tu, w naszej głowie - Sawa dotknął łapą czoła lwiczki. - Jak tego dokonała? Trenując ze złamaną łapą.
Gra po krótkiej przerwie zaczęła się na nowo. Bardzo długo na koncie obu drużyn było tylko po jednym punkcie. Dopiero pod koniec bramkę strzelił Hakimu, zapewniając swojej drużynie zwycięstwo. Pierwszy mecz z obcą drużyną i zwycięstwo! W tym momencie już chyba każdego z Royalsów napełniała duma. Następne trzy mecze: Klan Kiburiego kontra Gepardzia Ziemia, Klan Gwiazd kontra Rajska Ziemia i Dolina Farasi kontra Kryształowa Ziemia minęły bardzo szybko. Kiedy wszyscy już myśleli, że widowisko się zakończyło i zaczęli się zbierać, na środek wyszło trzech sędziów.
- Jak mówiliśmy na początku, drużyny są podzielone na dwie grupy. Grupa A: Cudowna Ziemia, Lwia Ziemia, Klan Kiburiego i Gepardzia Ziamia - przypomniał pierwszy sędzia.
- Oraz grupę B - zaczął drugi. - Klan Gwiazd, Rajska Ziemia, Kryształowa Ziemia i Dolina Farasi. Dzisiaj opuszczą nas dwie drużyny, które w swoich grupach uzyskały najmniejsze wyniki.
- Są to drużyny Gepradziej Ziemi oraz Doliny Farasi - oznajmił główny sędzia i spojrzał na drużynę młodych gepardów i szakali. - Graliście dzielnie, może za pół roku się uda! To na tyle naszych dzisiejszych zmagań! Widzimy się jutro podczas półfinałów!
 Lwiątka rozeszły się po Lwiej Ziemi. Wszyscy się poznawali lub grali dla zabawy. Wieczorem odbyła się impreza. Shani właśnie leżała na skale przed jaskinią i patrzyła, jak Leo i Lia idą w stronę migoczących światełek i grającej muzyki. Lwioziemiec zaprosił kuzynkę Shani zaraz po meczu. Widać było, że ta dwójka naprawdę się ze sobą dogaduje.
- Shani? - mruknął Hofu, wychodząc z jaskini.
- Co? Ach to ty Hofu... - lwiczka podniosła głowę i po chwili znowu ją położyła.
- Widziałem cię... i Hakimu. Wczoraj - westchnął biały lewek i wbił wzrok w ziemię.
- Mogę ci zaufać? - spytała księżniczka, na co brat Kesho tylko skinął głową. - Nie chciałam tego. Właściwie stało się to wbrew mojej woli. Ja po prostu sądzę, że to jeszcze nie ten czas, nie jestem gotowa na związek... nie zrozumiesz...
- Nie, nie! Rozumiem, naprawdę wiem, o co ci chodzi - Hofu przerwał księżniczce. Oboje spojrzeli na siebie i trwali chwilę w cichy.
- Ja... czasem naprawdę wstydzę cię swoich uczuć i czuje, że tym zrażam do siebie lwy - szepnęła Shani, spoglądając w stronę migających świateł.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam i na wstępie przepraszam za jakość tej notki. Jest troszeczkę (no naprawdę troszeńkę!) chaotyczna i poszatkowana na sceny, ale to dlatego, że chciałam wszystko wcisnąć w ten rozdział. xd Przepraszam też, że tak długo czekaliście, następny będzie dużo szybciej! Nie wiem co powiedzieć, więc...
Pytania:
1.Jak pocałunek Hakimu i Shani może wpłynąć na relacje lwiątek?
2.Czy drużynie uda się przejść do finału?

Bym zapomniała! Jak już pewnie zauważyliście blog od dawna nie skupia się na Valentine, a nazwa bloga to wciąż HISTORIA VALENTINE. Nie wiem, czy jest sens zmieniać nazwę, bo pewnie wszyscy się już mega przyzwyczaili... no ale wypadałoby. Moje propozycje to: Panowanie na Cudownej Ziemi lub Historia Shani. Jak myślicie? Zmieniać, czy nie? A jak tak to na jaką? Macie swoje pomysły? Naprawdę zależy mi na waszej opinii, bo już sama nie wiem.
Pozdrawiam i miłego wieczoru/dnia!

7 komentarzy:

  1. Pirsza! Mogę dumać. No więc... Od razu przechodzę do odpowiedzi, bo mówienie że rozdział piękny to już tradycja.
    1' Oj. Nie bardzo. Sama miałam podobną sytuację, a teraz nie mogę tego typa od siebie odgonić, już nie mówiąc o związku ponad pół roku z innym!
    2' Cukierkowo tak!
    Historia Shani... Nawet fajnie by było. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. Na pewno się od siebie na jakiś czas odsuną. I prawidłowo, bo nie widzę ich jako pary. *diabelski śmiech* W ogóle dobrze, że Shani się opamiętała. Jeszcze wyjdzie na ludzi, eee, to znaczy na lwy. Ma rację, za wcześnie jeszcze na związki. A w ogóle jest kiedyś na to dobry czas, heh? Ja sądzę, że nie. xD
    2. Myślę, że tak, ale łatwo nie będzie, bo widzę, iż ktoś tu gra nieczysto - Leo, nieładnie tak! A wydawał się z początku... nieszkodliwy. Jak nikt mógł nie zauważyć tych fauli Lwioziemców na Shani i Sawie, ja się pytam!? [Jaki bulwers!] xP
    Co do nazwy - raczej bym jej nie zmieniała, bo, jak wspomniałaś, dużo osób się do niej przyzwyczaiło. Poza tym nie będzie go łatwo znaleźć w wyszukiwarce, a linki na innych blogach nie będą do niego prowadzić. Na Twoim miejscu zmieniłabym, jak już, tylko nazwę na nagłówku i w opisie bloga. Jednak wg mnie dobrze jest, jak jest. W końcu gdyby nie Valentine, to nie byłoby dalszego ciągu tej historii i kolejnego pokolenia.
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  3. 1.Mam nadzieję,że ich nie pogorszy
    2.Tak
    Fantastyczny rozdział i
    oczywiście czekam na next.UF,dobrze że drużyna,przeszła dalej,pomimo trudności.Lwioziemcy kantują,ojoj.Ten Leo,niech tylko do Shani sie nie zbliża! Czyżby,ti Sawa być tym zaginionym księciem? Oj może być ciekawie.
    Nie trzymaj długo..w niepewności.Napisz nowy rozdział ;)
    Pozdrawiam c:

    OdpowiedzUsuń
  4. A co do tytułu Niech pozostanie ten co jest obecnie.Jest lepszy i bardziej pasuje,niż Panowanie na Cudownej Ziemi-który kojarzy mi się z od początku do końca.Lub Historia Shani,też by nie pasowała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uhhh... Dawno mnie tu nie było, za co bardzoooo przepraszam :/
    Dzięi Bogu, że Ir się zgodziła. Z resztą, znając życie Lia męczyłaby ją inaczej 24/h xd No proszę, proszę... Czyżby córka Ir znalazła sobie pierwszego chłopaka? xd
    Pomimo, że rozdział był przepełniony Shani od stóp do głów, to bardzo podobały mi się w nim opisy-podróży, Lwiej Ziemi i meczu <3 No i oczywiście trzymam kciuki za ShanixHakimu, pierwsze romanse muszą być no nie? xd
    1.Jak wcześniej wspominałam-osobiście trzymam za nich kciuki <3 Szczerze mam nadzieję, że zostaną parą, Hakimu od początku pasował mi do Shani c; Jednak kij wie, czy ich relacje się nie zepsują...
    2.No ba, że tak <3 Im ma się nie udać? Proszę cię!
    Jeśli chodzi o zmianę nazwy... Zostaw obecną c; Panowanie na Cudownej Ziemi? Według mnie nie pasuje. Blog nie skupia się na pokoleniach i władzy królewskiej na Cudownej Ziemi. Historia Shani? Boże, błagam nie o-o Obecna nazwa jest najlepsza c;
    Pozdraiwam <3
    Ps. Zapraszam tutaj:
    https://wheterindreamsorindance.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział był naprawdę ciekawy i szczerze to myślałam, że drużyna Shani przegra mecz na samym początku (bardzo się teraz za to wstydzę). Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, strasznie wciągnęła mnie ta gra. Trzymam kciuki za naszą Shani i jej drużynę. A o tym całym Leo to nawet nie będę wspowinać...
    Przejdźmy, więc do rzeczy:
    1. Jestem niemal pewna, że tak. Choć zdecydowanie wolałabym, żeby puścili to w niepamięć. Są zdecydowanie za młodzi na romanse.
    2. Po tym co przeszli, nie ma szans, żeby im się nie udało.

    Co do nazwy najlepsza jest obecna. Nie zmieniaj jej, bo się nie opłaca. Jak mówił już Anonim, w otateczności zmień nazwę nagłówka i tyle, bo póżniej może być ciężko znaleść tego bloga.
    Pozdrawiam.

    Ps. Jeśli będziesz miała czas to zajrzyj tutaj:
    https://sekretylwiejziemi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam dwa pomysły:
    Historia Cudownej Ziemi.
    Od Valentine po Shani.
    Historie z Cudownej Ziemi

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony