Młoda lwica stoi przed wielką lustrzaną ścianą. Patrzy
w swoje lawendowe oczy z powagą i dumą. Księżniczka Cudownej Ziemi. To z
pewnością brzmi dumnie. Z prostej linii wnuczka Muhimu. Brązowa bierze kilka
głębokich wdechów i powoli wypuszcza powietrze, pokrywając parą
lustro. Podchodzi do niego i przeciera łapą. Wtedy zauważa za sobą parę
świecących oczu. Jedno przymrożone i jakby szare.
-Kim ty...-nie dokańcza.
Postać rzuca się na nią. Uderza jej głową o
lustro rozbijając je. Po chwili do Sheri dociera, że walczy sama z sobą. Każdy
cios który zadaje, odczuwa na swoim ciele.
-Śpij słodko!-śmieje się agresorka
zatapiając pazury w brzuchu ofiary.
Sheria obudziła się zlana potem. Otworzyła szybko oczy, ale natychmiast je
zamknęła z powodu słońca, które świeciło prosto na jej twarz. Wizja była bardzo
dziwna i rzeczywista.
-Hej Sher! Nie śpij!-skoczyła na nią nagle Kira-Wujek Anga ma dziś urodziny!
-Wujek? Chyba dziadek!-poprawiła ją-A nie...em, mów sobie co chcesz! Ja śpię!
Lwiczka zacisnęła oczy i przykryła uszy łapkami. Już miała z powrotem zapaść
w sen, kiedy na poliku poczuła wilgotny nos matki.
-Skarbie, dziadek ma urodziny. Chcemy wspólnie złożyć mu życzenia-szepnęła
Valentine delikatnym głosem.
-Niech wam będzie!-mruknęła i poderwała się na równe łapy.
Gdy Anga wszedł do jaskini wszyscy zaczęli śpiewać ‘’Sto lat’’, a następnie
składać życzenia. Pomysłodawcy wczorajszego pomysłu pójścia na cmentarzysko szybko
złożyli życzenia i zaczęli się wycofywać.
-A wy to dokąd?-warknął Chaka, zasłaniając lwiatką drogę ucieczki.
-My, tato…zrobiło nam się duszno!-wykombinował na poczekaniu Furaha.
-Synu uważaj, bo się udusisz. Myślisz, że nie pamiętam?…Zachowaliście się
wczoraj nieodpowiedzialnie! Wiedzieliście, że mnie i mamy nie będzie.
-Tato…-mruknęła Shani-My chcieliśmy do was iść…
-A no właśnie Kishindo mówił, że chwaliliście się, że jesteście tacy
odważni, żeby w nocy iść na cmentarzysko. Wiem też o tym, że pobiłeś Hakimu, Furaha!
-Ja? Ja go tylko…trochę postraszyłem.-bronił się malec.
-Jego mama z którą akurat mam dobry kontakt powiedziała mi o
wszystkim.-Chaka z każdym słowem był coraz ostrzejszy.
-Ale…
-Żadnego ale! Zawiodłem się na was…na tobie!-warknął król i wrócił do
jaskini.
Shani gdzieś pobiegła z Angą, a młody książę chciał wrócić do jaskini.
-On jest taki nieodpowiedzialny!-uniósł się Chaka.
-To jeszcze dziecko, pamiętasz nas? On przy nas to złote lwiątko-zaśmiała
się Valentine
-Może i tak, ale na razie nie widzę w nim godnego następcy…
W tym momencie Furaha po cichu zaczął się wycofywać z jaskini. Gdy miał pewność,
że już go nie usłyszą zaczął biec.
-Hej Furaha!-wpadł na Sherię.
-Hej?-odparł trochę wyrwany z rozmyśleń.
-Bawimy się?-zaproponowała siostra.
-Wiesz…może…kiedy indziej? Idź do Shani i dziadka.
-Ale oni grają, ja tego nienawidzę!
-No nic…to pa!
Furaha łaził po sawannie. ''Nie
widzę w nim godnego następcy!'-ciągle brzmiało mu w głowie. Książę wziął rozpęd
i przeskoczył rzekę, która w tym miejscu była bardzo wąska. Spojrzał za
siebie. Wciąż widział Cudowną Skałę. Jedyne czego teraz chciał to
spokoju. Samotnie pozbierać myśli, przemyśleć wszystko. Dotarło do niego co mogło
się stać mu...co mogło się stać Shani i Sheri, zwłaszcza Shani. Mogła dostać
ataku. Gdyby któraś z nich ucierpiał, nie wybaczył by sobie tego. Malec przysiadł
pod drzewem. Z zamyśleniem obserwował pogrążone w spokoju królestwo. Czy pewnego
dnia będzie umiał zachować je w takim samym spokoju?
-Robią z tego aferę!-mruknął
odwracając wzrok.
Nagle od strony granicy z Ziemią
Hien usłyszał piskliwy śmiech hien i powarkiwania. Krzyki były coraz
głośniejsze. Książę nie wiedział co ma robić. Ryzykować kolejne punkty minusowe u
rodziców czy komuś pomóc? Jak sprawdzi co się dzieje to chyba się nic nie stanie? Pobiegł
w stronę granicy i schował się za wielkim głazem. Po względnych oględzinach
ustalił, że to złota lwiczka walcząca z czwórką szczeniaków hieny. W sumie jest
księciem, a oni zapędzili się za granice. Nie mają prawa go tknąć. A jeśli nawet
hieny nie wyglądały na zbyt groźnie, nawet trochę głupkowato.
-Raczycie zostawić tą panią?-rzucił
na totalnym luzie wychodząc z ukrycia
-A ty to co? Kiciuś się
zgubił? Spadaj z naszej ziemi!-wrzasnął szczeniak puszczając lwiczkę.
-Z
waszej? Chyba z mojej! Jesteście na Cudownej Ziemi, której jestem
księciem!-prychnął Furaha bez krzty strachu-Papa!
-On
może poskarżyć się ojcu-szepnęła hiena do swojego ''szefa''.
-Następnym
razem, książę nie pchaj się w nieswoje sprawy!-warknął na odchodnym-A ty mała
język za zębami!
Furaha
podszedł do lwiczki. Miała rozcięty prawy policzek. Mała była bardzo drobna i
chuda.
-Wszystko
okey?-spytał niepewnie zielonooki.
-Wy
cudownoziemcy zawsze musicie wcisnąć swój nos!-warknęła.
-Heh,
zdaje mi się, że cię uratowałem.-zbulwersował się lewek.
-Tak,
zdaje ci się! Będę miała jeszcze większe problemy! Mogli mnie już pobić jak
zawsze, to by było lepsze!-w tym momencie furia zamieniła się w rozpacz.
Głębokie
jasno błękitne oczy zaszkliły się, a po chwili po złotych polikach popłynęły
łzy mieszając się z krwią.
-Co? Oni
się nad tobą znęca?
-Nie...znaczy
tak. Nie twoja sprawa!-próbowała jeszcze stawiać opór, ale po chwili się rozsypała-Moja
matka umarła podczas porodu, mój tata chyba nie żyje. Władca hien przygarnął
mnie. Myślałam, że zaznam wreszcie miłości, ale...oni traktują mnie jak poduszkę
do wyładowywania agresji!
-Powiem
to tacie! Uwolni cie, będziesz żyć z nami na Cudownej Ziemi!-powiedział z
ekscytacją obejmując złotą.
-Nie
rozumiesz!-odparła odchodząc od niego i siadając dalej.
-Nawet
nie wiesz jak rozumiem! Właściwie to jak masz na imię?-podszedł do niej
-Laari-powiedziała
wycierając łzy.
-Ładnie,
ja jestem Furaha!-lwiątka podały sobie łapy.
-Właściwie,
co tu robisz książę?-spytała.
-O
to samo chciałem spytać, ale już wiem.
Lwiczka
zaczęła chichotać. Łzy z oczu zniknęły, a krew przestała lecieć. Teraz można było
podziwiać prawdziwe piękno Laari. Miała delikatne rysy.
-Berek!-ożywiła
się nagle lwiczka.
Książę
chwilę z powagą przyglądał się biegającej wokół niego lwiczce, by po chwili
wkroczyć do akcji.
-Berek!-rzucił
się na nią.
Wtedy
od strony Ziemi Hien dało się słyszeć krzyk złości. Laari przerażona zwaliła z
siebie Furahe.
-To
Sada! Pewnie mu już na kablowali. Muszę lecieć! Pa!-złota zaczęła się oddalać
-Laari! Zaczekaj!
Mała
odwróciła się z zaciekawieniem
-Fajna
jesteś! No i…czekaj na mnie jutro o tej samej godzinie, tu! Pomogę ci!-uśmiechnął
się.
-Dobrze
książę! Do jutra!
Furaha
wpadł na Cudowną Skałę z uśmiechem od ucha do ucha. Ku jego zdziwieniu było tu
strasznie cicho.
-Sheria,
co się dzieje?-spytał siostry.
-Shani
do łba wpadło założyć drużynę. Dziadek ją poparł i zaczęła się wojna.-odparła ze
znudzeniem.
Furaha zajrzał do jaskini. Anga
patrzył tylko z zawiedzeniem na swoją córkę. Valentine nie dopuszczała do siebie
tej myśli. Jej niepełnosprawna córka ma mieć drużynę, startować w między królewskich zawodach (no międzynarodowych xd) To przecież jest niemożliwe! Po pierwsze, bo jest lwicą, po drugie jest księżniczką, po trzecie jest chora!
-Kiedyś powiedziałaś do mnie ,,To głupie, rezygnować z pasji przez tytuł''.Wiedziałem wtedy, że będziesz dobrą królową. Bo nie liczyło się dla ciebie to kim jesteś, ale jaka jesteś, a dziś zabraniasz własnej córce rozwijania swojej pasji tylko przez tytuł. Czyli myliłem się wtedy?-Anga poderwał się i wyszedł z jaskini zostawiając córkę samą ze swoimi myślami
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za takie opóźnienie, ale nie miałam czasu nic napisać. Wena też mnie nie rozpieszcza. Następna notka będzie cudowna! Gwarantuje!
1.Czy uda się uratować Laari?
2.Założenie drużyny przez Shani to dobry pomysł?
3.Uda się to?
Pozdrowionka!I dobrej nocy, dnia, popołudnia...dobrego...no kiedy to czytasz!