niedziela, 5 marca 2017

#59.(Nie) udany ratunek

Chaka chciał już nakrzyczeć na syna za zachowanie, ale powstrzymał się. Wziął głęboki wdech i spojrzał na zachmurzone niebo.
- Czy ja powiedziałem coś złego?... Już sam nie wiem, o co mu chodzi - szepnął sam do siebie i skierował się w stronę jaskini.
Wszyscy zmierzyli króla krzywym spojrzeniem. Nawet Kira i Karim wymieniający zdania w sposób... bardzo głośny to mało powiedziane, ucichli. Po jaskini rozeszła się fala szeptów. Chaka otrzepał futro z wody i podszedł do Valentine.
- Co mu znowu nagadałeś? - szepnęła wkurzona.
- Raczej co on nagadał mi...
Padało, aż do wieczora. Lwy siedziały w jaskini cały czas. Tylko łowczynie wyszły na chwile, by zdobyć pożywienie dla stada. Wreszcie nastał słoneczny ranek. Gdy tylko promienie słoneczne rozświetliły wnętrze jaskini królewskiej, Kly przyleciał z wiadomością dla księżniczki Shani. Matu chciała się z nią jak najszybciej spotkać. Mała postanowiła od razu tam pójść, a następnie udać się na miejsce spotkania umówione z Furahą. Shani przemierzała sawannę. Słońce mocno świeciło. Ptaki śpiewały. Był piękny dzień, mówiąc jednym... no dobra, trzema słowami. Nawet trochę piekąca rana na policzku i chęć mordu na Karimie kłębiąca się gdzieś głęboko w sercu nie mogła zepsuć jej humoru. Zauważyła młodsze lwiątka grające w piłkę. Owoc wtoczył jej się pod nogi. Zaczęła manewrować piłką i strzeliła bramkę, wykonując piruet. Lwiątka zaczęły klaskać, lwiczka skinęła głową i pognała dalej. Wpadła do jaskini medyków z takim impetem, że omal nie rozkwasiła się na ścianie naprzeciwko wejścia.
- Witaj Matu! - przywitała się radośnie.
- Witaj księżniczko Shani. Co cię sprowadza? - spytała żółta, nawet się nie odwracając.
- Yyy... Ty mnie przecież wezwałaś. No więc...
- Ach no tak! Usiądź, proszę! - lwica odwróciła się, a po chwili wróciła do malowania wizerunku białej lwicy.
- Czy ona nie ma czegoś innego do roboty niż ciągłe bazgranie po tych ścianach? -pomyślała głośno Shani.
- Jestem stara, a nie głucha! -zaśmiała się lwica. - Faktycznie nie mam co robić.
- Co malujesz? - spytała lwiczka, udając, że obchodzi ją to chociaż trochę bardziej niż wykład Fariego na temat: Przeciwników nie bijemy i nie podkładamy im łap!
- To pierwsza Lwia Straż dowodzona przez lwicę - oznajmiła Matu.
- Uhm... Interesujące... — westchnęła lwiczka.
- A to Amani. Wszyscy mówili, że lwica nie może przewodzić Lwiej Straży, a posiadać Ryk Przodków to już w ogóle... - medyczka zawiesiła wzrok na Shani i ucichła na długo.
- To już wszystko? Mogę iść? - spytała trochę speszona lwiczka.
- Tak, zobaczymy się już niedługo. Bądź ostrożna, choć przyszłość jest już znana.
- To ja już... Do widzenia! - przestraszona księżniczka wyparowała z jaskini. Nie miała pojęcia, o co chodziło Matu, ale to było bardzo dziwne. Nawet nie pomyślała, że może Matu nie powiedziała jej tego, co miała powiedzieć.
- Furaha! Jesteś! To co, idziemy teraz? - dopadła do brata.
- Im szybciej, tym lepiej...ale na pewno chcesz iść? Nie zmuszam cię, nie będę miał ci za złe. - Furaha wyraźnie był przestraszony.
- Nie zostawię cię... idziemy!
-Sha! Furu! Bawimy się? - nie wiadomo skąd wyskoczyła Sheria.
- Nie... wracaj do domu albo znajdź sobie inne ofiary - książę próbował przynajmniej udawać wyluzowanego.
- A tak serio...to nie jestem dzieckiem. Słyszałam, co szeptaliście w nocy. Idziecie zwiedzać Ziemie Hien - parsknęła lwiczka, jakby to było najoczywistszą oczywistością.
- Nie zwiedzać, tylko... Nieważne. I za przeproszeniem nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy!
- Królewno... albo idę z wami, albo biegnę do rodziców i sobie nie obejrzycie tej ziemi...
- Nie idziemy tam zwiedzać!... - odparła Shani, próbując nie wybuchnąć.
- Stój! Idziesz z nami...
- Yey! Jak super!
- Zrozum, że idziemy uratować pewną lwiczkę. Hieny ją zniewoliły - warknął Furaha.
- To tata nie może nam pomóc? - kolejna sprawa była oczywista w oczach Sherii.
- Nie! - burknął książę i pognał przed siebie.
Lwiątka biegły w morderczym tempie. Musiały jaknajszybciej dotrzeć do granicy nie rzucając się w oczy. Rodzeństwo zwolniło przy rzece. Furaha zatrzymał się przed wodą i spojrzał na siostry. Tak naprawdę nie wiedział nawet, czy wróci żywy. To było szaleństwem, ale szaleństwem w dobrej sprawie... Coś takiego w ogóle istnieje?
- Na pewno chcecie iść? Jeśli przekroczymy rzekę, nie ma już powrotu.
W odpowiedzi lwiczki tylko przeskoczyły przez rzekę i pognały w stronę granicy. Jeszcze chwilę ich puchate łapki poruszały się po miękkiej trawie, potem zastąpiła ją sucha ziemia. Królewskie rodzeństwo nie odzywało się do siebie. Przekroczyli granicę, bez żadnego przystanku. Nagle dało się usłyszeć śmiech. Książę skoczył w bok, przewracając siostry za kamień. Kilka hien przeszło od nich kilka centymetrów. Lwiątka odetchnęły z ulgą i pognały dalej za kolejny głaz. Rodzeństwo z ciekawością wychyliło głowy zza kamienia. Sheria trochę się skrzywiła. To nie było to, czego oczekiwała. Furaha pewnie wskoczył na skałę, a za nim Sheria. Biały nabrał powietrza w płuca i uśmiechnął się triumfalnie. Rozejrzał się, jego oczom okazała się rozległa ziemia. Na pierwszy rzut oka wyglądała ona okropnie. Jednak gdzieniegdzie rosły połacie trawy i krzewy. Zbiorniki wodne wypełniało błoto.
- Ziemia Hien - odparł.
-Furu, nie sądzisz, że to jednak zły pomysł? - spytała Shani, wdrapując się na głaz.
- Lepszego nie mam, ruszamy! - westchnął i pobiegł przed siebie.
Rodzeństwo pewnie biegło przez błotnistą ziemię, mijając przewalone krzewy i skacząc przez wystające korzenie. Byli coraz dalej od domu. Nagle Furaha kazał się zatrzymać. Trójka schowała się za głazami. Stąd wyraźnie widzieli serce Ziemi Hien - siedzibę Sady, wodza hien. Książę błądził wzrokiem wokół jaskini. Miał nadzieje, że zobaczy Laari i w końcu ją wypatrzył! Leżała pod skałkami. Cała zakurzona z licznymi ranami i zadrapaniami. Biały spojrzał na siostry i bez żadnego uprzedzenia ruszył w kierunku złotej.
obrazek proszący o pomstę do nieba
- Stój głupku! - szepnęła za nim Shani. Beżowa spojrzała na siostrę i wzruszyła ramionami - Zostań tu! - poleciła i poszła w ślad brata.
- I co chcesz zrobić? Zaraz przyjdą hieny!
- Pomóż mi ją podnieść! - odparł tylko Furaha. W tej chwili nie obchodziło go nic. Tylko przekroczenie granicy przez Laari, nawet kosztem jego życia. Książę włożył sobie nieprzytomną Laari na grzbiet. Była bardzo lekka i chuda, więc nie było to zbyt dużym problemem.

Sheria stała za głazem, obserwując rodzeństwo. Strasznie się bała. Nie wiedziała, czy iść do Shani i Furahy, czy stać tu jak głupia. Nagle usłyszała za sobą śmiech i poczuła ślinę na głowie. Odwróciła się i zamarła. Nad nią stał sam Sada i kilka innych hien. Dowódca uśmiechnął się, obnażając wielkie pożółkłe zębiska.
- A co tu kicia robi? Wiesz, że kotki i pieski się nie lubią? - hiena zbliżyła głowę do małej lwiczki.
Sheria była sparaliżowana strachem. Chciała krzyczeć, ale nie mogła. W końcu się opanowała i wydała z siebie wrzask o takiej sile, że usłyszeli go Shani i Furaha i z pewnością cały Klan Hien. Lwiątka ruszyły na pomoc. Shani odwróciła uwagę wrogów, w tym czasie Sheria uwolniła się ze śmiertelnego potrzasku. Rodzeństwo zaczęło biec w stronę granicy. Furaha był cały czas z tyłu. Nie radził sobie już z niesieniem Laari. W końcu łapy odmówiły posłuszeństwa i runął na ziemię. Złota lwiczka poturlała się do przodu, a książę wpadł pod łapy wściekłych psów. Sheria, która była najbliżej doskoczyła do wrogów. Ugryzła Sadę w łapę, lecz ten wziął mocny zamach i kompletnie unieszkodliwił brązową. Shani wskoczyła na wysoką skałkę i warknęła znacząco.
- Jesteśmy królewskim rodzeństwem Cudownej Ziemi. Jeśli coś nam zrobicie, zyskacie potężnego wroga! - starała się mówić spokojnie i z dumą.
- Wy owszem, ale to coś? - spojrzał w stronę Sherii.
- To nasza siostra! - Furaha wymknął się spod łap władcy.
- Hahaha... Ona? Zaraz padnę! - zaczął się śmiać - To chyba przybłęda! 
Książę dał znak i wrzucając sobie Laari na plecy pognał w stronę granicy, a za nim reszta. Bieg trwał mniej niż trzy minuty, ponieważ słaba po ciosie Sheria wpadła w łapy hien. W powietrzu unosił się pył, uniemożliwiający zobaczenie czegokolwiek. Słychać było tylko warczenie agresorów i pisk Sherii. Shani skoczyła na największą hienę. Wróg chwycił ją zębami za łapę. Dało się słyszeć trzask łamanych kości. Rzucił ją na ziemię. Shani nie miała siły się podnieść. Spojrzała na swoją łapę. Była poraniona, a pośród sączącej się krwi dało się dostrzec kość. Księżniczka położyła głowę na ziemi i zacisnęła zęby z bólu. Cały czas traciła dużo krwi. Spojrzała na walczącego Furahę i Sherię leżącą od niej kilka metrów. Siostra miała rozległe rany i zadrapanie na oku. Musiała być silna! Musiała się podnieść! Z trudem przyszło postawienie trzech łap na ziemi. Shani zamknęła oczy. Kompletnie się wyciszyła. Głosy wokół z każdą chwilą były coraz bardziej stłumione. Wzięła wdech.
- Zostawcie moje rodzeństwo! - krzyknęła i ryknęła potężnie.
Na niebie ukazały się głowy ryczących lwów. Hieny zostały odepchnięte. Shani padła bezsilna na ziemię. Nie miała czasu zastanawiać się, co właśnie się stało. Usłyszała ryk ojca i zemdlała.

Król przed chwilą dowiedział się od Sawy, że jego dzieci zmierzają w kierunku granicy. Jak najszybciej mógł, zebrał strażników i popędził w tamtą stronę. Biegł ile sił w łapach, nie zważając czy inni nadążają. W jego głowie krążyły tylko myśli, że jego dzieci już nie żyją. Oczy mu się zaszkliły, kiedy zobaczył swoje dzieci leżące na ziemi i idące w ich stronę hieny. Ryknął i wskoczył przed swoje pociechy. Trącił nosem Furahę. Lwiątko otworzyło lekko oczy i natychmiast je zamknęło, udając, że mdleje. Księciu wstyd było patrzeć na ojca. Zawiódł go kolejny raz.

- Zabierzcie ich do Matu! Szybko! - rozkazał król i chwycił syna. Miał już zacząć biec w stronę domu.

- Kopę lat, Chaka. Twoje dzieciaki i ona chcieli pozbawić mnie sługi! - Sada zbliżył się do króla.
Brązowogrzywy spojrzał na leżącą niedaleko złota lwiczkę. Gdy tylko inni ją dostrzegli, jeden z lwów doskoczył do niej i zaczął sprawdzać, czy żyje.
- Zostaw ją! To moja sługa! Wyliże się.
Chaka zamyślił się. Położył sobie syna pod łapami. Teraz już wiedział, że mówił prawdę.
- Jeśli mi ją oddasz to, przymknę oko na to, co się tu wydarzyło, że skatowałeś moje dzieci.
- À propos dzieciaków. Kim jest ta mała? Jakoś nie pamiętam byś miał dwie córki - zainteresował się.
- Nie twoja sprawa! Ruszamy!- warknął król i obrał kierunek w stronę Cudownej Ziemi.

To była najtrudniejsza droga w życiu Chaki. Jego dzieci ciężko oddychały i były całe poranione, ale to nie mogło się tak skończyć. Nie teraz, nie w taki sposób! Król i strażnicy bez słowa minęli Valentine. Lwica zaczęła biec za nimi. Zrozumiała co się stało. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. W końcu wybawienie! Jaskinia medyków! Król wpadł do niej zrozpaczony. Nie były potrzebne żadne słowa. Matu była przygotowana. Razem z Kwelim zaczęła badać lwiątka. Rodzice i przyjaciele czekali w pierwszej części jaskini. Drużyna Shani smutno po sobie spoglądała. Kilka minut temu zostali wpisania na listę drużyn z Angą jako opiekuna, ale teraz ich to nie cieszyło. Lia zalewała się łzami, podobnie jak matka lwiątek. Poddani czekali przed jaskinią w ciszy, przygotowani na najgorsze. W końcu Matu wyszła z gabinetu. Spojrzała na parę królewską. Z jej twarzy nie dało się wyczytać nic.
一一一一一一一一一一一一一一一一ーーーーーーーーーーーー一一一一一ーーーーーーーーーー
Tadam! Jest rozdział! (Nie wspominajmy proszę o Bohaterze Tygodnia, nie chce sobie psuć humoru. Będzie jutro) Wydaje mi się, że trochę za krótki rozdzialik, ale chciałam was trochę pomęczyć. xd
1.O co chodziło Matu? Dlaczego wezwała do siebie Shani?
2.Czy lwiątką coś będzie?
3.Czy konflikt między Chaką i Furahą wzmocni się przez ten wybryk, a może przeciwnie?

Pozdrowionka! 

8 komentarzy:

  1. Fantastyczny rozdział, czekam na next
    1. Bo ona ma ryk pradawnych i Matu o tym wie
    2. Może kilka blizn, ale na pewno przeżyją
    3. Moim zdaniem przeciwnie, będą mieli dobry kontakt

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję !!! Wspaniały rozdział.Szkoda,że nie udało się uratować Laari :( nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału
    Od początku wiedziałam,że w takich okolicznościach odkryje ryk
    1.Bo chciała jej w jakiś sposób powiedzieć,że ma ryk
    2.Mam nadzieję że się wyliżą ,chociaż czuję ze Shani może mieć coś z łapa (oby nie!) mhm..tak poza tym,czy Shani będzie musiała wybierać między grą a lwią strażą?
    3.oby w końcu się pogodzili (tak jak Sebastian i Franek)
    •pozdrawiam•

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w końcu uratowali tą Laari?

      Usuń
    2. Tak, mówi o tym fragment ,,- Jeśli mi ją oddasz to, przymknę oko na to, co się tu wydarzyło, że skatowałeś moje dzieci." Wiem troche słabo to zaznaczyłam. Tytuł też t tym mówi Nie udany, bo ucierpiali na tym, a udany bo udało się ją zabrać z niewoli.

      Usuń
  3. Ten rozdział zyskuje sobie miano mojego najulubieńszego z tego bloga X3 Tyle akcji, krwi i walki! I w dodatku moment, w którym Shani odkryła w sobie moc Ryku Przodków - bezcenny. Wyobrażam ją sobie, jak cała zakrwawiona stoi z dumą przed wrogami, a z jej gardła wydobywa się taki ryk, że tym podłym hieniskom futro dęba staje. Ja na miejscu Chaki rzuciła się na te rzezimieszki i - przysięgam! - rozerwała na strzępy! (Ewentualnie rzuciła w nich krzesłem. Krzesła to zawsze dobry pomysł). No ale wiadomo - musiał jak najszybciej dotrzeć do Matu, szczególnie przez Laari... widok jej w takim okropnym stanie to smutne przeżycie :c Mam szczerą nadzieję, że łapa Shani jednak prawidłowo się zagoi i lwiczka nie zostanie kaleką do końca życia.
    Pozdrawiam! ~ Kräva

    OdpowiedzUsuń
  4. Łał to już 569 rozdział! ;D I proszę do tego jeszcze te 42 tyś! Ja też tak chcę *tupie nogą* Ja nie mogę wyjść z podziwu, ale co ty czujesz Doma? To naprawdę wielkie osiągnięcie, wytrwałaś i masz nagrodę c;
    Takiego rozdziału w twoim wykonaniu jeszcze nie było. I jeszcze ten ryk Shani, jak dobrze że nareszcie się pojawił, bo nie umiałam się już doczekać. Teraz nasza książniczka będzie miała na głowie nie tylko drużynę, ale i gwardię. Kurka, mam nadzieje, że królewskie rodzeństwo wróci jak najszybciej to zdrowia. Faruha trochę się zagalopował, no ale Laari jest w bezpiecznym miejscu c; Pewnie hieny tak łatwo nie odpuszczą, będzie się działo.

    Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu, ten pomysł aby Sheria bała się siebie z przyszłości jest zajebisty! ;D

    1.O co chodziło Matu? Dlaczego wezwała do siebie Shani? - Nareszcie Lwia Gwardia* skacze jak małe lwiątko*. Jeszcze tylko duchowi przewodnicy i mogę umierać w spokoju. XD Czasem wyobrażam ich sobie przekomarzających się, jeden po lewej stronie, drugi po drugiej stronie.
    2.Czy lwiątką coś będzie? - Ależ oczywiście, że nie! Chociaż taki fizyczny uraz każdego z królewskich lwiątek na jakiś czas, byłby całkiem ciekawy.
    3.Czy konflikt między Chaką i Furahą wzmocni się przez ten wybryk, a może przeciwnie?- Hm, ciężko mi powiedzieć. Z pewnością Chaka zrobi awanturę gdy tylko lwiątka lepiej się poczują. Ale Sebastian przecież uratował Franka i wtedy się pogodzili ;D

    POZDRO

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony