niedziela, 11 grudnia 2016

#54.Sojusz.

-Co im zrobiłeś?-krzyknęłam
-Pamiętasz, że nasza kochana medyczka umie przyrządzić miksturę, która obezwładni nawet słonia...trzeba to wykorzystać puki nie umrze, nie wyjawiając przepisu, droga matko chrzestna.
-Tknij ich!-warknęłam
Kiburi machnął łapą, a strażnik trzymający Iris zaczął ją podduszać.Przestraszyłam się i doskoczyłam do niego, ale drugi strażnik obezwładnił mnie.Ukuł mnie kolcem nasmarowanym tym świństwem.Od razu poczułam zawrót głowy.Nie był to objaw podobny do tego zatrucia podczas wojny.Widać, ta broń ma wiele zastosowań.Padłam bezsilna na ziemię.Chaka zaczął się wyrywać,ale trzymali go dwaj strażnicy.Kiburi podszedł do Iris.
-A więc na niej ci tak zależy?-spytał kładąc jej pazury na szyi-Życie ich wszystkich, czy wojna?
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w oczy swojego chrześniaka.W jego granatowych ślepiach, kryło się coś czego nie umiałam rozpoznać...złość, czy może stoicki spokój?
-Gadaj!-wrzasnął, pazurem delikatnie raniąc szyje siostry
Po białej jak śnieg sierści popłynęła mała stróżka krwi.Krzyknęłam i próbowałam wstać.Tym razem nie było taryfy ulgowej.Dostałam w twarz.Upadłam na ziemię z myślą, że to już koniec.

Hłe hłe!Polsat się kłania!

Narrator
Karim kroczył samotnie w kierunku boiska, gdzie za chwilę miał odbyć się mecz świeżo upieczonej drużyny Shani z jakimiś tam knypkami.Musiał obejrzeć to niezwykłe widowisko, kiedy to daleka kuzyneczka przez przegraną znowu popada w depresje.Miejsce baby jest na polowaniu, nie na boisku!Ciemny czuł, jednak wewnętrzny niepokój.Wyprawa rodziców od razu wydała mu się dziwna.Zamyślony zajął miejsce na trybunach obok swojej drużyny.
-Siemasz Karim, ta wywłoka jednak założyła drużynę!-zaczął Kishindo-Trzeba z nią coś zrobić.
-Spokojnie, ona sama coś ze sobą zrobi.Przegrają, a jak nie teraz to na eliminacyjnym.-odparł z lekkością-Naprawdę, tak się jej boisz?To zero!

Shani wyjrzała zza kamieni, które odgraniczały boisko od ''szatni'' zawodników.Chodź decydujący mecz miał się odbyć za dwa dni, to ten był dla niej równie ważny.

-Cykasz się?-spytał nagle Kesho
-Kesho!Boże...nie strasz mnie!...No tak, trochę boje!-przyznała odrywając nieśmiało wzrok od ziemi
Pomarańczowy widział, że mała zaraz zemdleje ze stresu.Objął ją łapami.Cała się trzęsła.Wolne bicie serca lwiątka uspokajało księżniczkę, która po chwili wyrwała się z objęć.
-Lepiej-uśmiechnęła się zawstydzona-Idziemy?
-Tak, nadszedł czas-odpowiedział i razem weszli na boisko, a po chwili reszta drużyny

Valentine
Ostatkiem sił podniosłam się i podbiegłam do Kiburiego.Spojrzałam mu groźnie w oczy prawie stykając się z nim nosem.
-Więc?-dopomniał się
-Puszczaj ich-warknęłam
Lew machnął ręką.Wszyscy zostali uwolnieni.Asante przerażony podbiegł do Iris, a Chaka do mnie.
-Nic ci nie jest?-objął mnie
Wyrwałam się od niego i odsunęłam.
-Masz mnie...oni wrócą, ja zostanę.Nie chce więcej wojny-powiedziałam z powagą
-Co?Zgłupiałaś?-uniósł się Chaka-Jak już to ja!
Kiburi zaczął się śmiać, a z nim strażnicy.Rozglądaliśmy się zdezorientowani.Jest tu gdzieś ukryta kamera?
-Jestem genialnym aktorem-powiedział Kibur powstrzymując się od śmiechu
-Co?
-Piękne graliście w moją grę.
-Co?-warknęłam i powaliłam nastolatka-Ja prawie nie zeszłam na zawał, a ty mi tu żartujesz!
-Oj, matko chrzestna.Musiałem wiedzieć czy jesteś zdolna do poświęceń i czy jesteś dobrym materiałem na sojuszniczkę.-odparł ze stoickim spokojem
-Sojuszniczkę?-wciął się Chaka
-A no sojuszniczkę...poznałem całą prawdę od tego uratowanego knypka i chcę pokoju.Jako młody władca na wojnie dużo bym stracił.A teraz zapraszam was na obiad, opowiem wszystko po kolei.
Z grymasem złości zaczęłam podążać za lwem, a za mną reszta.Obgadaliśmy wszystko i najedliśmy się do syta.Kamień spadł mi z serca, wreszcie w pełni zostałam oczyszczona z zarzutów.Późnym popołudniem zaczęliśmy swoją podróż w kierunku powrotnym.

Narrator
Drużyna Kishindo zszokowana patrzyła na triumfującą Shani.Ta mała zepsuła wszystko.Miała przegrać!Te łzy radości miały być łzami smutku!
-Masz coś z nią zrobić!-fuknął Kishindo do Karima-Złamać łapę....byle by już nigdy nie dotknęła piłki!
-Co mam zrobić?-spytał Karim, jakby właśnie usłyszał bełkot szaleńca
-Unieszkodliwić.-wycedził 
-Co?Jak?
-No chyba nie tchórzysz?Kończyny nie umiesz trochę pogruchotać?-zaśmiał się-Wierze, że coś zrobisz-poklepał go po ramieniu i odszedł
Karim przełknął ślinę i spojrzał na Shani, która aktualnie okrążona była przez ''fanów''.
-Przecież to moja kuzynka-szepnął
W jego głowie walczyły teraz dwa przekonania.Dobro czy zło?Przyjaciele czy Shani?
-Bez skrupułów!-warknął mrużąc oczy z nienawiścią

Shani kilka godzin po meczu zarządziła zbiórkę.Chłopcy nie mieli pojęcia o co chodzi.Patrzyli tylko po sobie z głupimi minami.
-Ten mecz to była porażka!-oceniła księżniczka
-No przecież wygraliśmy!
-Jednym punktem!To jest wygrana?Gdyby Kesho nie strzelił w ostatniej minucie to nie było by wam tak wesoło!Mam większe aspiracje.
-To co proponujesz?-spytał jeden z lewków
-Jak to co?Zmieniamy pozycje!-krzyknęła
-Zmieniajcie sobie co chcecie, ale ja na atak nie pójdę nigdy w życiu!-wciął się Hofu
-Ciebie skarbie daje na bramkę.Masz refleks i jesteś szybki.Hakimu, ty na ataku wypadasz nieźle.No właśnie nieźle, a nie fenomenalnie!Umiesz dobrze blokować.Jesteś na obronie!Twoim zadaniem jest odbierać piłkę wrogów biegnących do bramki i przekazywanie jej atakującym.Czyli mi i od tej pory też Sawie.Sawa jesteś szybki i nie boisz się wkroczyć do akcji.No i Kesho...obrona.Jakieś pytania?Nie?To ja wracam do jaskini bo Mlezi się wkurzy.Do jutra!

Mlezi-opiekunka lwiątek siedziała na królewskim podwyższeniu w jaskini, kontrolnym wzrokiem obserwując igraszki lwiątek.Zauważyła smutnego Furahe pod ścianą.
-Coś nie tak książę?-spytała
-Nie-warknął 
-Na pewno?
-Furu, co jest?-zainteresowała się siostra, książę przemówił dopiero po kilku minutach męczenia
-Mama i tata już nie wrócą!Rozumiesz?Okrutni ich zabili!-zaczął łkać opierając głowę o ścianę 
-Co?Nie gadaj głupot!-zaśmiała się Shani
-Mama mówiła, że nie wie czy wrócą, a jest już wieczór.Oni nie żyją!
-Żyją, żyją.Na pewno!-zaręczyła
-Skąd wiesz?
-Bo już wrócili!-zaśmiała się podbiegając do matki, która z przyjaciółmi przed chwilą przekroczyła próg
-Mamo, co ci się stało w szyje?-spytała Lia wdrapując się na grzbiet Iris
-Musiałam się poświecić za królestwo-zaśmiała się-No, ale mamy dla was wspaniałą wiadomość.Wszystkie złe historie o Klanie Oktutnych tracą sens.Teraz to po prostu Klan Kiburiego.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Za dużo mandarynek, oj za dużo...nie wiem czy udało mi się wytworzyć to napięcie na początku, ale chyba nie xdddd.No i kochani, głosowanie na Bohatera Tygodnia zaczęło się od wczoraj, a nie skończyło.Dopiero za tydzień poznamy pierwszego zwycięzce.Jeszcze jedno, nie znam się na piłce, ale u mnie w historii jest inny szkielet drużyny: bramkarz, dwaj obrońcy, dwaj atakujący.
1.Czy Karim odważy się zrobić coś Shani?
2.Czy drużyna księżniczki wygra mecz eliminacyjny?
Pozdrowionka!Wasza Val i mandarynki

4 komentarze:

  1. Fajny jak zawsze :)
    1.Myślę że nie (miłość XD)
    2.Nie,ale mimo to się nie podadzą
    Ps:kiedy Shani odkryje ryk przodków?
    POzdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz!Spokojnie, ja o wszystkim pamiętam.Niedługo się dowiesz :D

      Usuń
  2. Genialnie jak zawsze
    1. Jasne że nie
    2. Jasne że tak
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Już bez przesady Dominiko, bez przesady, robisz lepsze napięcie niż ja XD. Ale post był fajny i to bardzo. W twoim składzie piłki nożnej prawie nic się nie różni oprócz braku pomocników, ale to twoje zasady, bo twoja historia! :)
    Pytanka:
    1. Raczej nie, chodź możesz nas czymś zaskoczyć..
    2. Tego nie wiem okaże się w następnych rozdziałach! :))
    Pozdrawiam~Emiś

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony